środa, 22 sierpnia 2012

Epilog.

-Głupia jesteś Mila!- zaśmiała się brunetka, popychając siedzącą obok blondynkę na poduszki.
-Wszystko się może zdarzyć- odpowiedziała jej ze łzami w oczach spowodowanymi napadami śmiechu.
-No ale Louis! Naprawdę byś mu to zrobiła?! On jest sam w sobie słodki, a ty byś go tak zraniła. Nie nadajesz się na jego żonę Milka, oj nie- brunetka pokiwała głową z wszechwiedzącą miną.
-Przestań, on ma Eleanor, a ja jestem tylko zwykłą fanką. Wzdycham do niego tak jak miliony innych dziewczyn i pewnie nigdy go nawet nie poznam- westchnęła Mila.
-Szanse zawsze jakieś masz, może się rozstać z Elką w każdej chwili- powiedziała Gabi, ocierając oczy.
-Ty masz większe, Hazza nadal nie jest zajęty, atakuj!- blondynka natychmiast się rozpogodziła, za co wyrwała poduszką.
-On na mnie nawet nie spojrzy, biorąc już pod uwagę opcję, że go kiedyś spotkam.
-Spotkamy ich zobaczysz!
-Chyba za 50 lat, jak już będą mieli żony, dzieci i wnuki. Hahaha, wyobrażasz sobie Harry`ego z siwą głową?
-Oh, hej, właśnie mi kogoś przypomniałeś, ale ten ktoś był 50 lat młodszy i jego loczki były brązowe, nie siwe- Mila sparodiowała scenkę, udając, że leżący obok misiek to osoba. Gabi wybuchnęła śmiechem i złapała się za brzuch.
-Boże hahahah, mamy 18 lat hahaha, a zachowujemy się jak napalone 13-latki!
-Lecę na niego, no i co? Maaaaaaaaaaaaaamusiuuuu czemu ja nie mam takiego tyłka?!- blondynka ześlizgnęła się z łóżka i podeszła do plakatu.- To nie fair, Tomlinson, że masz lepszą dupę ode mnie!- dźgnęła go palcem i udała płacz.
-Ale ty masz większe cycki- skomentowała Gabi, za co jej przyjaciółka zgromiła ją wzrokiem.
-On jest facetem, nie ma cycków- zwróciła się jak do idiotki.
-Przecież wiem, ale przecież u Larry`ego ktoś musi być kobietą!
-Czemu akurat Louis?
-Hy… bo jest taki kobiecy. Taki oo- brunetka zaczęła machać rękami, próbując znaleźć odpowiednie słowo.
-Jesteśmy powalone- skomentowała jej przyjaciółka i ponownie usiadła obok niej.
-Jesteśmy ich fankami, po prostu. Wiesz… może nasze marzenia się spełnią?
-Błagam cię Gabi. Mamy 18 lat, jedziemy do Londynu na studia i nasza historia jest tylko naszą WYOBRAŹNIĄ. Nigdy się nie zdarzy, może kiedyś pójdziemy na ich koncert, ale nie będzie wielkiej miłości i wspólnego życia. To tylko nasza wyobraźnia!- zgasiła przyjaciółkę Mila.
-Marzyć zawsze można- westchnęła brunetka.

Marzenia są naszym drugim życiem. Dzięki wyobraźni potrafimy żyć w innym świecie, z innymi ludźmi tak jak chcemy, bez nakazów, zakazów i niepochlebnych opinii innych ludzi. W wyobraźni możemy być kim chcemy, możemy marzyć o lepszym życiu niż te, które czeka na nas za drzwiami naszego pokoju. Mila i Gabi marzą o wielkiej miłości z członkami One Direction. I mają do tego całkowite prawo, tak jak kilka milionów innych dziewczyn, bo od tego właśnie są marzenia. Aby choć na chwilę zamknąć się w swoim idealnym świecie, nie martwiąc się o nic i z całego serca wierząc, że pewnego dnia to wszystko może się spełnić.

To już jest koniec tej historii. Zapewne wiele z Was zawiodło się na tym epilogu, ale tak miało być od początku. 
Teraz czas na nasz wywód, kto nie chce niech nie czyta, bo nie gwarantujemy, że będzie to miało sens. Przede wszystkim chcemy WSZYSTKIM podziękować i mocno mocno mocno przytulic. Dziękujemy tym, którzy byli z nami od początku, dziękujemy tym, którzy dopiero niedawno dołączyli do naszej "blogowej rodziny". Dziękujemy tym, którzy komentowali każdy rozdział i w ten sposób nas wspierali, ale też tym, którzy tylko czytali i pozostawiali to bez komentarza. Dziękujemy każdej osobie z osobna i wszystkim razem, bo znaczycie dla nas znacznie więcej niż Wam się wydaje. Jesteście dla nas w pewnym sensie drugą rodziną i przez te 8 miesięcy bardzo się do Was przywiązałyśmy. Teraz pozostaje nam nadzieja, że będziecie nas wspierać w drugim projekcie- Still Chasing Dreams - i chociaż część z Was będzie pamiętać o Mili i Gabi, które stworzyły jakąś abstrakcyjną historię, bez ładu i składu. Dziękujemy jeszcze za 60450 wejść i 98 obserwatorów. Po prostu, co tu dużo gadać, spełniłyście nasze marzenia.

To już naprawdę na koniec, więcej nic tu nie napiszemy: KOCHAMY WAS TAK BARDZO, BARDZO, BARDZO! 

ps. właśnie obydwie ryczymy, ale kit z tym, dla Was warto płakać <3
po raz ostatni tu: foreveryoung.


wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział XXXV.

O mój Boże. Oni się całują. ONI SIĘ CAŁUJĄ!
-Lou, patrz!- szturchnęłam męża w bok i skierowałam jego wzrok na Harry`ego i Gabi.
-Co… OŻESZ KURDE!- wykrzyknął i zwrócił uwagę reszty na parę. Ci się całowali i całowali i przestać nie mogli, a my się na nich patrzyliśmy i patrzyliśmy. Nareszcie się od siebie oderwali, a na twarzy Gabi była taka radość, jakiej już od dawna nie widziałam u kogokolwiek.
-Pamiętam! Wszystko pamiętam!- krzyknęła szczęśliwa, a my rzuciliśmy się na nią.
-Ale jak to?- spytał Niall.
-No normalnie! Nie wiem, pamiętam wszystko, wszyściutko!- cieszyła się jak dziecko. – Pamiętam jak się poznaliśmy w parku, pamiętam koncert, jak u was zamieszkałam, no co mam mówić. Po prostu was pamiętam! – uśmiechnęła się i znowu spojrzała na Harrego, chłopak był tak szczęśliwi, że byłoby to widać na kilometr. Cieszyliśmy się razem z nią, no bo kurde, pamiętała! Lekarz mówił, że pamięć może jej nigdy nie wrócić, a tu tak szybko wszystko wróciło do normy. Po jeszcze 50 razach powtórzenia, że wszystko pamięta daliśmy jej spokój i usiedliśmy do stołu. Wszyscy byli głodni, więc przez kilka minut słychać było tylko uderzanie sztuccy o talerze. Obawiałam się tego, czy wszystko się uda, ale było w miarę smaczne i dało się zjeść. Nikt nie narzekał, a to było najważniejsze. Kiedy zjedliśmy rozsiedliśmy się w salonie gdzie się tylko dało: na kanapie, fotelach, dywanie, krzesełkach. Louis stwierdził, że pobawi się w Mikołaja i zaczął rozdawać prezenty w za dużej, czerwonej czapce. Większość prezentów była dla Tony`ego: zabawki, ubranka i całkiem przydatne rzeczy typu chodzik. Sama dostałam kilka drobiazgów, za które pięknie podziękowałam. Odłożyłam rzeczy na bok i wtedy podszedł do mnie Louis.
-Mam jeszcze jeden prezent dla ciebie. Nie dałem ci tego przy wszystkich, bo to bardziej prywatne-uśmiechnął się i wyciągnął pudełeczko. Otworzyłam je i zobaczyłam srebrną bransoletkę z zawieszką „Loueh”. Podniosłam wzrok i spojrzałam prosto w oczy Louisa.
-Dziękuję- szepnęłam i wyciągnęłam rękę. Chłopak założył mi bransoletkę i przyciągnął mnie do siebie.
-Kocham Cię-powiedział cicho.- A to będzie ci o tym przypominać zawsze, kiedy nie będzie mnie obok.
-Ja i tak pamiętam- mruknęłam i wtuliłam się w niego. –Ale czemu Loueh, a nie normalnie Louis czy Lou?- spytałam.
-Bo naprawdę lubię, kiedy tak do mnie mówisz- uśmiechnął się i pocałował mnie czule. Wróciliśmy do reszty, a ja widząc jak Gabi i Harry znowu siedzą w swoich objęciach poczułam się jeszcze bardziej szczęśliwa. Przez tyle dni Harry chodził przygnębiony i smutny, wmawiałam mu żeby wszystko wytłumaczył Gabi, ale ten swoje… No i jeszcze obiecaliśmy wszyscy, że nic nie wypaplamy. Resztę wieczoru spędziliśmy po prostu rozmawiając, śmiejąc się i ciesząc swoim towarzystwem. Najwcześniej zmyła się Gab i Hazza, chcieli „nacieszyć” się sobą. 

- Llllllou wstawaj… Tony płacze – powiedziałam z zamkniętymi oczami, waląc w ramię Louisa.
- Yhhhyymm… -wymamrotał, a ja nadal waliłam go w rękę. Nagle płacz ucichł z niewiadomego powodu. Zdziwiło mnie to, bo Tony nigdy od tak nie przestawał płakać.
- Słyszysz? Przestał płakać – powiedziałam.
- No to chyba dobrze? Śpij dalej.
- No nie! Przestał sam płakać, a jak coś mu się stało!? – powiedziałam zestresowana i wyskoczyłam z łóżka. Wbiegłam do pokoju Tony`ego i zobaczyłam w nim Gabi.
- Hhhej, co ty tu robisz?
- Przyszłam, bo zapomniałam prezentów i akurat Tony zaczął płakać. A tak a w ogóle zamyka się drzwi na noc wiesz? – odpowiedziała przytulając małego.
- Wieeem, ale wczoraj byliśmy już zmęczeni i zapomnieliśmy. Dziękuję, że się nim zajęłaś.
- Nie ma sprawy, ale chyba trzeba go nakarmić – kiwnęłam głową i wzięłam od niej małego siadając na fotelu.
- To ja wam nie przeszkadzam – powiedziała wychodząc.
- Gab! Zaczekaj na dole, musimy pogadać – dziewczyna przytaknęła głową i wyszła. Kiedy Tony był już najedzony dołączyłam do niej z małym.
- O czym chciałaś pogadać? – spytała siedząc na kanapie.
- O wszystkim, znaczy… Jak z Harrym?
- Tak jak widziałaś, znów jesteśmy razem – uśmiechnęła się.
- Cieszę się razem z tobą.
- Jakoś nie widzę tego po tobie, co się dzieje?
- Wiesz… Tak sobie myślałam, że skoro teraz wróciła ci pamięć po tym jak cię pocałował, to może jak by ci wcześniej wszystko powiedział…
- Nie było by żadnego zamieszania i kłótni? – dokończyła za mnie pytająco.
- Dokładnie.
- Tego nie możemy wiedzieć. Na początku byłam na was zła, ale już nie jestem. A mama… zamknięty rozdział i tak byłam na nią zła przed wypadkiem, a teraz tylko potwierdziła, że nie jest nic warta.
- Ale to twoja mama! A co z rodzeństwem?
- Nie są już dziećmi, poradzą sobie. Jak tylko skończą osiemnastkę i będą mieli jej dość wezmę ich do siebie.
-Porozmawiaj z nią na spokojnie.
- Nie… może. Zobaczę. – odpowiedziała, a ja się lekko uśmiechnęłam.
- A właśnie, skoro już pamiętasz, to możesz rozpoznać tego kto ci to zrobił.
- I tu jest haczyk-mruknęła.
- Hmm?
- Pamiętam wszystko, ale tego kolesia kojarzę tylko jako wielkiego, z kapturem na głowie. Nie wiem jak wyglądał.
- Rozumiem… - powiedziałam i Tony zaczął płakać.
- Misja kupa? – spytała Gabi, a ja pokiwałam głową, dziewczyna pożegnała się i wyszła, a ja wróciłam na górę.

Sylwester spędzaliśmy wszyscy razem. Em wracała do Londynu i razem szliśmy do klubu. Mama Louisa zaoferowała opiekę nad Tonym w ten ostatni dzień starego roku i pierwszy nowego, więc mogliśmy pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Ale zanim nadszedł Sylwester, razem z Gabi poszłam do lekarza. Pan doktor był bardzo zdziwiony, kiedy dowiedział się, że Gab odzyskała całkowicie pamięć, wręcz mówił o cudzie. Jedyne co przypominało nam wszystkim o tym nieszczęsnym wypadku to blizna, która już na zawsze będzie na twarzy Gabi. Po wizycie u lekarza umówiłyśmy się razem z Danielle na zakupy w centrum handlowym, pod pretekstem kupienia sukienki na Sylwestra. Tak naprawdę to zaczynały się wyprzedaże, a my wymyśliłyśmy ten pretekst tylko dla chłopaków. Kilkadziesiąt sklepów, kilkanaście toreb i kilka godzin później byłyśmy całkowicie usatysfakcjonowane wynikiem naszych zakupów. Przestrzegając zasad zdrowego odżywiania poszłyśmy zjeść do McDonalda, pomimo usilnych protestów Gabi, że KFC jest lepsze. Powrót do domu przebiegał bez większych problemów, pomijając to, że po raz kolejny walnęłam w inny samochód i zarysowałam tym razem bok samochodu. Na szczęście właścicielem drugiego samochodu była dziewczyna w moim wieku, więc obyło się bez zamieszania z policją itp. itd. Dan z Gabi całą drogę się ze mnie nabijały, a ja stresowałam się i wymyślałam wymówkę na powiedzenie Louisowi o zarysowaniu jego nowego Range Rovera. Z logicznych powodów musiał wymienić samochód, bo Porsche było tylko 2 osobowe. Kiedy weszłam do domu Louis już w nim był i bawił się z małym. Coś mi podpowiadało, że już nie jest w dobrym humorze.
-Hej- podeszłam do niego i cmoknęłam na przywitanie. Pocałowałam Tony`ego w czółko i z powrotem przeniosłam wzrok na Lou. –Stało się coś?
-Nie, po prostu mam gorszy dzień. Zakupy udane?- spojrzał na moje torby.-Kupiłaś sukienkę?
-Taak. Zmęczona jestem trochę, zrobię sobie kawę. Chcesz?
-Chętnie- odpowiedział. Poszłam do kuchni i włączyłam ekspres, kiedy usłyszałam nad uchem:
-Zastanawiam się właśnie, kiedy powiesz mi o tym, że zarysowałaś mi samochód.
Podskoczyłam jak oparzona i odwróciłam się do niego twarzą. Cholera, skąd on wiedział?!
-Skąd wiesz?- spytałam drżącym głosem.
-Po pierwsze, jak tylko weszłaś do domu byłaś tak wystraszona, że było wiadome, że coś przeskrobałaś-powiedział.
-A po drugie?
-A po drugie dziewczyna, której auto zarysowałaś jest naszą fanką i jechała z inną fanką, która zrobiła wam zdjęcie, które robi teraz furorę w Internecie.
-Boże no! Nawet stłuczka musi być z fanką?
-To nie zmienia faktu, że zarysowałaś mój NOWY WÓZ- podniósł głos.
-No przepraszam!
-I zwykłe przepraszam ma załatwić sprawę?- spytał zły.
-A co mam powiedzieć? Nie wjechałam w nią specjalnie! –broniłam się. Louis wypuścił głośno powietrze i powiedział:
-Zanieś Tony`ego do Gabi i Hazzy, zabieram cię gdzieś.
-Co?
-Zrób to i nie zadawaj pytań- odetchnął głęboko. Wzięłam więc małego, jego ulubione zabawki i nosidełko i zaniosłam do mieszkania Stylesów. Gabi, kiedy tylko przypomniała sobie wszystko znowu wróciła do mieszkania Harry`ego i wszystko było tak jak dawniej. Zapukałam i drzwi otworzył mi Hazza. Obrzucił nas spojrzeniem i skomentował:
-Tommo się wkurzył i wyrzucił was z domu?
-Bardzo śmieszne. Nie, kazał mi dać wam małego, bo mnie gdzieś zabiera.
-Pewnie zabić i zakopać- ze śmiechem stwierdziła Gabi, która wzięła ode mnie Tony`ego.
-Przestańcie! Pobawcie się w nianie, a nie komentujecie- powiedziałam i zwróciłam się do małego- jak mamusia nie wróci, bo tatuś ją zabije, to pamiętaj że cię kochała. Pa! – pożegnałam się z nimi i wróciłam do mieszkania. Louis już na mnie czekał ubrany z moją kurtką w ręku. Założyłam ją na siebie i zjechaliśmy windą na dół. Kiedy zobaczył swój samochód nie skomentował tego w żaden sposób, tylko obszedł go dookoła i z sykiem wciągnął powietrze. Przez całą drogę nie odezwał się nawet słowem, dopiero gdy zatrzymaliśmy się przed salonem samochodowym, powiedział:
-Wysiadaj.
Posłusznie wysiadłam i razem weszliśmy do środka. Po chwili pojawił się pracownik, który najwidoczniej został poinformowany przez Louisa o naszym przyjeździe, bo od razu zwrócił się do niego:
-Witam panie Tomlinson, samochód, który pan chciał już czeka.
Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nie odezwał się już, ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Louis poszedł za nim, a kiedy zauważył, że nie idę razem z nimi, wrócił i chwycił mnie za rękę, ciągnąc za sobą.
-O co chodzi? Jaki samochód?- spytałam.
-Samochód dla ciebie, żeby mój już więcej nie był obijany. Swój niszcz jak tylko chcesz, ale mojego nie dotykaj- powiedział i stanęliśmy przed ślicznym, czarnym Audi TT. Znałam ten samochód z reklam, a na żywo wyglądał jeszcze lepiej. Kiedy ja byłam zajęta oglądaniem go, Louis najwidoczniej go kupił, bo po chwili wręczył mi kluczyki i powiedział, że identyczny samochód czeka na parkingu. Praktycznie wybiegłam z salonu i dopadłam do mojego własnego samochodu. Lou podszedł do mnie i ze śmiechem mnie obserwował.
-To jeszcze jeden bożonarodzeniowy prezent- zaśmiał się. Zbliżyłam się do niego i pocałowałam mocno.
-Dziękuję!- wykrzyknęłam i wsiadłam do środka. –Jedziemy?
-Jedziemy, ale uważaj na siebie. Nie znasz jeszcze tego samochodu!- przypomniał mi, ale już go nie słuchałam.

Nadszedł długo wyczekiwany Sylwester. Podobnie jak w tamtym roku chłopaki dostali propozycję świętowania w klubie dla gwiazd, ale odmówili. 31 grudnia powitał nas zamiecią śnieżną , co równa się ogromnym korkom. Rano wyjechaliśmy do Doncaster, gdzie zostawiliśmy małego, a kiedy z powrotem wracaliśmy do Londynu spędziliśmy 3 godziny stojąc w korku. Gdy przekroczyliśmy próg naszego mieszkania była dokładnie 17:35. Impreza zaczynała się o 20, a my byliśmy wkurzeni, głodni i zmęczeni. Zamówiliśmy pizzę i czekając na jej dostarczenie, rozłożyliśmy się na kanapie.
-Dziwnie tak bez małego nie?- odezwał się po chwili ciszy Lou.
-No haha. Też o tym właśnie myślałam- zaśmiałam się i poderwałam z kanapy, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Otworzyłam, wzięłam pizzę i zapłaciłam chłopakowi i już po chwili zajadaliśmy się nią. Kiedy skończyliśmy zamknęłam się w łazience i zaczęłam przygotowywać. Wykąpałam się, wysuszyłam, pomalowałam i uczesałam. Wyszłam z łazienki po sukienkę i przez przypadek zerknęłam na zegarek. Była za dziesięć 19, więc automatycznie przyspieszyłam tempo. Założyłam czarną, obcisłą mini na ramiączkach, całą w cekinach i czarne szpilki na platformie. Kiedy już gotowa zeszłam na dół Louis już na mnie czekał, podał mi płaszczyk, sam założył kurtkę i wyszliśmy z mieszkania. Jako że obydwoje chcieliśmy pic na imprezie, zamówiliśmy taksówkę, która zawiozła nas pod sam klub. Każdy miał dojechać sam, więc kiedy weszliśmy byli dopiero Zayn z Perrie i Liam z Dan. Po kilku minutach przyjechali Harry i Gabi, Em oraz Niall. Tańczyliśmy, piliśmy i gadaliśmy – jednym słowem świetnie spędzaliśmy ostatnie chwile starego roku. Po kilku piosenkach na parkiecie potrzebowałam się przewietrzyć, więc wyszłam na taras i oparłam się o barierkę. Po chwili dołączył do mnie Louis.
-Zmęczona?
-Niee. Gorąco mi, musiałam odetchnąć świeżym powietrzem-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Rozumiem. Trzeba korzystać z ostatnich chwil wolności haha- zaśmiał się.
-Co masz na myśli?
-W środę wracasz na uczelnię, ja wyjeżdżam..- powiedział już mniej radośnie.
-Nie musiałeś o tym przypominać. Nie wiem jak to będzie. Tony z opiekunką, ja bez ciebie..
-Wyjeżdżam tylko na 2 tygodnie.
-Chyba chciałeś powiedzieć aż 2 tygodnie- mruknęłam.
-Szybko minie, zobaczysz. Wracajmy do środka- pociągnął mnie z powrotem na parkiet. Po kilkudziesięciu minutach znowu wyszliśmy na zewnątrz, ale tym razem z nami wyszedł cały klub. Zaczęło się odliczanie, a my przytuliliśmy się do siebie. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Jeden wielki okrzyk tłumu i fajerwerki wystrzeliły w powietrze. Wokół nas ze wszystkich stron dochodziły wystrzały.
-I życzę nam, żeby ten rok był jeszcze lepszy niż miniony- powiedział Louis i pocałował mnie czule. Złożyliśmy sobie życzenia z resztą przyjaciół i wróciliśmy do środka. Klub opuściliśmy dopiero koło 6, więc praktycznie cały dzień spędziliśmy śpiąc. Po południu pojechaliśmy po Tony`ego i gdy wróciliśmy znowu położyliśmy się spać. Nie byłam przygotowana na jutrzejsze zajęcia, Louis nie był spakowany, ale postanowiliśmy wstać wcześniej i wszystko nadrobić. O 6 byliśmy już na nogach, Lou biegał po mieszkaniu i szukał swoich rzeczy, ja w panice przeglądałam notatki i próbowałam przygotować opiekunce wszystko dla Tony`ego i po prostu jednym wielkim cudem się wyrobiliśmy. O 8 przyszła opiekunka- 29 letnia Mary, która od razu zajęła się Tonym. Pożegnałam się z małym i razem z Lou zjechaliśmy na dół. Tourbus już czekał, razem z resztą chłopaków, Danielle, Gabi, Perrie i Em. Pożegnałam się ze wszystkimi i podeszłam do Louisa.
-Obiecaj mi, że będziesz na mnie czekała-powiedział smutno. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Jak mogłabym na ciebie nie czekać? Kocham cię Louis, zawsze będę na ciebie czekać.
-Nie wiem, mam po prostu złe przeczucia. Albo to tylko moje głupie myśli przejęły kontrolę, przepraszam- przytulił mnie mocno i po prostu tuliliśmy się przez kilka minut.
-Chłopaki, zbieramy się!- usłyszeliśmy głos Paula, Lou podniósł moją głowę i pocałował mnie mocno.
-Uważaj na siebie, Tony`ego i w ogóle. Kocham cię- jeszcze raz mnie cmoknął i zniknął za drzwiami autobusu. Odjechali, znowu zostałam sama ze wszystkim.
Pierwszy tydzień minął bardzo szybko. Powrót na uczelnie znacznie zmniejszył ilość mojego wolnego czasu, dodatkowo musiałam nadrabiać materiał, więc Mary siedziała u nas praktycznie od rana do wieczora. Czytałam, uczyłam się, pisałam. Kilkanaście godzin dziennie nad książkami nie jest spełnieniem moich marzeń, do tego bałam się, że Tony straci ze mną kontakt. Był malutki, łatwo się przywiązywał, a teraz to Mary była dla niego bardziej matką niż ja. Ale nie miałam wyjścia, musiałam wrócić na studia, jeżeli nie chciałam tracić roku. Każdą wolną chwilę poświęcałam małemu i praktycznie nie miałam chwili dla siebie. Do tego dochodził Louis, który zaczynał być coraz bardziej upierdliwy.
-Jak to znowu cały dzień siedzi Mary?- warknął podczas jednej z rozmów.
-Jest opiekunką, to jej praca.
-To jej praca na czas, kiedy jesteś na uczelni, a nie w domu- wciąż utrzymywał swój ton.
-Jak jestem w domu to się uczę i nadrabiam materiał, nie mam czasu na bawienie się z Tonym!- wkurzyłam się.
-Jesteś jego matką do cholery! To twój obowiązek!- krzyknął.
-A ty jesteś jego ojcem i nie ma cię przy nim praktycznie przez cały czas!
-Jestem piosenkarzem, wyjazdy to moja praca- syknął.
-Wydaje mi się, że przede wszystkim jesteś piosenkarzem, potem dopiero ojcem-odpowiedziałam podobnym tonem.
-To nie zmienia faktu, że mogłabyś więcej czasu poświęcać Tony`emu, a nie ślęczeć nad książkami.
-Boże, Tomlinson! Sam namawiałeś mnie do powrotu na uczelnię, a teraz masz wyrzuty kiedy się uczę?!
-Bo nie masz czasu na nic innego!
-Oh przepraszam, że nie siedzę cały dzień na Skype i nie czekam, aż wejdziesz. Wybacz mi, że mam swoje życie i bardzo mało wolnego czasu- warknęłam.
-Nie mam czasu na takie bezsensowne gadki- powiedział wkurzony i rozłączył się.
Była to kolejna kłótnia i tym razem po prostu nie wytrzymałam i rozpłakałam się. W takim stanie zobaczyła mnie Gabi, która właśnie weszła do mieszkania.
-Heeej mała co się stało?!- natychmiast do mnie podeszła i przytuliła.
-Wszystko się wali, mam dość. Muszę odpocząć, nie radzę sobie- wychlipałam.
-No to masz okazję. Wyjdź gdzieś, spotkaj się ze znajomymi. Ja zajmę się Tonym przez wieczór.
-Ale masz naukę…
-Przestań, mam tylko jakiś rysunek do zrobienia, równie dobrze mogę go zrobić jak mały będzie spał. Idź ogarnij się i wyjdź gdzieś- popchnęła mnie w stronę schodów i weszła za mną. Pomogłam jej wziąć kilka rzeczy Tony`ego i kiedy obydwoje wyszli zniknęłam w sypialni. Przebrałam się w bardziej wyjściowe ubrania niż rozciągnięty dres, uczesałam się, wzięłam telefon i portfel i wyszłam z domu. Ruszyłam w kierunku parku, potrzebowałam przede wszystkim świeżego powietrza. Spacerowałam, padał śnieg i poczułam, że muszę z kimś porozmawiać. Wybór był prosty. Szybko przewinęłam kontakty w telefonie i wybrałam odpowiedni numer.
-Halo?- usłyszałam.
-Hej Max, masz może ochotę na spotkanie z przyjaciółką?
-Hej! Jasne, z tobą zawsze. Gdzie?- od razu jego ton stał się bardziej radosny.
-Ymm nie wiem. Teraz jestem w parku, ale jest zimno, więc może w jakimś lokalu?
-A może u mnie? Jest ciepło, zamówimy coś do jedzenia, pogadamy- zaproponował.
-W sumie… może być. Będę za 10 minut.
-Okej, czekam- powiedział i rozłączył się.
Potrzebowałam tego spotkania. Max był moim najlepszym przyjacielem płci męskiej, miałam z nim praktycznie taki kontakt jak z Gabi. Potrafił mnie pocieszyć, ochrzanić i nakierować na dobrą drogę. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam. Czasami było mi z tym źle, bo czułam się jakbym go wykorzystywała, ale kiedy mu o tym mówiłam, zaprzeczał gwałtownie. Droga do jego mieszkania minęła mi szybko, być może dlatego, że było bardzo zimno i zaczęła się prawdziwa burza śnieżna, przez co chciałam jak najszybciej się ogrzać. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili otworzył mi ubrany w dresowe spodnie i bokserkę. Przytulił mnie do siebie i automatycznie zadrżał. Zaśmiałam się, a on prychnął.
-Naprawdę tak zimno jest?
-Nic nie mów, zamarzam- odpowiedziałam i faktycznie, było mi tak zimno, że aż szczękałam zębami.
-Chodź, dam ci jakieś ubrania na zmianę i zrobię gorącą herbatę- weszłam do środka i spojrzałam na siebie w lustrze. Miałam czerwone policzki, śnieg we włosach i byłam łagodnie mówiąc, przemoczona. Max zniknął za drzwiami swojej sypialni i po chwili wrócił ze spodniami od dresu i bluzą. Podał mi i wskazał na łazienkę.
-Idź się przebierz, włóż swoje rzeczy do suszarki, a ja wstawię wodę.
Gdy tylko się przebrałam poczułam się dużo lepiej. Ubrania były cieplutkie i suche i pomimo tego, że za duże to idealnie się w nich czułam. Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni, gdzie Max czekał, aż woda się zagotuje. Zobaczył mnie i gwizdnął cicho.
-W mojej wyobraźni w moich ciuchach wyglądałaś prawie tak dobrze jak teraz.
-Oh, zamknij się Max- zaśmiałam się, a on odpowiedział mi uśmiechem. Woda nareszcie się zagotowała, podał mi mój kubek z herbatą i wróciliśmy do salonu. Rozsiedliśmy się na kanapie, a ja zatrzęsłam się delikatnie.
-Chodź, przytul się- rozpostarł ramiona, a ja chętnie wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Objął mnie mocno, a ja wciągnęłam śliczny zapach jego perfum.
-Więc co się stało, że postanowiłaś się odezwać? – spytał po kilku minutach ciszy.
-Po raz kolejny pokłóciłam się z Louisem, no i ogólnie wszystko się wali-odpowiedziałam cicho.
-O co się pokłóciliście?
-O to, że nie mam czasu dla Tony`ego, jego i że ich zaniedbuję przez uczelnię. A sam doradzał mi powrót na nią!- podczas opowiadania narastały we mnie emocje.
-A zaniedbujesz?- spytał.
-Nie wiem! Nie mam czasu na nic, nawet na jedzenie. Muszę nadrobić cały semestr i to jak najszybciej, Louisa nie ma i małym zajmuje się praktycznie tylko opiekunka, no i czuje jakby pomiędzy mną i nim coś się zmieniło. Jak wyjeżdżał był taki inny… i potem te telefony. Praktycznie codziennie się kłócimy, nie potrafimy już nawet normalnie porozmawiać przez telefon.
-Ciiii, uspokój się. Nie płacz- poprosił i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że płakałam.
-Ale ja jestem beznadziejna- wychlipałam.-Do niczego się nie nadaję, nic mi nie wychodzi.
-Przestań!- ujął moją twarz w swoje silne dłonie i powiedział-jesteś cudowną osobą, jedną z najlepszych jakie znam. Pamiętaj o tym, a nie się przejmujesz.
Nie wiem co się ze mną stało. Był tak blisko, czułam jego oddech na swoich ustach i patrzyłam w te hipnotyzujące niebieskie oczy i po prostu to zrobiłam. Musnęłam jego wargi delikatnie swoimi, a on zesztywniał. Natychmiast się odsunęłam i wyrwałam z jego uścisku.
-Ja… przepraszam- szepnęłam i poderwałam się z kanapy. Nie doszłam daleko, zaledwie kilka metrów dalej zostałam przyciśnięta do ściany i mocno, wręcz brutalnie pocałowana. Rozchyliłam wargi i język Maxa natychmiast to wykorzystał. Nie panowałam nad sobą. Obijaliśmy się o ściany, zrywając z siebie ubrania i kierując do sypialni. Po chwili oboje zostaliśmy tylko w bieliźnie, a usta Maxa poznawały moje ciało zaczynając od szyi na linii majtek kończąc. Czułam go wszędzie, jego usta, długie palce i wzrok wędrowały po całym moim ciele. Całował mnie mocno, a ja czułam, że odlatywałam. Pozbyliśmy się ostatnich części swojego ubrania i chłopak po prostu we mnie wszedł. Jęknęłam głośno, bo nie byłam przyzwyczajona do tak szybkich, gwałtownych, a nawet brutalnych ruchów. Wydawałam z siebie niekontrolowane dźwięki, podobnie jak Max. Było mi tak dobrze, jak rzadko kiedy. Swoimi paznokciami drapałam go po plecach, próbując choć trochę się uciszyć, ale nic to nie dawało. Po kilku minutach oboje krzyknęliśmy głośno i chłopak opadł na mnie. Nie potrafiłam opanować swojego oddechu, dyszałam jak po przebiegnięciu maratonu. Max przeturlał się ze mnie i położył obok, również ciężko oddychając. Nachylił się nade mną i namiętnie pocałował. Wtedy uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Zdradziłam Louisa. Zdradziłam Louisa ze swoim najlepszym przyjacielem. Podniosłam się i pociągnęłam za sobą kołdrę. Max jęknął niezadowolony.
-Co jest?- spytał.
-Zdradziłam Louisa!- krzyknęłam nie próbując się nawet kontrolować. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, w zasadzie nie swoje, a Maxa, żeby się ubrać, a obok mnie stanął właściciel ubrań, już w bokserkach.
-Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało- zauważył.
-Mam męża Max! Co ja zrobiłam?- zawołałam z łazienki, w której zniknęłam, żeby się ubrać.
-Nikt cię nie zmuszał, zrobiłaś to na co miałaś ochotę.
-Nie panowałam nad sobą!
-Możesz tak to tłumaczyć. Nie pocałowałabyś mnie, a potem nie pieprzyłabyś się ze mną jakbyś tego nie chciała- powiedział, a ja gwałtownie otworzyłam drzwi i trzasnęłam go w policzek. Złapał się za niego i syknął.
-Za co?!
-Bo… yh!- nie dokończyłam, tylko szybko wciągnęłam buty i kurtkę i wybiegłam z jego mieszkania. Czułam się podle, nawet bardziej niż podle. Szybkim krokiem szłam do domu, a tam zorientowałam się, że mój telefon, klucze i portfel zostały u Maxa.
-No kurwa świetnie!- krzyknęłam i oparłam się o drzwi. Nie miałam wyjścia, musiałam zmierzyć się z Gabi. Zapukałam i po chwili otworzyła mi dziewczyna.
-Tony śpi, myślałam, że później wrócisz- zaczęła, ale przerwała, kiedy dokładnie mi się przyjrzała.-Co ty do cholery masz na sobie i dlaczego płakałaś?!
-Jestem taką idiotką- szepnęłam. Dziewczyna pociągnęła mnie za rękę i wręcz siłą posadziła na kanapie.
-Mów. Wszystko- zażądała.
-Zdradziłam Louisa z Maxem- powiedziałam cicho, a ona zaśmiała się.
-Hahaha, dobry żart. TY NIE ŻARTUJESZ!- podniosła głos i poderwała się z kanapy.
-Nie żartuję- powiedziałam, czując, że łzy napływają mi do oczu.
-CZYŚ TY ZGŁUPIAŁA?! PRZESPAŁAŚ SIĘ Z MAXEM?!- darła się na mnie, przez co poczułam się jeszcze bardziej podle. Nic nie odpowiedziałam, po prostu po raz kolejny się rozpłakałam. –Masz rację, płacz. Bo nie wiem, jak powiesz o tym Louisowi-warknęła.
-Mam tydzień, mogę jeszcze zginąć w wypadku- powiedziałam cicho.
-Nawet tak nie żartuj! Zresztą, masz tylko noc, chłopaki rano wracają.
-CO?!- spojrzałam na nią zszokowana.
-Odwołali im jakieś koncerty i Harry dzwonił, że z samego rana będą. Teraz mają ostatni koncert i zaraz po nim wsiadają do busa i wracają.
-Boże- szepnęłam.
-Masz kilka godzin, żeby coś wymyślić. A teraz przepraszam, ale weź Tony`ego i wyjdź, bo nie potrafię na ciebie spokojnie patrzeć- warknęła. Kilka chwil później opuściłam jej mieszkanie, biorąc przy okazji zapasowe klucze, które daliśmy im na wszelki wypadek. Położyłam małego do łóżeczka, a sama usiadłam w fotelu obok niego i bezsensownie się kiwałam, obejmując ramionami. Nagle mój wzrok zatrzymał się na bransoletce, którą dostałam od Lou. „Kocham cię, a to będzie ci o tym przypominać zawsze, kiedy nie będzie mnie obok.” Boże, jestem taka głupia. Chyba jeszcze nigdy nie urodził się ktoś tak głupi jak ja. Kocham Louisa, kocham go całą sobą. Kocham go, a zachowałam się jak dziwka. Nie mogłam go zranić bardziej, niż to było konieczne. Pomysł przyszedł sam, wydawał się najlepszym wyjściem. Wyciągnęłam z szafy puste kartony i zaczęłam pakować rzeczy swoje i Tony`ego. Musiałam się wyprowadzić, nie umiem spojrzeć w twarz Louisowi. Postanowiłam zatrzymać się w hotelu i jak najszybciej znaleźć mieszkanie. Kiedy skończyłam pakowanie dochodziła 5 i byłam wykończona. Musiałam się zdrzemnąć.
-Mila?!- obudziło mnie wołanie Louisa. Przez chwilę nie ogarniałam co się dzieje, ale kiedy wszystko sobie przypomniałam, poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Zeszłam na dół i stanęłam twarzą w twarz ze zdezorientowanym chłopakiem.
-Mila, czemu spakowałaś wszystkie swoje rzeczy?! –spytał, a nawet krzyknął.
-Bo nie mogę tu dłużej mieszkać- szepnęłam.
-Co? Czemu?- zapytał trochę spokojniej.
-Ja… Louis ja zrobiłam coś, czego bardzo żałuję…
-Co zrobiłaś?- spiął się cały.
-Przespałam się z Maxem- powiedziałam tak cicho, że byłam pewna, że nie usłyszał. Usłyszał, bo gwałtownie wyprostował się i wciągnął głośno powietrze.- Przepraszam.

PRZEPRASZAM. Ten rozdział był najtrudniejszy do napisania spośród wszystkich 35. Wiem, że nie tak wyobrażałyście sobie koniec, wiem. Po prostu Mila znowu miała swój odpał i znowu wszystko brzydko mówiąc zjebała, więc przepraszam. 
Jeżeli możemy Was o coś poprosić: chciałybyśmy, żeby pod tym ostatnim rozdziałem ukazało się dużo komentarzy i bardziej obszernych niż 1 czy 2 słowa. Chcemy wiedzieć, co myślicie o tym blogu jako o całości, bo to już jest niestety koniec, a byłoby nam miło, gdybyśmy przeczytały za jakiś czas kilka słów o blogu, o nas, o naszej pracy. 
Epilog pojawi się w najbliższych dniach.
I razem z epilogiem pozwolimy sobie na jeszcze dłuższą przemowę, bo jakiś etap w naszym życiu się kończy. 
foreveryoung.
 

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział XXXIV.

„Masz ochotę na spacer z Macho? ;)” – miły sms na początek dnia. Jestem już w domu tydzień i cieszę się, że jednak zostałam w Londynie. Moi przyjaciele są niesamowici! Zwłaszcza Harry, jesteśmy jak dwie bratnie dusze. Odpisałam krótkie „ok” i przygotowałam się do wyjścia. Od dwóch dni pada śnieg, więc nie obyło się bez kozaków i grubej kurtki. Kiedy zeszłam na dół od razu spotkałam lokatego.
- Ooo hej, ty już tu?- podeszłam i przytuliłam go na przywitanie.
- Taaak, wyszedłem wcześniej, a teraz dopiero napisałem.
- A jakbym odmówiła?
- Nie odmówiłabyś – uśmiechnął się, a ja oczywiście spaliłam buraka.
- Jak tam z Emilią? – skierowaliśmy się w stronę parku i zaczęliśmy rozmowę.
- A jak ma być? Dobrze, a czemu pytasz?
- A nic, nic. Tak po prostu… Jakie plany na święta? – szybko zmienił temat.
- Nie myślałam jeszcze nad tym, ale pewnie pojadę do rodziny. A ty?
- W wigilię musimy być w Londynie, to samo w Boże Narodzenie… - spuścił smutny wzrok.
- Co? To już przesada, nawet świąt nie możecie mieć wolnych?
- Promujemy teraz nową płytę, więc… Spędzimy święta razem z Milą i Tonym.
- A ona nie chce lecieć do Polski?
- Mówi, że woli być z mężem i z nami.
- Ahaa… - westchnęłam i nagle usłyszałam:
- Gabi!! Gabi zaczekaj! – obejrzałam się i zobaczyłam wysokiego chłopaka, podbiegł do nas i od razu mnie przytulił. Nie wiedziałam co myśleć , stałam jak wryta. – Jak ja cię dawno nie widziałem! Jak się czujesz? Byłem parę razy w szpitalu, ale jeszcze byłaś w śpiączce.
- Yyyy… Taaak, obudziłam się jakiś tydzień temu.
- Słyszałem, nie mogłem wpaść, bo byliśmy w trasie. Przepraszam.
- No nic się nie stało… - popatrzyłam się na Harry`ego, ale on totalnie nas olał i patrzył się w drugą stronę.
- Gabi wszystko w porządku?- spytał chłopak, kładąc ręce na moje ramiona.
- Taaaak, tylko…
- Gabi musimy iść – przerwał mi Harry, łapiąc za rękę.
- No tak, ciągle zazdrosny? – spytał nieznajomy.
- Zamknij się, po prostu musimy iść – Harry próbował go spławić.
- Jasne, trzymaj się Gab – jeszcze raz mnie przytulił i odszedł. Patrzyłam się na niego chwilkę, a potem odezwałam się do Harolda:
- Kto to był? I o co miałeś być zazdrosny?
- O nic, gadał głupoty... – odwrócił wzrok.
- A kto to w ogóle był?
- Twój znajomy, dobra chodźmy, bo już masz czerwony nosek – uśmiechnął się i musnął mnie palcem po nosie.
- Coś mi tu śmierdzi.
- Dziwisz się? Tyle kaczek dookoła.
- Nie haha, chodzi mi o tego kolesia – pokazałam palcem.
- Przestań się przejmować i chodź! – pociągnął mnie za rękę i wróciliśmy do jego apartamentu. Zostawiliśmy Macho i poszliśmy odwiedzić Milę i Louisa. Drzwi były otwarte, więc weszliśmy i od razu usłyszeliśmy krzyki Mili:
- Nie obchodzi mnie co chciałaś! Masz jej powiedzieć prawdę, albo ja to zrobię! – krzyczała z kuchni. Kiedy weszliśmy, zobaczyliśmy że rozmawia przez telefon. Zauważając nas szybko skończyła rozmowę:
- Muszę kończyć. Hej!
- Heeej, z kim gadałaś? – spytałam.
- A to… to koleżanka z grupy. Ale macie czerwone nosy! Aż tak zimno na dworzu?
- Troszeczkę, o co się z nią kłóciłaś?- nie dawałam za wygraną.
-Ymm o nic, takie tam głupoty.
- Wyglądało na coś poważnego.
- Gabi daj spokój. Chcecie herbaty?- spytała od razu nalewając wody do czajnika. Wyszłam z kuchni i poszłam na górę zobaczyć małego. Louis bawił się z nim w jego pokoiku. Dołączyłam się do zabawy. Kto jak kto, ale Lou umiał się bawić z dziećmi- Tony cały czas uśmiechał się od ucha do ucha. Jednak kiedy nadeszła potrzeba zmiany pieluszki Lou spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, a ja wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół po Milę.
- Harry to słodkie ale nie wiem czy to najlepszy pomysł, a jak jej się przypomni? – usłyszałam głos Mili, oboje siedzieli w salonie z kubkami herbaty.
- Ymm Mila, Lou cię prosi na górę. Misja kupa – powiedziałam, a ona złapała się za głowę i minęła mnie na schodach. Dosiadłam się do Harry`ego i wzięłam swoją herbatę.
- O czym rozmawialiście?
- Wszystko byś chciała wiedzieć! – uśmiechnął się.
- Nie wszystko, tylko o czym gadają moi przyjaciele!
- Przyjaciele… - wyszeptał. – Zwykła pogawędka, gadałaś dzisiaj z mamą?
- Nie, a co?
- Może zadzwoń do niej teraz.
- Czemu tak nalegasz? Zadzwonię jak wrócę.
- Jak chcesz- popatrzyłam się na niego dziwnie, o co mu chodziło?
- Yhhh, no już dobra– wstałam i wyjęłam komórkę, schowałam się do kuchni i wybrałam numer do mamy.
- Słucham?
- Hej mamo, to ja Gabi.
- O cześć skarbie, jak się czujesz?
- Dobrze, nie martw się.
- Cieszę się, że już ci lepiej.
- Ymmm… mamo chcesz mi coś powiedzieć?- spytałam, a w słuchawce nastała cisza. – Mamo?
- Kocham cię skarbie.
- Tylko tyle?
- A co chciałaś usłyszeć?
- No nic… Też cię kocham. To paa- rozłączyłam się i wróciłam do salonu, gdzie siedział też już Lou.
- Jak tam, sytuacja opanowana? –zaśmiałam się do niego.
- Taak, a u ciebie?
- A jaka? Nic się przecież nie dzieje – odpowiedziałam, a on spojrzał się na Harry`ego.
- Co tam u mamy?- spytał lokaty.
- A co ty się nią tak interesujesz? Zakochałeś się czy co? – zaśmiałam się, a on spojrzał na mnie dziwnie. Skończyliśmy temat. Wróciła Mila z Tonym i zaczęliśmy nową rozmowę. Dziwnie się zachowywali, jakby coś chcieli mi powiedzieć. W końcu nie wytrzymałam.
- Ej o co chodzi? Chcecie mi coś powiedzieć?
- Gadałaś z mamą? –spytała Mila.
- Co wam z tą moją mamą! Tak gadałam i co? – odpowiedziałam, a Mila patrzyła na mnie smutnie.
- Co za tchórz- powiedziała ściszony głosem.
- Słucham?! Powiedźcie o co chodzi, bo zaraz oszaleję! – podniosłam głos. Na to Mila wstała i zaczęła coś szukać w komodzie. Kiedy wyciągnęła kolorowe pudełko usiadła obok mnie i mi je wręczyła.
- Otwórz.
- Co to jest?
- Po prostu to otwórz –westchnęłam i otworzyłam pudełko. W środku było pełno zdjęć. Byłam na nich ja, moja mama i jakiś mężczyzna… To niemożliwe!
- Kto to jest? – spytałam pokazując na niego.
- Nie poznajesz go?- spytał Louis.
- Czy to, nie, przecież mój tata tak nie wygląda!
- Gabi, to twój prawdziwy tata- powiedziała Mila.
- SŁUCHAM?! A kim był ten koleś w szpitalu?!
- To chłopak twojej mamy… - odpowiedziała patrząc w ziemię. Nie mogłam w to uwierzyć, w mojej głowie siedział mężczyzna ze zdjęć, a nie ten cały Artur…
- Co się z nim stało? – spytałam po chwili.
- Zmarł 8 miesięcy temu –popatrzyłam się na nią i odłożyłam pudełko. Wyszłam na balkon, to nic że padał śnieg, a ja była w samych skarpetkach, musiałam to sobie poukładać. Minęło dobre pół godziny, kiedy poczułam na sobie czyjeś ramię.
- Gabi, chodź do środka – usłyszałam głos Harry`ego.
- Jak ona mogła, ona jest moją matką? – spojrzałam na niego, nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać.
- Ona… po prostu… Nie wiem jak ją wytłumaczyć.
- Bo się nie da! Nie wierzę, że mogła mnie tak okłamać. Czy jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć?!- spojrzałam na niego, a on patrzył na mnie przez chwilę.
- Wiesz…
- TAK?!
- Niee… - spuścił wzrok, a ja nabrałam powietrza.
- Muszę zadzwonić – weszłam do środka i zabierając telefon, zamknęłam się w łazience.
- Halo, Gabi? Coś się stało? – usłyszałam.
- Jak mogłaś?!
- Ale skarbie o co chodzi?
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi?! Jak mogłaś mnie tak okłamać! – krzyknęłam, a w słuchawce znowu nastała cisza. – Nie masz odwagi, żeby mi nawet odpowiedzieć?!
- Gabi ja…
- Wiesz co?! Zamknij się już! Raz na zawsze! – krzyknęłam i rozłączyłam się. Chwilę stałam w bezruchu patrząc na odbicie w lustrze. Szybko wyszłam z toalety i popatrzyłam się na moich przyjaciół.
- Chcę zobaczyć swojego Twittera.
- Co? Po co? – spytała Mila.
- Chcę wiedzieć co jeszcze przede mną ukrywacie.
- Gabi przecież my…
- Skoro nawet moja matka mnie okłamała, to skąd mam wiedzieć, że wy tego nie zrobiliście? – nic nie odpowiedziała tylko spojrzała się na Harry`ego, który był już cały blady. Pokiwałam głową i zgarnęłam laptopa Mili, który stał na stole. Nie wiem czemu wcześniej nie przyszło mi do głowy sprawdzenie moich stron. Po prostu o tym nie myślałam. Niestety nie pamiętałam ani loginu ani hasła, popatrzyłam się na Milę, a jej twarz wyrażała strach.
- Pomożesz czy nie? – spytałam, a ona powoli podeszła i wpisała wszystkie potrzebne rzeczy.
Kilka stron spamu, przewijałam i przewijałam. Wiele wiadomości od różnych dziewczyn, które życzyły mi powrotu do zdrowia. Jedna wiadomość zwróciła moją uwagę : „Harry bez ciebie nie jest już taki sam. Gabi wracaj!” przeczytałam to kilka razy, a potem przeniosłam wzrok na Harry`ego. Siedział ze spuszczoną głową, czytałam dalej. „ Harry vs Nathan, kto?” tweet ze zdjęciami Harry`ego i chłopaka, którego spotkaliśmy z parku. Weszłam na profil Harrego, zobaczyłam moje zdjęcie jak śpię z opisem: Czy ona nie jest piękna? No ja już prawie oszalałam, wstałam od kompa i podeszłam do lokatego.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Pytałam, czy jest coś o czym powinnam wiedzieć, a ty powiedziałeś, że nie ma nic takiego! –mówiłam, a on milczał.
- Spokojnie Gab – uspokoiła mnie Mila.
-Jak, jak mam być spokojna? Jeszcze chcecie mi coś powiedzieć?! Może Tony to mój syn?! – krzyknęłam.
- Przestań!
- Przepraszam Mila, ale wy się po prostu mną bawicie. I to wszyscy! – powiedziałam patrząc na Harry`ego. Założyłam buty i wyszłam. Pobiegłam szybko do parku, musiałam gdzieś odreagować, a w domu czekała na mnie Em, która zaczęła by o wszystko wypytywać. Usiadłam na ławce i zakryłam twarz rękoma. Siedziałam skulona nie patrząc na to, że robi się ciemno i że śnieg coraz mocniej padał. Kiedy poczułam już jak mi zimno, zawróciłam do domu.
- Boże Gabi! Wszyscy się o ciebie martwiliśmy! Gdzieś ty była! – „powitała” mnie Em.
- Musiałam pomyśleć.
- I co wymyśliłaś?
- Nic, nic mnie tu nie trzyma, a już zwłaszcza w Polsce.
- Nie pieprz głupot. Tu cię trzyma bardzo dużo.
-Słucham? Chyba tylko te kłamstwa trzymały.
- A tak właściwie, to o co ci chodzi? O to że Harry ci nie powiedział, że jesteście parą? – powiedziała jakby to nic nie było.
- A to dla ciebie nic nie znaczy?
- Ahhh głupiutka Gabi – objęła mnie.- A nie pomyślałaś, że Harry chciał, żebyś była z nim, bo go kochasz, a nie bo się tak przyjęło?
- Nie rozumiem.
- Nie chciał na tobie nic wymuszać, chciał żebyś na nowo się w nim zakochała. A ty go teraz odrzuciłaś.
- A jak ty byś się poczuła, jakby wszyscy cię okłamywali?
- Na pewno źle, ale już wyrzuciłaś z siebie złe emocje więc relax.
- Ale…
- Żadne ale – zamknęła mi buzię i zaczęła ściągać mokry płaszcz. – Idź, weź gorącą kąpiel – westchnęłam głęboko i weszłam do łazienki. Prawie zasnęłam w tej wannie, ale po kąpieli czułam się już dużo lepiej. Em właśnie skończyła rozmawiać przez telefon.
- To był Harry, martwił się – powiedziała mi, a ja udawałam, że mnie to nie obchodzi. – Yhh, gdzie spędzisz święta? –spytała.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz, to już za parę dni!
- No ale nie wiem, do Polski nie pojadę, nie po tym co moja matka zrobiła.
- To może zostaniesz tu z Milą i chłopakami?- wzruszyłam ramionami.
- Em przepraszam, że pytam ale musze się upewnić.
- O co chodzi?
- Czy ty też coś przede mną ukrywasz? – spytałam, a ona wyraźnie się podenerwowała.- Widzę, że tak, raczysz mi o tym powiedzieć? – spytałam zirytowana.
- Chodzi o to, że… Pokłóciłyśmy się, nie gadałyśmy przez 5 miesięcy.
- O co się pokłóciłyśmy?
- Czy to ważne? Od dawna chciałam cię przeprosić, ale nie miałam odwagi. Myślałam, że jak nie będziemy do tego wracać, to wszystko się ułoży…
- No to chyba się myliłaś. Boże, ludzie! Myślałam, że przy was szybko wszystko sobie poukładam, ale wy ominęliście tyle rzeczy z mojego życia!
- Chcieliśmy jak najlepiej…
- Gówno a nie, mam was dość – powiedziałam i od razu poszłam się położyć. Byłam zdenerwowana przez co nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam o Harrym i o tym chłopaku, jak mu tam? Nathan? Jakoś tak. Najwidoczniej nie wiedział o mojej amnezji, a z tego co zauważyłam zalazł Harremu za skórę. Postanowiłam się coś o nim dowiedzieć. Rano zadzwoniłam do Mili, na nią byłam zła najmniej, w końcu to ona odważyła się powiedzieć mi o moim tacie… Spotkałam się z nią na mieście. Udałyśmy się do jakieś kawiarni i przy słodkich ciastkach zaczęła rozmowę.
- Jesteś zła?
- Na ciebie już nie.
- Ja mu odradzałam ten pomysł, ale on się uparł i nie chciał mnie słuchać!
- On naprawdę myślał, że takie coś nie wyjdzie na jaw? –spytałam z ironią, a ona pokiwała głową. – Nie dość, że moja matka mnie okłamała to i wy. A i jeszcze z Em się pokłóciłam…
- Znowu?! Znaczy… O co?
- Aha, czyli o tym też wiedziałaś. No naprawdę super.
- Przepraszam… Obiecuję, że od dzisiaj mówię wszystko! – wyciągnęła dwa palce.
- Dziękuję. Powiesz mi coś o tym Nathanie?
- A co cię tak zainteresował?
- Proszę cię, nie prowokuj mnie. Po prostu chcę dowiedzieć się tylu rzeczy, ile przede mną ukryliście.
- Ah… no więc. Byłaś z nim przez jakiś okres, nie było to nic poważnego. Nie kochałaś go…
- A co ma do tego Harry?
- Można powiedzieć, że byłaś z Nathanem, żeby zrobić mu na złość.
- Że co?
- Bo to było tak…- opowiedziała mi dłuuuugą historię. Trudno uwierzyć, że całe moje życie to niemal brazylijska telenowela. Nigdy nie miałam nawet chłopaka, a w ciągu 2 lat miałam ich, aż dwóch z czego z jednym już się rozstałam i znowu zeszłam.
- To jak? Dasz Harry`emu szansę?
- Zobaczę…
- Jasne. Zostaniesz z nami na święta? Pomożesz mi z jedzeniem – zaśmiała się.
- Spoko i tak chyba nie mam innego wyjścia.
- Łooo, opanuj swój entuzjazm. Dobra, ale to musimy kupić prezenty. To będzie twój pierwszy bożonarodzeniowy prezent dla Tony`ego!
- No i?
- Jak to co! Idziemy!- wyciągnęła mnie do galerii, gdzie spędziłyśmy parę godzin na kupowaniu prezentów dla wszystkich. Mila namiętnie z kimś smsowała, powiedziała że z Louisem więc nie wnikałam.
- Nie możecie bez siebie wytrzymać dwóch godzin? – westchnęłam, a ona mnie olała. Kiedy kupiłyśmy podarunki wróciłam do domu. Em właśnie pakowała się na wyjazd do Polski. Zdjęłam kurtkę, buty i weszłam do salonu.
- To dla ciebie – wyciągnęłam małe pudełeczko w jej stronę.
- Dddla mnie? – spytała zszokowana.
- Tak, przepraszam, poniosło mnie.
- To ja przepraszam, nie powinnam była tego ukrywać.
- Zostawmy to, w końcu są święta.
- I różne cuda się zdarzają – puściła mi oczko i wzięła pudełeczko, w środku był naszyjnik z zawieszką w kształcie nutki. Kazałam jej otworzyć dopiero w Boże Narodzenie. Zdziwiłam się, kiedy i ona wręczyła mi prezent, również powiedziała mi żebym się wstrzymała z otwarciem. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi, poszłam je otworzyć. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam w nich tego Nathana.
- Hej – przywitał się.
- Heej, o co chodzi?
- Chciałbym pogadać, masz czas?
- Ymm… - zawahałam się.
- Proszę, nie zajmę ci długo.
- No dobra, Em wychodzę! – krzyknęłam do dziewczyny zakładając buty. Zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed budynek.
-Przepraszam cię za tą akcję w parku, nie miałem pojęcia o tym, że… nic nie pamiętasz.
- Nic się nie stało.
- Spotkałem Milę i mi powiedziała. Naprawdę mnie nie pamiętasz?
- A po co miałabym udawać?
- No tak. W każdym razie wiem, że poprztykałaś się ze Stylesem, Nigdy nie darzyłem go jakimś wspaniałym uczuciem, ale wiem, że ty tak. I dlatego przyszedłem ci pomóc.
- A to niby w czym? – spytałam, a on lekko się zaśmiał – Co cię bawi?
-Nic, tylko haha. Przeżywam déjà vu. Już raz przemawiałem ci do rozumu, żebyś do niego wróciła.
- Słyszałam, ale nie mogłam pojąć czemu nam pomagałeś skoro ja cię odrzuciłam.
- Chciałem żebyś była szczęśliwa, po prostu. I wiem, że teraz od razu do niego nie wrócisz, bo to by nie miało sensu, ale nie denerwuj się dłużej na niego.
- Wtedy po prostu poniosły mnie emocje.
- Rozumiem, ale teraz kiedy już znasz prawdę to pogadaj z nim– powiedział i wyciągnął z kurtki małe pudełko. – To dla ciebie, kupiłem już dawno, ale nie miałem jak ci dać.
- Co to takiego?
- Spodoba ci się – uśmiechnął się.
- Głupio mi, bo nic dla ciebie nie mam – powiedziałam, a on machnął ręką.
- Oj tam, po prostu obiecaj, że pogadasz ze Stylesem.
- Dobrze – wzięłam pudełko i uśmiechnęłam się. – Dziękuję– przytuliliśmy się lekko i Nathan odprowadził mnie z powrotem pod same drzwi.
- No więc, pamiętaj o obietnicy. Aha i Wesołych Świąt! – powiedział, kiedy już otworzyłam drzwi.
- Pamiętam, pamiętam. I nawzajem! – odkrzyknęłam i zamknęłam je za sobą. Nie chciałam dłużej czekać, więc wyjęłam komórkę, ale gdy tylko ją odblokowałam to wyświetliło się połączenie: „Harry”, bez zawahania ją odebrałam.
- Halo?
- Hhhej Gabi, to ja Harry –powiedział lekko zdenerwowany.
- Wieeeem.
- No tak… Ja chciałem tylko…
- Dobrze – przerwałam mu.
- Słucham?
- Spotkam się z tobą- powiedziałam i usłyszałam w słuchawce głęboki wdech.
- Aha, no to w parku?
- Dobrze, będę czekać – powiedziałam i rozłączyłam się. – Em wychodzę… Znowu! – krzyknęłam i ponownie przeszłam przez drzwi. Szybko doszłam do parku i usiadłam na ławce. Nie minęło 5 minut, jak usłyszałam głos chłopaka:
- Ja już nic nie rozumiem.
- Czego nie rozumiesz? – spytałam z uśmiechem.
- Nie jesteś zła?
- Byłam, ale mi przeszło. To źle?
- Nie! – krzyknął i zasłonił ręką buzię.- Znaczy… Cieszę się bardzo.
- Widzę haha– przytuliłam go. – Ale przyrzeknij, że już będziesz mi mówił prawdę.
- Przyrzekam – puścił mnie z uścisku i uśmiechnął się mocno. Rozpływam się przez ten uśmiech! – Chyba muszę podziękować Mili.
- I Nathanowi.
- Hmm.? Jak to ?
- Tak to, to on mnie przekonał, żebym z tobą porozmawiała.
- Skoro tak… Jednak nie jest taki zły.
- Nie jest i nigdy nie był! Nie pamiętam, ale tak myślę.
- Dobrze haha – zaśmiał się. – Też mu podziękuję – powiedział i przeszliśmy na inny temat. Naprawdę się cieszę, że przekonali mnie na tę rozmowę.
- Skoro mam ci mówić prawdę, muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego?- zestresowałam się tym.
- Tamtego wieczoru lekko się poprztykaliśmy. Zdenerwowana wyszłaś z mieszkania, a ja nie poszedłem za tobą. Gdybym to zrobił nie było by tego wszystkiego… Tak mi teraz głupio, jestem skończonym idiotą, że pozwoliłem ci samej wyjść o takiej porze.
- Przestań, nie wiedziałeś, co się stanie. A ja mogłam rozważniej dobierać trasę.
- No tak, ale gdyby nie to, nadal byś wszystko pamiętała. Nie byłoby tyle afer, a i studia byś kontynuowała…
- Harry zamknij się, nie chcę tego słuchać! – krzyknęłam i zaczęliśmy spacerować po parku. Przez chwilę panowała cisza, ale w końcu zaczęliśmy normalnie rozmawiać. Rano z Harrym odwieźliśmy Em na lotnisko, w drodze powrotnej mieliśmy zrobić zakupy. Wigilia jest za dwa dni, a Mila chce przyrządzić wszystko po staropolsku, więc gotowania jest od groma. Kupiliśmy wszystko z listy i wróciliśmy do Tomlinsonów, spotkaliśmy tam też resztę zespołu.
- No nareszcie! Weźcie stąd tych żarłoków – krzyczała Mila, zasłaniając gary przed chłopakami.
- Hmm, Lou Tony chyba się obudził! – wyjechałam, a chłopak od razu pobiegł na górę, zaśmiałam się lekko. O jednego było mniej.
- Uhh, Liam pokroisz to? ZAYN mówiłam, że tu nie palisz! NIALL NIE ŻRYJ TEGO! – krzyczała blondynka, a my z Harrym nie mogliśmy się powstrzymać od śmiechu. Wzięliśmy się za rozpakowywanie zakupów, a potem pomogłam Mili przy paru rzeczach, niestety z naszymi umiejętnościami i ciągłym przeszkadzaniem ze strony chłopców ta wigilia nie mogła odbyć się tak jak zawsze. Zamiast 12 dań mieliśmy siedem, a z tego trzy kupne ciasta. Przynajmniej atmosfera mi się udzieliła, dawno nie czułam tak świąt. Na świąteczną kolacje przyszła również Danielle, dziewczyna Liama i Perrie druga połówka Zayna. Usiedliśmy wszyscy w salonie czekając na pierwszą gwiazdkę. Nagle Harry wyciągnął mnie na górę:
- Co jest? – spytałam, kiedy zamknął drzwi do sypialni.
- Chciałem ci coś dać, a nie chcę już czekać.
- Niecierpliwy – pokiwałam głową, a on się uśmiechnął.
– Zamknij oczy – westchnęłam i wykonałam polecenie, poczułam jego oddech na mojej twarzy, potem moją szyję przeplótł łańcuszek.– Otwórz – stał przede mną uśmiechnięty od ucha do ucha. Przejrzałam się w lusterku, a na mojej szyi wisiał medalik w kształcie serca.– Tego już nie zabiorą– powiedział, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Jest… - zaczęłam, ale przerwał mi Lou z dołu.
- Ej nie seksujcie się tam, tylko schodźcie już! – wydarł się na cały dom. Z politowaniem pokiwaliśmy głowami i zeszliśmy. Widząc roześmianego Lou popukałam się w głowę. Zwróciłam się do Hazzy:
- Więc chciałam powiedzieć, że jest cudowny, ALE KTOŚ MI PRZERWAŁ – skierowałam to do Lou. – I dziękuję ci bardzo.
- Teraz mu się odwdzięcz! – powiedział Lou.
- Louis zamknij się! – krzyknął Harry, a ja się zaśmiałam.
- Jest gwiazdka! ŻARCIE – Niall wydarł się i rzucił do stołu.
- Najpierw opłatek! – wszyscy krzyczeli, chociaż doskonale się słyszeli. Mila podniosła talerzyk, na którym były białe kawałki. Wszyscy po kolei poskładali sobie życzenia. Standardowe wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia itd. itp.
- No więc chciałem… - zaczął do mnie Harry, ale zagłuszył go Nialler rozmawiający z Lou:
- NO I DUŻO DZIECI!
- Boże nawet nie można złożyć życzeń!
- Spokojnie haha – uspokoiłam go. – Co chciałeś powiedzieć? – spytałam, a on przygryzł dolną wargę, chyba był zestresowany.
- Jaa.. ja chciałem… - zaczął mówić, ale słabo mu to szło, nagle po prostu podszedł i pocałował mnie prosto w usta. Nie wiedziałam, co mam zrobić. W mojej głowie odtworzyła się jakaś scenka, Harry i ja stoimy na plaży i robimy dokładnie to samo, co w tym momencie. Z dala słyszę Milę, chłopaków i dużo innych ludzi. Pełno kamer i aparatów, a ja czuję się najszczęśliwszą osobą na świecie. Powrót do rzeczywistości, Harry stał już przede mną ze spuszczoną głową, chyba czekał co powiem.
- Harry ja.. Ja pamiętam – powiedziałam tylko tyle i od razu rzuciłam mu się na szyję, ponownie zatapiając się w jego ustach.

Przedostatni rozdział już za wami. Ostatni rozdział oraz epilog dodamy na początku przyszłego tygodnia :) 

Still chasing dreams- nasz nowy projekt już jest. Na razie pojawili się bohaterowie i krótki zarys historii. ZAPRASZAMY! :) 
foreveryoung.

środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział XXXIII.

Ból, ciemność, odgłosy dookoła. To jedyne, co mogę powiedzieć w tym momencie. Nie mam pojęcia gdzie jestem i co tu robię.
- … Nie, Gabi jeszcze się nie obudziła … - usłyszałam w końcu wyraźnie. Gabi? Tak to chyba ja… to z pewnością ja. Już pamiętam, teraz tylko trzeba ogarnąć, co się stało. No oczy, otwórzcie się już! Powoli podjęłam się próby, po chwili powieki mi się uniosły, ale obraz nadal był całkowicie rozmazany.
- O Boże! Mamo, muszę kończyć. Gabi się obudziła!- usłyszałam znowu ten sam, damski głos. Nie widziałam jednak od kogo on pochodzi. Poczułam czyjś dotyk na mojej dłoni.
- Gabi, słyszysz mnie? –spytał głos, a ja nie miałam nawet jak przytaknąć. – Lou zawołaj lekarza! – zwróciła się do jakiegoś Lou, kto to do cholery był!? – I obudź Harry`ego – no jeszcze jeden? Kurde, więcej angielskich imion się nie dało? Po chwili poczułam jak ktoś szerzej otwiera mi oczy i małym światełkiem macha przed moją głową, to chyba było najmniej przyjemne uczucie w życiu. Usłyszałam nagle męski głos dorosłego mężczyzny, zdziwiło mnie to, że mówił po angielsku. No cóż, tyle lat nauki nagle się opłaciło:
- Źrenice reagują, pewnie jest w lekkim szoku –„No co ty nie powiesz”- pomyślałam, chociaż tak bardzo chciałam to powiedzieć na głos.
- Słyszy nas? – nowy głos, również męski i niski, ale pochodzący na pewno od kogoś młodego.
- Sądzę że tak, za parę godzin powinna zacząć reagować, z mówieniem może być gorzej – że co kurde!? Niech w końcu ktoś mi powie co się stało i czemu nie mogę się praktycznie ruszyć! Ja zaraz oszaleję, takie akcje to tylko mi się mogą przytrafić. Leże nie wiadomo gdzie, wokół jacyś ludzie, którzy chyba dobrze mnie znają, a ja nawet nie mogę zobaczyć ich twarzy. Przesrane. Skupiłam się na tym nie zauważając jak starszy mężczyzna wychodzi z sali, leżałam nadal „patrząc” w sufit. Poczułam uścisk na dłoni, znacznie mocniejszy niż ten pierwszy. No dajesz Gab, teraz albo nigdy. Z wielkim wysiłkiem próbowałam poruszyć dłonią, próbowałam i próbowałam przez dość długi okres czasu. Do sali co chwila ktoś wychodził lub ją opuszczał, jednak tajemnicza dłoń nieustannie mnie mocno trzymała. „Spokojnie, i tak nigdzie nie ucieknę” – pomyślałam, czując mocniejszy uścisk i w tym momencie obraz zaczął mi się wyostrzać. W końcu widziałam wszystko i wszystkich dookoła. W sali panował półmrok, jedynie mała lamka przy łóżku dawała trochę światła. Za oknem było już ciemno i padał deszcz. Pod ścianą na kanapie siedziała długowłosa blondynka, głowę miała opartą o szatyna z grzywką. Mieli przymknięte oczy, chyba próbowali spać. Przeniosłam wzrok na moją dłoń, która wciąż była przez kogoś trzymana. Podążyłam za tą ręką i zobaczyłam chłopaka z burzą loków, opierał głowę drugą ręką o łóżko, najwidoczniej też przysypiał. Lekko poruszyłam palcami u dłoni, chłopak chyba to poczuł, bo od razu się przebudził i spojrzał na mnie.
- Gggabi? Słyszysz mnie? –spytał zszokowany, mrugnęłam oczami na przytaknięcie, a on nagle wstał i zawołał – Mila, Lou! – Mila? Czyżby? Tak już wiem! Mila, blondynka, moja przyjaciółka, niemal siostra, znamy się od pierwszej podstawówki. Chodzimy do jednej klasy od tylu lat... Ale jak ona się zmieniła! Włosy jej urosły, no i te ciuchy! Matko, nie dziwię się, że jej nie poznałam od razu! Znowu się wyłączyłam, a oni w tym czasie podeszli bliżej łóżka.
- Całe szczęście, umieraliśmy tu przez ciebie! – powiedział szatyn, który przysypiał przed chwilą razem z Milą.
- Louis! – zgasiła go dziewczyna, a więc to on.
- Uciszcie się! Gabi, powiedz coś – krzyknął na nich chłopak z lokami, a potem zwrócił się do mnie, tak bardzo chciałam coś odpowiedzieć, ale za nic! No nie mogłam z siebie słowa wydusić.
- Harry – odezwał się Louis – lekarz mówił, że to może potrwać. – A więc to ten Harry, no dobra, przynajmniej znam już ich imiona. Patrzyli na mnie z takim współczuciem, chyba naprawdę się martwili, ale kurde CO SIĘ STAŁO?!- pomyślałam i momentalnie zasnęłam, całe te „budzenie” dużo ode mnie wymagało. Nie wiem ile spałam, ale kiedy się przebudziłam za oknem było już jasno i przestało padać. W pokoju nie było nikogo. Nie przejęłam się tym, zaczęłam oglądać cały pokój, wczoraj było ciemno, więc wiele rzeczy mogło mi umknąć. To co zobaczyłam od razu wprawiło mnie w dobry nastrój. Na wszystkich możliwych szafkach stały kwiaty, miśki, słodycze i wielkie kolorowe kartki. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego, kto to przyniósł? Bo raczej nie znajomi ze szkoły, oni raczej by się mną nie przejęli tak bardzo. Mila z tymi dwoma? Może, ale sami na pewno by tyle nie naznosili. Spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami. Była 6:40, a mi już się spać nie chciało. Zajęłam się czytaniem napisów z kart: „Gabi kochamy cię!”, „Trzymaj się Gabi!” same takie napisy, no wow zszokowałam się nieco. Nagle wszyscy znajomi zaczęli się mną interesować? Zachciało mi się pić, zobaczyłam szklankę z wodą, wyciągnęłam rękę, co o dziwo poszło mi nawet dobrze, ujęłam dłonią szklankę i już miałam ją podnosić, kiedy drzwi do sali się otworzyły, a naczynie wypadło mi z ręki roztrzaskując się o podłogę.
- No żesz kurde! – pomyślałam, bo oczywiście mówić jeszcze nie mogłam. Spojrzałam na drzwi i zobaczyłam w nich nowego chłopaka, który to już? Miał blond włosy, to od razu rzuciło mi się w oczy i podszedł szybko pozbierać stłuczone naczynie i wytrzeć wodę. Cały czas przyglądałam mu się z wielkim zaciekawieniem, kiedy skończył usiadł na końcu łóżka.
- Hej, wiem, że jeszcze nie możesz mówić, to nic. Chcesz pić? – spytał, a ja pokiwałam głową, chłopak wstał i wyjął z szafki butelkę wody, pomógł mi unieść głowę i przyłożył butelkę do moich ust. Kiedy parę łyków przeszło mi przez gardło od razu poczułam się lepiej. Blondyn odłożył butelkę i uśmiechnął się do mnie:
- Harry już idzie, lekarz go zatrzymał – po co mi to powiedział? Nie widziałam w tym żadnego głębszego sensu, no i nadal nie mam pojęcia, jak nazywa się ten blondyn! – Już lepiej wyglądasz, blizna się goi – wskazał palcem na moją twarz, jaka do jasnej cholery blizna? Zmarszczyłam brwi nie wiedząc, o co mu chodzi. W tym momencie do sali wszedł ten cały Harry, miał ze sobą różę, taką samą jak te, z których już cały bukiet stał w wazonie obok łóżka. Uśmiechnął się lekko na wejściu i dołożył róże do wazonu, było ich już tam naprawdę sporo. Usiadł po drugiej stronie łóżka i złapał mnie za rękę jak dzień przedtem.
- To jak? Dzisiaj coś powiesz? – uśmiechnął się ponownie, miał taki śliczny uśmiech, że aż sama pokazałam zęby. – Nawet nie wiesz jakbym chciała – pomyślałam otwierając buzię, oczywiście na marne. Najmniejszego dźwięku, spuściłam smutny wzrok, a on pogłaskał mnie po twarzy.
- Spokojnie, w końcu się uda, zobaczysz – jego dotyk przyprawił mnie o dziwny dreszcz, nie bałam się go to pewne, ale czemu tak czule się do mnie odnosił? – Pewnie nawet nie wiesz przez ile byłaś nieprzytomna. Dokładnie 13 dni cię nie było. – CO? No nieźle Gabi, spałaś sobie przez pół miesiąca – pomyślałam.
- Harold codziennie przynosił po jednej róży – odezwał się blondyn wskazując na wazon, na co lokaty się zaczerwienił, a ja znowu się uśmiechnęłam. Kurde nawet ich nie znam, a tyle już się dzięki nim uśmiechałam. – I czy ty widzisz która jest godzina?! Jest 7! A ja już nie śpię, też się wykazałem! – zaśmiałam się bezdźwięcznie, nawet nie wiecie jakie to trudne. Podparłam się obiema rękoma i próbowałam usiąść, chłopcy od razu się podnieśli, żeby mi pomóc ale pokiwałam przecząco głową, chciałam sama to zrobić. Po chwili siedziałam już oparta o ramę łóżka, a pielęgniarka właśnie weszła do sali z tacą.
- Dzień dobry panno Gabrielo, dzisiaj zje już pani w normalnej postaci – uśmiechnęła się i podała mi tace ze śniadaniem. Nie było to jakieś siódme niebo, zwykła papka. Pielęgniarka wyszła, a ja usłyszałam głośne burczenie w brzuchu, które o dziwo nie pochodziło ode mnie. Spojrzałam się na blondyna, a on wybuchł:
- No co?! Wstałem tak wcześnie i nie zdążyłem zjeść!
- Cały Niall haha –zaśmiał się Harry, uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu za podanie mi jego imienia. - Wiesz gdzie jest barek– powiedział do Nialla, a on od razu wstał i niemal wybiegł z sali. – No tak… Głodna? – spytał mnie, a ja od razu pokiwałam głową i wzięłam się za jedzenie. – Zapomniałem, że ty to taki damski Niall, przynieść ci coś jeszcze? – odezwał się kiedy skończyłam, głupio mi trochę było ale ej, nie jadłam przez tyle czasu! Mam prawo być głodna. Nic nie zrobiłam, a chłopak wyszedł z sali zabierając tackę. Po chwili wrócił z tym samym przedmiotem, ale wypełnionym już w inne smakołyki. Kiedy się już najadłam do sali wrócił również Niall, a wraz z nim przyszła Mila i Louis.
-Przepraszamy, że tak późno ale nie mogliśmy Tony`ego uspokoić – powiedziała Mila i podeszła mnie przytulić. Dobra kolejne zadanie, dowiedzieć się kto to jest Tony. – Reszta przyjdzie po południu, a Danielle dojedzie wieczorem, bo dopiero wraca do Londynu – no i tu przeżyłam największy szok. Jaka reszta, jaka Danielle i GDZIE WRACA? DO LONDYNU?! Czy ja się przesłyszałam? Chociaż to by wyjaśniało, dlaczego wszyscy mówią po angielsku. NO ALE JAK? – To nie może być prawda! – krzyknęłam sama do siebie, a do sali wszedł prawdopodobnie lekarz ubrany w biały fartuch.
- Dzień dobry, widzę że stała grupa już jest – uśmiechnął się. – Witaj Gabi, chyba już jesteś w lepszej formie, pewnie przeraża cię fakt, że nie możesz mówić ale spokojnie to normalne po takiej śpiączce.
- Niby miało mnie to pocieszyć? – spytałam znowu sama siebie, nabawię się jakieś schizofrenii przez to.
-A teraz trochę mniej fajne wieści, twoja mama zaraz tu będzie – powiedziała Mila, czemu były to mniej fajne wieści? Z toku myśli wyrwał mnie znajomy głos:
- Gabi! Boże jak ja się martwiłam –weszła moja mama, od razu ją poznałam, za nią szedł jakiś mężczyzna. Jego za nic nie mogłam sobie przypomnieć. – Jak tylko Mila powiedziała, że się obudziłaś to przylecieliśmy –objęła mnie i usiadła na miejscu Mili, która już dawno wstała i teraz stała przy Louisie.
- Łatwiej by było w ogóle nie wylatywać – wydukała cicho Mila.
- Dobrze wiesz, że Artur ma pracę, a ja mam obowiązki w domu.
- W pani stanie nie powinno się tyle latać…
- Nie przesadzaj, to nie jest choroba, jestem tylko w ciąży.
- CO JESTEŚ?!- krzyknęłam, myślałam że w głowie ale na to wszyscy na mnie popatrzyli zszokowani.
- Nareszcie! – krzyknął Louis, a ja zamiast się cieszysz od razu wybuchłam:
- Dobra ja mam tylko takie pytanie. Co tu się dzieje?! Gdzie jestem, kim wy wszyscy do cholery jesteście, czemu przez pół miesiąca byłam w śpiączce i dopiero teraz mogę mówić i JAK TO JESTEŚ W CIĄŻY?! – wyrzuciłam to wszystko na jednym oddechu, a oni patrzyli na mnie wielkimi oczami.
- Zwolnij… Nie wiesz kim jesteśmy? – spytała Mila.
- Wiem kim jesteś ty i moja mama.
- Heeej, możecie przejść na angielski? Ułatwiło by to dość – wtrącił się Niall.
- Jaki do jasnej ciasnej angielski!!– krzyknęłam nadal po polsku.
- Gabi spokojnie… - uspokoiła mnie mama.
- Mogę was na chwilę prosić? – lekarz zwrócił się do mamy i Mili, wyszli na chwilę z sali, a Harry który siedział pod oknem patrzył się uważnie na mnie:
- Gabi, o co chodzi? Nie poznajesz mnie? –spytał.
- A czy gdybym was pamiętała to zachowywałabym się tak? –odpowiedziałam z ironią, a w jego oczach widziałam wielki smutek. Do sali wrócił lekarz z Milą i moją mamą.
- Teraz chciałbym porozmawiać z Gabrielą – wszyscy wstali i zostawili mnie samą z lekarzem, usiadł na krześle obok i zaczął mnie wypytywać o podstawowe rzeczy. Kim jestem, gdzie mieszkam itd. Itp. Potem przeszedł do rzeczy bardziej osobistych, znajomi, szkoła, rodzina.
- Dobrze na razie to wszystko.
- Czy powie mi pan, co się dzieje? – spytałam, a on się uśmiechnął.
- Wszystko w swoim czasie, na razie musze coś skonsultować. Poczekaj tu.
- No raczej nigdzie się nie wybieram – odpowiedziałam i uwiesiłam wzrok na oknie. Lekarz wyszedł, a do środka na razie nikt nie wchodził. Słyszałam za to stłumione głosy chłopaków i Mili z korytarza. Dopiero po jakieś pół godzinie drzwi się otworzyły i weszli wszyscy, którzy byli tu wcześniej, ale i dwójka nowych chłopaków. Jeden z ciemną karnacją i czarnymi włosami, a drugi o masywnej budowie z brązowymi włosami.
- Gabi!! – krzyknął szatyn, a ja spojrzałam na niego nie mając oczywiście pojęcia kim jest, jego kolega go lekko szturchnął i obaj usiedli na sofie.
- Więc moje przypuszczenia się potwierdziły – zaczął doktor. – Niestety twój uraz głowy spowodował zanik pamięci – patrzyłam na niego i nie dowierzałam. - Z tego co się dowiedziałem, twoja pamięć długotrwała nie ucierpiała, wciąż pamiętasz swoją mamę i wydarzenia z Polski, niestety…
- Niestety co? – dopytałam.
- Praktycznie mówiąc, nie pamiętasz nic z dwóch ostatnich lat – powiedział szybko, a mi aż szczęka opadła.
- Cccco?! To nie możliwe!
- Przykro mi –lekarz spuścił wzrok i wyszedł z sali, moja mama usiadła obok i złapała mnie za dłoń.
- Jaaa… ja nie wierzę – powiedziałam patrząc na nią.
- My tak samo – odezwała się Mila.
- Nie, ja nie wierzę, nie wierzę w to wszystko! To jest jakiś jeden wielki żart! – podniosłam głos.
- Gabi, nikt nie robi sobie z ciebie żartów –odezwał się ten z lokami.
- Nie prawda! Zaraz wam udowodnię! – wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do okna, podciągając roletę. – Patrzcie… - zaczęłam pokazując na okno, a potem sama zaniemówiłam, to co zobaczyłam za oknem za nic nie przypominało mojego miasteczka. Duże budowle, dużo ludzi i samochodów. – Ttto.. to nie może być prawdą… - powiedziałam i schowałam twarz w dłoniach, poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramieniem, odeszłam szybko i zobaczyłam, że był to Harry.
- Zostawicie mnie na chwilę z mamą? – poprosiłam i w ciągu sekundy zostałam z nią sam na sam.
- O co chodzi Gabi?
- Zabierz mnie stąd.
- Jak to? – nie wiedziała, o co mi chodzi.
- Proszę, nie pamiętam nic, nawet nie wiem co robimy w Anglii!
- Jesteś tu na studiach…
- Studiach?! Błagam, to chyba ich koniec. Chcę wracać do Polski!
- Gabi nie wiem co o tym myśleć, przed wypadkiem za nic nie chciałaś tam wracać, jesteś tu naprawdę szczęśliwa..
- Poprawka, byłam szczęśliwa. Jak ja tych ludzi nawet nie znam! – pokazałam na drzwi. – A kim jest mężczyzna, który tu z tobą przyjechał?
- On? On to… To twój tata.
- Co? I dlaczego go nie pamiętam?
- Często wyjeżdżał jak byłaś mała, wrócił na stałe dopiero rok temu… Może dlatego.
- Możliwe, ale to nie zmienia faktu, że chcę stąd wyjechać.
- Najpierw porozmawiaj z nimi – mama wyszła, a do sali weszła Mila z całą piątką chłopaków, uśmiechnęłam się do nich i usiadłam na łóżku.
- Ani trochę nas nie kojarzysz? – spytał blondyn.
- Przykro mi, kojarzę tylko wasze imiona, które usłyszałam wczoraj. Niall tak? – spytałam, a on przytaknął. – No więc gadałam z mamą i postanowiłam wrócić do Polski.
-CO?! – wyrwał się Harry.
- To, przepraszam, ale przeraża mnie fakt, że jesteście dla mnie zupełnie obcy.
- Ale ty dla nas nie jesteś! – kontynuował i podszedł bliżej mnie. – Proszę nie rób tego, już raz cię straciłem. Nie chcę znowu przez to przechodzić!
- Harry, ja… To jest trudne…
- Oczywiście, że jest. Ale nie możesz uciekać! Zaczniemy wszystko od nowa!- odezwała się Mila.-Widzisz? To są najważniejsze osoby w twoim życiu – pokazała ręką na chłopaków – Gabi nigdy by ich nie zostawiła.
- Co ja ci poradzę Mila.
- Yhh uparta jesteś tak samo. Koniec dyskusji, nigdzie nie jedziesz. Wracasz z nami do domu i wszystko będzie po staremu! – popatrzyłam na nich wszystkich, patrzyli z takim smutkiem. Westchnęłam głęboko i przełknęłam ślinę. – Noo…
- Wahasz się to znaczy, że trochę ci zależy. Widzisz? Spytam lekarza, kiedy możesz wyjść - Mila wyszła z sali, a ja popatrzyłam się na chłopaków.
- Powiecie mi od kogo te wszystkie prezenty?
- Od nas, od mamy i od fanów – odpowiedział mi brunet, którego dzisiaj pierwszy raz zobaczyłam.
- Fanów? Jakich fanów… - popatrzyłam na niego, a on od razu odpowiedział.
- Jestem Liam, naszych fanów i po części twoich…
- Jak wyjdziesz stąd to zrozumiesz – uśmiechnął się Louis.
- Ok… - spuściłam wzrok, a potem spojrzałam się na ostatniego chłopaka, którego imienia jeszcze nie znałam.
- Ja jestem Zayn, miło mi poznać – uśmiechnął się i podszedł podać dłoń.
- Znamy się już prawda?
- Tak haha, ale to fajne – zaśmiał się, a Harry stojący obok szturchnął go w ramię. Uśmiechnęłam się, a do sali wróciła Mila.
- No więc lekarz mówi, że jutro możesz nami wrócić do domu.
-Mam swój dom w Londynie? –spytałam.
- No oczywiście że tak, przecież mieszkasz z… - zaczął Zayn, ale Harry ponownie go walnął w ramię przerywając mu:
- Wynajmujesz mieszkanie z Emilą, pamiętasz ją?
- Hmm… Tak, kojarzę. Ona też tu mieszka?
- Tak, właśnie zaczęła studia. – dokończyła Mila, pytająco patrząc na Harry`ego.
- Niech będzie.
- Dobra teraz musisz odpocząć. Widzimy się jutro –uśmiechnął się Liam.
- Juuuż?! Czekajcie, chcę się czegoś dowiedzieć o was!
- To jutro, dzisiaj odpoczywaj – Mila podeszła i przytuliła mnie. -Wszystko będzie dobrze – wyszeptała mi do ucha i razem z chłopakami wyszła z sali. Rodzice na chwilę wrócili, żeby się pożegnać. Lot mieli za dwa dni, jakbym jednak chciała wrócić. Jednak coś mnie tu trzymało, nie wiedziałam do końca co to takiego, ale miałam zamiar się tego dowiedzieć. 

-Wstawaj śpiochu! – usłyszałam i powoli otworzyłam oczy, nawet nie pamiętam, kiedy położyłam się spać. Zobaczyłam Milę, Nialla i Harry`ego.
- Która godzina? – spytałam.
- Po dziewiątej. Możesz już z nami wracać!
- Niall spokojnie, najpierw to muszę się czegoś napić – odpowiedziałam i podniosłam butelkę wody.
- Lekarz już cię wypisuje. My spakujemy rzeczy, a ty się ubierz – Mila poddała mi torbę w której były ubrania. Podziękowałam i wstałam do łazienki, kiedy się już przebrałam nie mogłam się nadziwić, skąd mam takie ciuchy! To na pewno nie były ubrania kupione w naszym mieście. Kiedy byłam gotowa spojrzałam w lustro nad umywalką. Tu przeżyłam kolejny szok, nie dość, że nie mogłam siebie poznać, to moje czoło szpeciła długa blizna od skroni do samego ucha. Była już zagojona, ale nadal było ją widać, dotknęłam ją lekko. Co mi się stało? Takie pytanie od razu rzuciło mi się na myśl. Miałam nadzieję, że ktoś w końcu mi to opowie. Wyszłam z łazienki, a moi znajomi już czekali na mnie z torbami. Wyszliśmy z sali i zjechaliśmy do recepcji, gdzie pożegnałam się z moim lekarzem. Wyszliśmy ze szpitala, przed którym zauważyłam grupkę dziewczyn. Kiedy nas zobaczyły zaczęły krzyczeć imiona chłopaków, ale i moje. Uśmiechnęłam się do nich, ale skąd one mnie znały? Niall pociągnął mnie za rękę i wsiedliśmy do dużego czarnego samochodu, którym kierował Harry.
- No więc, najpierw chcesz do domu czy do nas? – spytała Mila.
- A ty gdzie mieszkasz?
- No ja mieszkam z Louisem, jesteśmy małżeństwem – wytrzeszczyłam oczy.
- Że co? No wow, to gratuluję.
- Byłaś na ślubie, byłaś nawet naszą świadkową –ta wiadomość zasmuciła mnie strasznie, nie pamiętałam takiego wydarzenia w ich życiu!
- Jedźmy do was… - powiedziałam i zawiesiłam wzrok na widoki za oknem. W życiu nie widziałam… Nie pamiętam jak wygląda Londyn, patrzyłam na wszystko wielkimi oczami. Kiedy dojechaliśmy pod wielki apartamentowiec wszyscy wysiedli, a ja za nimi. Zostawiliśmy moje rzeczy w samochodzie, żeby potem zawieść je do mnie. Wjechaliśmy na przed ostatnie piętro i weszliśmy do jednego z apartamentów. Na kanapie siedział Louis, a w rękach trzymał małe dziecko. Podeszłam bliżej nich, a on bez słowa podał mi dziecko. Patrzyłam się na nie chwilę, a po chwili odezwałam się:
- Czy to…?
- Tak, to nasz syn. Tony – przerwała mi Mila.
- Jest cudowny –oddałam Tony`ego do taty i zaczęłam oglądać mieszkanie. – Matko jedyna, skąd wy je wytrzasnęliście!
- Ale co?
- No te mieszkanie! Jest piękne!
- Dzięki, sam je zaprojektowałem –uśmiechnął się Louis.
- Poważnie? Jesteś projektantem? –spytałam, a oni wybuchli śmiechem. – No co?!
- Nie haha, nie jestem. Jestem w zespole. Razem z Harrym, Niallem, Liamem i Zaynem.
- W zespole? To by wyjaśniało te fanki. Jaki to zespół?
- One Direction – odpowiedział Harry.
- To takie… twórcze haha, podoba mi się! Zaśpiewajcie coś! – powiedziałam, a oni popatrzyli na siebie.
- Moment, gitarę przyniosę! – wyrwał się Niall i wybiegł z mieszkania, po chwili wrócił z instrumentem. Usiadł obok Harry`ego i zaczął grać. Lokaty zaczął:
If we could only have this life for one more day
If we could only turn back time
You know I'll be
Your life, your voice your reason to be
My love, my heart
Is breathing for this
– patrzył prosto na mnie, a ja oczywiście musiałam się zaczerwienić.
Moment in time
I'll find the words to say
Before you leave me today
Close the door
- pałeczkę przejął blondyn.
Throw the key
Don't wanna be reminded
Don't wanna be seen
Don't wanna be without you
My judgement is clouded
Like tonight's sky
Hands are silent-
po nim zaczął Louis.
Voice is numb
Try to scream out my lungs
But it makes this harder
And the tears stream down my face

If we could only have this life for one more day
If we could only turn back time

Harry zakończył, a Niall odłożył gitarę. Ich głosy są wręcz niesamowite. Piękniejszej piosenki w życiu nie słyszałam.
- Jesteście świetni – powiedziałam, a Louis się zaśmiał.
- Wiemy!
- Mówię poważnie, pewni wasi fani was kochają.
- Nie tylko oni – Lou uśmiechnął się i spojrzał na siedzącą obok Milę.
Dosiadłam się do nich i zaczęłam o wszystko wypytywać. Dosłownie. Musiałam jakoś zacząć ich poznawać. Cała piątka jest już znana praktycznie na całym świecie, byli w X-Factorze i tam ich kariera się rozpoczęła. Mila i Lou są małżeństwem od 9 miesięcy, a Tony ma już prawie 3 miesiące. Liam i Zayn mają dziewczyny, Danielle i Perrie, która też jest piosenkarką. Niall spotykał się kiedyś z Em, ale coś im nie wyszło. Najmniej dowiedziałam się o Harrym, który praktycznie cały czas milczał.
- Co studiuję?
- Sztukę, ja dziennikarstwo, ale na razie jestem na dziekańskim.
- Rozumiem, że 2 lata mam w plecy…
- Niestety, ale zawsze możesz zacząć od nowa!
- Chyba tak zrobię, zwłaszcza że pamiętam malowanie, jako jedyny kierunek, w którym mam jakieś szanse.
- Zostaje jeszcze modeling- powiedział Louis.
- Błagam Lou… Z tym?- pokazałam na bliznę. – Opowiedzcie, co się stało – poprosiłam, a oni spojrzeli na siebie.
- No więc… - zaczęła Mila.- Kiedy wieczorem zadzwonili do mnie ze szpitala myślałam, że zawału dostanę, od razu tam pojechaliśmy, ale nikt nam nie chciał nic powiedzieć. Ty byłaś na jakimś zabiegu, który dłużył się i dłużył. Po godzinie zobaczyliśmy cię w sali, miałaś owinięte czoło, na policzkach zadrapania, a nadgarstki całe czerwone. Nadal nie wiedzieliśmy, co się stało, cieszyliśmy się, że żyjesz… W końcu do sali przyszedł lekarz z policjantem. Okazało się, że kiedy wracałaś napadł cię ktoś, policjant przypuszczał, że ktoś po prostu chciał cię okraść, wyrwał ci torbę i naszyjnik po, którym został tylko czerwony ślad na szyi. Nie chciałaś mu na to pozwolić i przez chwile się z nim szarpałaś, aż w końcu uderzył cię w głowę twardym przedmiotem, nie wiemy co to było, ale jak widzisz zostawiło ślad.
- Ukradł coś cennego?
- Pieniądze, telefon, dokumenty. Nic specjalnego. No i naszyjnik…
- Tyle zamieszania za takie duperele?
- Nie do końca, jak widzisz jesteś trochę rozpoznawalna. Do sieci wpadły prywatne zdjęcia z telefonu i wszystkie osobiste informacje.
-Jestem znana, bo was znam?
- No tak jakby… -powiedział Harry.
- Jakie to były zdjęcia? – zaciekawiło mnie to.
- Wiesz… No różne, ze ślubu, narodzin Tony`ego, różnych imprez i tak dalej –opowiedział mi Louis.-Zdecydowanie prywatne fotki.
- Mam się czymś przejmować?
- Ważne, że jesteś już cała i zdrowa – Harry zakończył temat. Chłopcy pokazali mi swoje mieszkania, u Harry`ego spotkałam się z dużym czworonogiem, zakochałam się w nim od razu. Chłopak zaproponował, że mogę z nim wychodzić na spacery, kiedy tylko chcę, ale już nie sama. Po tym odwieźli mnie do mieszkania. Tam spotkałam się z Emilą.
- Hej – uśmiechnęła się do mnie, a ja jej to odwzajemniłam. – Wyglądasz dużo lepiej, nowa lokatorko.
- Nowa?
- Znaczy, no że wracasz po tak długiej nieobecności – zmieszała się trochę. – No przepraszam was, ale muszę lecieć na zajęcia. To pa! –wyszła szybciej, niż my weszliśmy. Obejrzałam mieszkanie, które było dużo mniejsze od tych, które widziałam przed chwilą. Rozpakowałam się i razem z moimi nowymi/starymi przyjaciółmi przyszykowaliśmy kolację.
- Moi rodzice wracają jutro do Polski – powiedziałam nagle, a oni spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Rrrrodzice? - wydukała Mila.
- No moja mama i tata, przecież widzieliście się z nimi w szpitalu – wytłumaczyłam im jak małym dzieciom.
- Gabi, alee… - Niall zaczął coś mówić, ale Louis lekko go walnął.
- No co?
- Nic, nic. Tylko zdziwiliśmy się, że tak szybko lecą. Ale ty oczywiście zostajesz prawda? – spytał Harry.
- Myślę, że na razie tak. Chcę was bliżej poznać – uśmiechnęłam się i wróciłam do posiłku. Kątem oka widziałam jak Mila patrzy na Harry`ego z lekką złością.

Ładnie skomentowaliście to macie nowy rozdział szybciej :D 
Do końca zostały 3 rozdziały, ale nie kończymy naszej współpracy. Sobota/ niedziela pojawi się nowy rozdział oraz kilka informacji o nowym blogu :) 
foreveryoung.

sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział XXXII.

„Hahahhahaa, żartujesz?”- odpisałam szybko, parskając śmiechem. Jay spojrzała na mnie pytająco.
-To tylko Gabi i jej problemy- wyjaśniłam.
-Ah, rozumiem. No nic, my się chyba trochę zasiedziałyśmy, będziemy się zbierać- podniosła się z krzesła.
-Nie poczekacie na Louisa?
-A wiadomo kiedy on wróci…
-No za godzinę będzie, poczekajcie!
-No dobrze, w sumie wypada, żebym się z synem zobaczyła.
-Właśnie. Dziewczyny chcecie coś do jedzenia?- spytałam i po dłuższym sporze zdecydowały się na naleśniki. Poszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać, kiedy przyszedł kolejny sms. „Tak kurwa, żartuję! Jest w 5 miesiącu i ma jakiegoś młodego mena!” No zamurowało mnie konkretnie. Jej mama miała 39 lat i oprócz Gabi miała jeszcze młodszą córkę i syna. W sumie do przewidzenia było, że zdecyduje się na związek, ale mimo wszystko, tak szybko? Od śmierci taty Gabi minęło dopiero pół roku…
-Mila? – usłyszałam głos Lottie.
-Hm?
-Pomóc ci w czymś?
-Możesz wyjąć talerze i porozstawiać na stole- odpowiedziałam jej, a ona szybko się za to zabrała. Kiedy skończyła ponownie stanęła obok mnie. Załapałam, że coś jest nie tak.
-Chcesz pogadać?
-No. W sumie tylko ty możesz mi pomóc.
-Co się stało? – spojrzałam na nią, starając się nie przypalić naleśników.
-Chodzi o Martina.
-Ymmm, tego twojego chłopaka? –skojarzyłam.
-No. On jest ode mnie starszy i wiesz… - zarumieniła się. Zrozumiałam od razu o co chodzi.
-Lottie! Masz dopiero 15 lat i to zdecydowanie za wcześnie.
-Ale jak ja się nie zgodzę to on mnie rzuci!
-Jak cię rzuci, bo ty wolisz poczekać, to nie jest ciebie wart. Taki fakt mała.
-Czyli mam mu odmówić?
-Nie mogę ci powiedzieć co masz robić, ale ja na twoim miejscu bym od razu odmówiła- powiedziałam. Po dłuższej chwili Lottie odezwała się:
-Mogę cię o coś spytać?
-Jasne, wal śmiało.
-Kiedy ty pierwszy raz… no wiesz?- zawstydziła się.
-Miałam już skończone 19 lat.
-Z Lou?
-Tak- uśmiechnęłam się do niej.
-Dzięki za szczerość. Chyba faktycznie mu odmówię.
-To najlepsze wyjście- skończyłam tą rozmowę, ale też i naleśniki.-Zawołaj siostry i mamę, już gotowe.
Posiłek mijał w radosnej atmosferze. Zauważyłam, że Lottie zdecydowanie ulżyło po tej rozmowie i znowu była uśmiechnięta i wesoła. Kiedy już kończyłyśmy jeść, wrócił Louie.
-Hej wszystkim! – przywitał się. Przytulił się z mamą, Lottie i Fizzy, jako że one już były „duże”, ale Phoebe i Daisy, wciąż były „małe”, więc jak się na niego rzuciły, to prawie stracił równowagę. Kiedy już się od niego odczepiły, podszedł do łóżeczka Tony`ego i pocałował go w czółko i na końcu przywitał się ze mną. Po jego powrocie popołudnie minęło standardowo: rozmawialiśmy, śmialiśmy się i bawiliśmy z dziewczynkami. Tony po dłuższym obserwowaniu nas zasnął, więc mogliśmy poświecić czas rodzinie Louisa. Wieczorem musieliśmy się pożegnać, ale dziewczynki ubłagały Jay o przyjazd w następnym tygodniu. Kiedy zostaliśmy sami wykończona rzuciłam się na kanapę.
-Ciężko było?
-Nie było tak źle-mruknęłam, zamykając oczy.
-Nie śpij!- połaskotał mnie, na co mnie odrzuciło. Nienawidziłam łaskotek.
-Odwal się- warknęłam.- Jestem zmęczona, chyba pójdę spać.
-A Tony sam się wykąpie, nakarmi i uśpi.
-Krasnoludki mu pomogą.
-No jasne- zaśmiał się.- Wstawaj-pociągnął mnie do góry i oparł o swoją klatę. Wtuliłam się w nią i wciągając jego zapach, zrobiłam się jeszcze bardziej śpiąca. Było cicho i spokojnie, tak błogo, że mogłoby być tak zawsze. Tony spał, Louie mnie głaskał, a ja zasypiałam. Ale nie, przecież zawsze musi nam ktoś przerwać. Tym razem wpadła Gabi, której darowałam życie tylko dlatego, że była naprawdę wkurzona.
-Łołoło! Odetchnij głęboko, bo prawie nam drzwi wywarzyłaś- powiedział z ironią Lou.
-Nie wkurzaj mnie przynajmniej ty-warknęła i zwróciła się do mnie-pogadamy?
-Chodź na górę- wstałam ociężale i skierowałam się razem z nią do sypialni. Usiadłam na łóżku i poklepałam miejsce obok siebie.
-Nie, pochodzę. Muszę się uspokoić- powiedziała wściekła.
-No to opowiadaj.
-Pojechałam na lotnisko, a tam moja mamusia wysiada z samolotu z kolesiem max 10 lat ode mnie starszym, idą sobie za rączkę i uśmiechają od ucha do ucha. Nowego faceta bym przeżyła, ale kurde! Ona jest w 5 miesiącu ciąży! Ty masz już dziecko, a ja dopiero będę miała braciszka albo siostrzyczkę!- krzyczała.
-Uspokój się. Nie potrzebnie się tak emocjonujesz.
-Emocjonuje?! To jak ty byś się zachowała, gdyby twoja matka powiedziała, że jest w ciąży i te dziecko byłoby młodsze od twojego?!
-Nie wiem. Ale wiem, że od twojego nie będzie, bo nie jesteś w ciąży- powiedziałam ze stoickim spokojem.
-Weź mnie nie wkurzaj nawet. No i jeszcze fakt, że ma tego faceta. Jak spytałam ile się znają to ona bez skrupułów powiedziała, że przed śmiercią taty żyli w separacji i są razem już ponad rok! A mi wciskali kit, że nadal się kochają!
-Gabi, widzisz jak zareagowałaś teraz. Może bali się twojej reakcji?
-W dupie to mam. Powiedziałam jej i temu Arturowi od siedmiu boleści, że mają jutro wracać do Polski.
-Nie chcesz spędzić czasu z mamą? – spytałam zdziwiona.
-Ona już nie jest moją matką. Moja mama nie zdradzałaby mojego taty-powiedziała ze łzami w oczach. Podeszłam do niej i przytuliłam.
-A może twój tata też kogoś miał?
-Nie miał, spytałam jej o to. Powiedziała, że tata był z nią tylko dla Michała i Karoliny, bo są jeszcze dziećmi i nie chciał ich ranić.
-Przynajmniej on zachował się fair- westchnęłam, próbując ją uspokoić. Po jakimś czasie odezwała się:
-Wracam do siebie, jeszcze się dzisiaj z Harrym nie widziałam- powiedziała już spokojniej. Odprowadziłam ją do drzwi i wyszła. W czasie naszej rozmowy obudził się Tony, który teraz był zabawiany przez Louisa. Popatrzyłam na nich chwilę, a potem wspólnie z Lou wykąpaliśmy go i przygotowaliśmy do snu. Nakarmiłam go jeszcze i tradycyjnie już oddałam w ręce tatusia na kołysankę. Sama w tym czasie zjadłam kolację i zrobiłam wieczorną toaletę. Kiedy wróciłam do sypialni, na łóżku leżał Louis i gadał z kimś przez telefon. Położyłam się obok niego i natychmiast zasnęłam.
Nawet się nie zorientowałam, a minął październik i połowa bardzo mroźnego listopada. Tony miał już prawie 2 miesiące, więc opieka nad nim była już znacznie łatwiejsza. Jako, że zgodnie z planem w styczniu miałam wrócić na uczelnię, od dwóch tygodni prowadziłam akcję pod tytułem „Nauka Tony`ego picia z butelki”. Początkowe próby można łagodnie nazwać przegranymi, ale po pomocy Jay, która jako doświadczona matka podsunęła mi pomysł, osiągnęłam sukces. Teraz bez problemu je z butelki, a dołączając do tego to, że śpi dłużej niż na początku, mam czas na odpoczynek i zajęcie się swoimi sprawami. Dzięki pomocy młodym matkom ze strony uczelni dostałam semestralny urlop dziekański, więc nie tracąc roku, mogę siedzieć z małym. Chłopaki, jak to chłopaki. W połowie października wyjechali w trasę koncertową po Wielkiej Brytanii, ale na szczęście wracali już za kilka godzin. Gabi porozmawiała z mamą na spokojnie i można powiedzieć, że doszły do porozumienia. Em zaczęła naukę w szkole muzycznej i po długim szukaniu mieszkania okazało się, że zajmuje naszą starą stancję. Między Gabi i nią nadal było widoczne napięcie, ale przynajmniej ze sobą rozmawiały. Sprawy miłosne? Zarówno Niall, jak i Em udają, że nic ich nie łączyło i są po prostu przyjaciółmi. Z tego co mówił mi przez telefon Louis, po jednym z koncertów Niall umówił się z fanką na randkę i podobno był bardzo zadowolony. Najprawdopodobniej ich związek to przeszłość, ale wydaje mi się, że dobrze im z tym.
-Heeeeeeeeeeeeeej!- chyba nie muszę mówić, kto wszedł: a) bez pukania b)z nadzwyczajną radością c) krzycząc od progu?
-Kiedy ty się nauczysz pukać?
-Po co mam pukać? Nie ma Lou, więc w niczym wam nie przerywam, to pukanie jest bez sensu-stwierdziła, wzruszając ramionami.
-Kultura tego wymaga-westchnęłam.
-Sratatata. Idziemy na spacer?
-A bardzo zimno jest na dworze?
-Nieee. Z 5 stopni jest.
-To prawdziwy upał- udałam ekscytację.
-Jeny, założysz mu ten kombinezon, co wygląda jak śpiwór, czapkę i rękawiczki i nie zmarznie.
-Plus rajstopki, śpioszki pod spodem, gruba kołderka i wtedy może nie zmarznie- sprostowałam.
-No, to zbieraj się, ja idę po Macho i zaraz wracam- wypadła tak samo szybko jak wpadła, ja wzięłam Tony`ego i poszłam go przebrać. 10 minut później leżał już w wózku, szczelnie chroniony od wiatru i zimna, a ja zakładałam botki i zimową kurtkę. Wtedy też wróciła Gabi z wyrywającym jej się Macho. Razem zjechaliśmy windą i wyszliśmy na mróz. Jedynym plusem było to, że po pierwszych 5 spacerach fanki przestały się tak ekscytować i teraz przychodziły już tylko te najbardziej wytrwałe, w dużo mniejszej ilości. Co nie zmienia faktu, że strasznie mnie rozbawiło, gdy pewnego dnia Gabi przyszła i pokazała mi na Twitterze funclub Tony`ego, gdzie były w większości wymyślone fakty o jego życiu i zdjęcia, między innymi ze spacerów. Oprócz takich zdjęć miał setki robionych przez chłopaków i Gabi- każde z nich miało zdjęcie z małym na swoim profilu. Spacer mijał bardzo spokojnie. Pomimo tego, że Tony obudził się jakiś czas po wyjściu, całą jego uwagę pochłonęła zabawkowa karuzela z misiami, przyczepiona do wózka, więc obyło się bez płaczu. Przechodziłyśmy akurat przez park, kiedy usłyszałam:
-Mila?
-Max?! –nie ukrywałam radości, kiedy mój przyjaciel podbiegł i mnie przytulił.
-Cześć- powiedział sucho do Gabi. Natychmiast załapałam, że chodziło o Nathana. Dziewczyna tylko kiwnęła mu głową.
-Wy sobie pogadajcie, a ja przebiegnę się z Macho. Wracam za 5 minut- powiedziała i pobiegła.
-Pokaż ten swój skarb- uśmiechnął się, podchodząc do wózka. –No nie!- jęknął.
-Co jest? – spytałam zaniepokojona.
-On jest prawie identyczny jak Tomlinson!
-To chyba dobrze nie?- nie wiedziałam o co mu chodzi.
-To fatalnie! Gdyby był do ciebie podobny, to wtedy by było zajebiście, ale do niego… Chociaż w sumie…- zamyślił się.
-Hy?- pospieszyłam jego tok myślenia.
-Nie posądzi cię o zdradę, jak taki podobny- wyjaśnił.
-Max! On nigdy nie posądzał mnie o zdradę! –wkurzyłam się.
-Przypomnieć ci akcję w Los Angeles, kiedy o mało co mnie nie pobił?
-To była inna sytuacja.
-Taka sama.
-Nie prawda!
-Właśnie, że prawda, Mila. Dobrze wiedział, że możesz wybrać mnie, to był zazdrosny. W sumie, nadal jest, a przecież to jego żoną jesteś…
-Zmieńmy temat- westchnęłam, wiedząc, że go nie przekonam.- Co z tobą i piękną Michelle? No i przede wszystkim, czemu mi nie powiedziałeś, jak ostatnio gadaliśmy, że przyjeżdżasz do Londynu? I jeszcze jedno: przestań się tak odnosić do Gabi.
-Po kolei: z Michelle to koniec, jesteśmy przyjaciółmi, nie powiedziałem, bo nie wiedziałem, a co do Gabi, to nie.
-Bo?
-Bo zdradziła mojego przyjaciela?
-Ale on jej wybaczył!
-Proszę cię, jesteś naprawdę tak naiwna? Nathan był w niej zakochany, ona wykorzystała go jako pocieszyciela, a jak się jej znudził, to go zdradziła.
-Nie wiedziała, co czuje!
-To powinna wrócić do przedszkola, tam się takie rzeczy poznaje. Widziałem Nathana zaraz po tym, widziałem go przez następne tygodnie i wiem, że to co zrobiła, było podłe. Więc nie pieprz, że nie wiedziała co czuje i że mam być dla niej miły, bo nie!
-Mi też na nim zależało- usłyszeliśmy głos Gabi i odwróciliśmy się w jej stronę. Miała łzy w oczach.- Zależy mi nadal, ale jak na przyjacielu, nie na chłopaku.
-To po co wciskałaś mu kit o wielkiej miłości?
-Ty nic nie wiesz, Max. Nic!- krzyknęła i pobiegła z Macho w stronę naszego apartamentowca.
-Brawo. Świetny pomysł, naprawdę. Teraz, kiedy nareszcie odzyskała humor, ty jej go zepsułeś.
-Boże, powiedziałem co myślę! Ty też się obrazisz?
-Nie, ale to było nie fair. Wracam do domu, za długo już jesteśmy na dworze- spojrzałam na małego, który znowu zasnął.
-Odprowadzę was-powiedział i ruszyliśmy z powrotem. Już przed budynkiem spytałam- wejdziesz na górę?
-Nie, to nie jest dobry pomysł- odpowiedział, patrząc za moje plecy. Obróciłam się i zobaczyłam… Louisa. Stał w recepcji z walizką i najwidoczniej dopiero przyjechał. Zauważył mnie i szybko podszedł. Bez słowa przyssał się do moich ust tak, że po kilku sekundach zabrakło mi tlenu. Odsunęłam go od siebie i dopiero wtedy się odezwał:
-Hej kotku, cześć Max- zwrócił się do chłopaka z cynicznym uśmiechem.
-Siema Tomlinson- odpowiedział, piorunując go spojrzeniem.
-Przestańcie, proszę! To już robi się denne!
-My tylko się przywitaliśmy-powiedział Louis, teraz zajmujący się wyjmowaniem z wózka Tony`ego. Kiedy mu się to udało, ułożył go wygodnie w swoich ramionach i dodał już w drzwiach- idziesz?
-Yh! Wybacz Max, spotkamy się kiedyś na spokojnie- obiecałam.
-Mówiłem, że jest zazdrosny haha. Leć już, pa- podszedł do mnie i mocno przytulając, cmoknął w policzek. Kiedy tylko weszliśmy do mieszkania, rozebrałam małego z tych grubych ubrań i włożyłam do łóżeczka turystycznego, a sama odezwałam się do Lou:
-Co to miało być?!
-O co ci chodzi?
-Ta akcja na dole? Pokazanie jak bardzo go nie lubisz?! To mój przyjaciel, okazuj mu trochę szacunku Louis!
-Nie będę okazywał szacunku komuś, kto gdy tylko nadarza się okazja podrywa moją żonę! – podniósł głos.
-Jesteś zazdrosny o Maxa?!
-Nie!
-No to o co chodzi?! Po co ten cały teatrzyk?! – teraz już oboje na siebie krzyczeliśmy. Tony patrzył na nas z szeroko otwartymi oczkami.
-Dobra, jestem zazdrosny! Ale chyba mam prawo tak?! Jesteś moją żoną, a kiedy tylko jest okazja to się z nim spotykasz!
-No błagam cię! Czy ty myślisz, że ja i on?- nie wierzyłam w to, co próbował mi zasugerować.-LOUIS!
-Próbuję samego siebie przekonać, że między wami nic nie ma- powiedział znacznie ciszej.
-Nie, wcale tego nie powiedziałeś. Przesłyszało mi się i wcale tego nie powiedziałeś!- byłam tak wściekła jak nigdy wcześniej.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie, tylko jedno. Więcej od ciebie nie oczekuję.
-Jakie pytanie?
-Czy gdyby wtedy po tej imprezie Nathan was nie powstrzymał, czy dałabyś Maxowi wszystko? – wydusił na jednym oddechu. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Chciałam być z nim szczera, a szczerość zakładała to, że byłam bardzo blisko błędu. –Rozumiem...
-Nie, nie rozumiesz! Byłam wtedy pijana, nie myślałam trzeźwo, a on jeszcze mnie do tego zachęcał. Boże Louis, na trzeźwo nigdy bym cię nie zdradziła!
-Patrząc z perspektywy, że nasz pierwszy raz też był po alkoholu, to nie wiem jak mam to odebrać-powiedział sucho.
-Czyli uważasz mnie za dziwkę, która śpi z kim popadnie jak jej mąż jest poza domem?
-Nie powiedziałem tego.
-Ale pomyślałeś. To mi wystarcza- warknęłam i biorąc leżącą na fotelu kurtkę, wyszłam z domu. Mój mózg był w tej chwili całkowicie pusty, wyzbyty jakichkolwiek myśli. Byłam wściekła do granic możliwości i zanim się zorientowałam ponownie znalazłam się na dworzu. Praktycznie wybiegłam z terenu apartamentowca i znalazłam się na ulicy. Louis nie poszedł za mną. Zdziwiłabym się, gdyby to zrobił. Niewiele myśląc wyjęłam telefon i wybrałam dawno nie używany numer.
-Mila? Dopiero się widzieliśmy!
-Gdzie jesteś?
-PŁACZESZ?!- krzyknął i dopiero wtedy załapałam, że łzy lecą mi po policzkach.-Co on ci zrobił!?
-Gdzie jesteś? –ponowiłam pytanie.
-W mieszkaniu, przychodź- wiedziałam, gdzie to jest, bo raz go tam odwiedziłam. 10 minut drogi od miejsca, w którym teraz byłam, więc przyspieszyłam kroku i już po kilku minutach byłam ściskana w jego ramionach. Poczekał, aż się wypłaczę, zanim zapytał- Co się stało?
-Louis… on twierdzi, że ja go z tobą zdradzam- powiedziałam cicho.
-Mówiłem, że jest zazdrosny!- nie ukrywał zadowolenia z tego faktu.
-Max proszę cię.
-Przepraszam- przytulił mnie ponownie i głaskał dopóki nie zasnęłam. Obudził mnie… inny zapach? Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą twarz Louisa, a nadal byłam w mieszkaniu Maxa.
-Mila- usłyszałam jego głos.-Przepraszam- a kiedy próbowałam mu przerwać, uciszył mnie gestem.-Przepraszam, że jestem takim cholernym idiotą, że ci nie ufam. Przepraszam, że przeze mnie po raz kolejny płakałaś. Przepraszam, że jestem o niego zazdrosny bez powodu- przeniósł wzrok na drzwi, za którymi najprawdopodobniej był Max. – Przepraszam za wszystko, co w jakikolwiek sposób cię zraniło, bo wiem, że jestem skończonym debilem, oskarżając cię o cokolwiek.
-Co ty tu robisz? – spytałam.
-Kiedy tylko zasnęłaś Max poszedł do naszego domu i łagodnie mówiąc otrzeźwił mnie i dużo rzeczy uświadomił i potem razem z nim przyjechałem.
-Gdzie Tony?
-U Danielle i Liama.
-Okej.
-Wracajmy do domu- poprosił.
-Zaraz- podniosłam się i poszłam do jak się okazało, sypialni Maxa. Chłopak siedział ze słuchawkami na uszach i laptopem na kolanach i nie zauważył mojego wejścia. Dopiero kiedy do niego podeszłam podniósł głowę i uśmiechnął się.
-Co ty mu nagadałeś?
-Że jest idiotą, jeżeli jest zazdrosny o mnie, kiedy ty nic do mnie nie czujesz i jesteśmy tylko przyjaciółmi. No i że jeżeli jeszcze raz cię skrzywdzi to mu trwale okaleczę tą jego śliczną buźkę.
-Max! –przeraziłam się.
-Mil, dobrze wiesz, co do ciebie czuję i ile dla mnie znaczysz, nigdy tego przed tobą nie ukrywałem, bo to bez sensu. Zrozumiałem, kiedy wybrałaś Louisa i pogodziłem się z porażką. Ale nie będę bezczynnie patrzył jak on cię rani. Tego ode mnie nie oczekuj-powiedział i dodał- idź teraz do pana „jestem wielką ciotą, bo ranię swoją żonę” i dzwoń, jakby tylko zrobił to jeszcze raz- spojrzał na mnie poważnie. Przytuliłam go tylko i pomachałam, wychodząc. Bez słowa minęłam Louisa i wyszłam z mieszkania. Po chwili jechaliśmy już samochodem, nadal milcząc. Zamiast od razu skierować się do naszego mieszkania, wysiadłam piętro niżej z windy i zapukałam do drzwi Liama i Danielle. Louis został na dole, gdzie czekało sporo fanek i rozdawał im autografy. Drzwi otworzył mi Liam i zaprowadził do salonu, gdzie Danielle bawiła się z Tonym w tzw. „samolocika”.
-Wszystko już okej?- spytał Liam.
-Nic nie jest okej. Skąd wiesz?
-Pomijając to, że wpadł tu Lou z Tonym i Maxem za plecami i poprosił żebyśmy się nim zajęli, to jeszcze to, że tak się darliście, że przynajmniej nasze 2 piętra was słyszały.
-Przepraszam. Nie panowałam nad sobą.
-Nie mamy ci tego za złe, ale przemyśl to, czy warto się kłócić, jak i tak za kilka dni wyjeżdża i znowu go przez miesiąc nie zobaczysz- powiedziała Danielle, oddając mi Tony`ego. Byłam już przy drzwiach, kiedy coś zaskoczyło mi w mózgu. Odwróciłam się z powrotem- Zajmiecie się nim jeszcze przez godzinkę?
-Jasne, z przyjemnością. Tylko nie krzyczcie tym razem tak głośno- odezwał się Liam, a ja włożyłam mu w ręce małego i wyszłam z mieszkania. Jazda windą jedno piętro jeszcze nigdy mi się tak nie dłużyła. Na szczęście, kiedy już wysiadłam i podeszłam do drzwi, żeby je otworzyć, były otwarte, czyli Louis już wrócił z dołu. Faktycznie, siedział na kanapie i bezsensownie wpatrywał się w ścianę. Kiedy usłyszał otwierane drzwi, odwrócił się w moją stronę i próbował coś powiedzieć, ale tym razem to ja mu przerwałam.
-Zamknij się- warknęłam.- Jesteś idiotą, skończonym, skretyniałym do końca idiotą, nie ufającym mi, bezpodstawnie zazdrosnym i ekstremalnie wkurzającym. Jesteś takim idiotą, że czasami zastanawiam się, jakim cudem jestem twoją żoną. I wiesz co? Wtedy dochodzę do wniosku, że ja też jestem idiotką. Przecież gdybym cię nie poznała, spokojnie kończyłabym studia, znalazła sobie statecznego chłopaka, który byłby nudny jak flaki z olejem, koło 30 urodziłabym mu dzieci i zamieszkalibyśmy na wsi w otoczeniu owieczek i krówek. Ale ja jestem idiotką i zamiast takiego życia, wybrałam te, w którym w wieku 20 lat mam męża i dziecko, jestem na urlopie dziekańskim, a mój mąż jest gwiazdą popu, no i jeszcze jestem pod stałym ostrzałem twoich fanek, które wymyślają co się tylko da, żeby zrujnować moje życie i paparazzi, którzy polują na każdą, nawet najmniejszą wpadkę z mojej strony. Ale wiesz? Chyba wole te życie, takie pokręcone i nieprzewidywalne, od takiego który mógłby mi zagwarantować przeciętny student. Wiesz czemu? – przerwałam, biorąc oddech. –BO CIĘ KOCHAM IDIOTO.
-Nigdy nikt tak dobitnie nie uświadomił mi, co otrzymałem od losu-powiedział i przywarł do moich ust. Tak bardzo mi tego brakowało po tej rozłące, a ten poprzedni pocałunek był dla mnie bezwartościowy. Po chwili oderwał się ode mnie, na co jęknęłam z niezadowoleniem.
-Tony jest u Danielle i Liama i są gotowi się nim zająć przez jakiś czas?
-Tak – odpowiedziałam i zanim się zorientowałam, Louie przerzucił mnie przez ramię, jakbym nic nie ważyła i zaczął wchodzić po schodach.
-Co ty robisz?- spytałam ze śmiechem, patrząc jak wchodzi do naszej sypialni. Rzucił mnie na łóżko i zapalił lampkę przy drzwiach, tak, że w pokoju panował półmrok.
- Mam się bać?- spytałam po krótkiej chwili.

+18 – żeby nie było, że nie ostrzegałyśmy :D 

Uśmiechnął się do mnie cwaniacko i usiadł obok mnie tak blisko, że poczułam jego oddech na swojej szyi.
-A teraz dokończymy to, co było przerywane za każdym, cholernym razem od narodzin Tony`ego- mruknął i naparł na moje wargi. Skłamałabym, mówiąc, że mi się nie podobało. Z entuzjazmem oddałam pocałunek, przyciągając go do siebie. Poczułam jak się uśmiecha i oblizuje wargi, żeby po chwili zjechać nimi na moją szyję. Odchyliłam lekko głowę, by dać mu większy dostęp do mojej skóry i napawałam się jego dotykiem. Po kilku minutach oderwał się od mojej szyi, co skomentowałam jękiem zawodu, ale natychmiast przeniósł się na dół mojego brzucha, gdzie zaczął rozpinać guziki mojej koszuli. Po chwili warknął:
-Jebane guziki- i zanim zdążyłam go powstrzymać, mocno pociągnął, a moja koszula została rozerwana. Nie przejmowałam się tym w tej chwili, sama w bardziej delikatny sposób zdejmując z niego koszulkę i odrzucając ją na bok. Po chwili pozbyliśmy się naszych spodni i w samej bieliźnie ponownie zaczęliśmy się całować. Popchnęłam go na łóżko, a sama usiadłam na jego biodrach. Ręce Lou powędrowały na moje plecy, gdzie próbowały rozpiąć stanik. Wiedziałam, że pomimo wielu prób nadal tego nie potrafi, więc odsunęłam się od jego ust i odpychając jego ręce sprawnym ruchem pozbyłam się zbędnego elementu. Po chwili to ja byłam przygnieciona przez jego ciężar, a jego usta wędrowały od mojej szyi po brzuch, aż zahaczyły o majtki. Szybko je ze mnie zsunął, a ja to samo zrobiłam z jego bokserkami. Całkowicie nadzy napawaliśmy się swoim widokiem, tak jakby to był pierwszy raz. Po chwili niewinnego dotykania ześlizgnął się z łóżka i wyjął z szafki prezerwatywy. Nie chcieliśmy zostać 2 raz rodzicami, więc zabezpieczenie było konieczne. Otworzył opakowanie i zabezpieczył się, pocałował mnie mocno i jednym ruchem we mnie wszedł. Otoczyłam go nogami, dostosowując swój rytm do jego i słyszałam, jak nasze oddechy stawały się coraz szybsze. Doznania sprawiały mi coraz większą rozkosz, nie mogłam powstrzymać się od wydawania głośnych jęków, podobnie jak Louis. Nagle Lou zadrżał i jeszcze bardziej przyspieszył. Czułam, że już długo nie wytrzymam. Oboje poruszaliśmy się gwałtownie, co jakiś czas zatracając się w swoich ustach, aż dotarliśmy na sam szczyt. Chłopak głośno krzyknął i opadł na mnie. Oddychaliśmy jak po przebiegnięciu maratonu. Louis ześlizgnął się ze mnie i położył się obok. Był spocony, tak samo jak ja. Po kilku minutach nasze oddechy się unormowały.
-Kocham Cię- wyszeptał mi na ucho.
-Ja ciebie też-cmoknęłam go szybko i podniosłam się, żeby zająć łazienkę. Już przy drzwiach usłyszałam:
-Wspólny prysznic? – pokręciłam ze śmiechem głową i odpowiedziałam:
-Pospiesz się!
Kiedy godzinę później pojawiliśmy się w drzwiach mieszkania Payne`ów, trzymając się za ręce i szeroko uśmiechnięci, otwierająca nam drzwi Danielle skomentowała tylko:
-Pocieszające jest to, że pohamowaliście swoje okrzyki.
-Spadaj haha. Gdzie Tony?
-Właśnie się obudził i mieliśmy do was dzwonić, bo chyba jest głodny- powiedziała, wskazując ręką kanapę z Liamem i Tonym w jego ramionach.
-Zaraz ci mamusia da jedzonko, tak? –podeszłam do nich i wzięłam małego.
-Dziękujemy, że się nim zajęliście. Potrzebowaliśmy chwili dla siebie- powiedział Lou.
-Każda para musi mieć czas dla siebie. Spoko, możemy się pobawić w nianie, ale nie za często haha-zaśmiał się Liam.
-Spadamy, teraz wy się sobą nacieszcie- uśmiechnęłam się do nich, wychodząc z resztą swojej rodziny. Wieczór przebiegał standardowo: nakarmienie, wykąpanie, chwila zabawy i usypianie. Leżałam w łóżku, czytając książkę, a Louis siedział na Internecie, kiedy zadzwonił mój telefon.
-Słucham? – odebrałam zdziwiona, bo bądź co bądź, ale 23 to dziwna pora na telefony, tym bardziej z zastrzeżonego.
-Mila Tomlinson?- spytał kobiecy głos, a kiedy potwierdziłam, dodał-dzwonię ze szpitala św. Elżbiety. Pani numer był zapisany jako numer ICE w telefonie pani Gabrieli Łozowskiej.
-Co się stało? – wyprostowałam się gwałtownie, czując ucisk w brzuchu. Louis spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
-Pani Gabriela została napadnięta w parku. Ma poważny uraz głowy, jej stan jest krytyczny. Czy mogłaby pani jak najszybciej przyjechać do szpitala?
-Oczywiście, za chwilę będę- rozłączyła się. Byłam przerażona. Gabi napadnięta? Poważny uraz głowy? Stan krytyczny?
-CO?! – spytał zszokowany Lou i dopiero wtedy zorientowałam się, że mówiłam to na głos.
-Zostaniesz tu z Tonym, ja zgarnę Harry`ego i jedziemy do szpitala. Nie mów na razie reszcie, dopiero jak się zorientujemy co się stało, to damy im znać- zachowałam dziwny jak na mnie spokój w kryzysowej sytuacji. W tempie ekspresowym się ubrałam i już po kilku minutach jechałam całkowicie nieprzepisowo samochodem Harry`ego, który jeszcze nigdy nie był tak przerażony i blady.

Tylko jedno: komentarze. Pod każdym kolejnym rozdziałem jest ich mniej, przykro nam trochę. Wypaliłyśmy się? Nie chcecie już nas czytać? Jeżeli tak, to nie będziemy Was męczyć naszą obecnością tu. 
Następny środa/czwartek.
foreveryoung.