czwartek, 24 maja 2012

Rozdział XIX.

-Dosyć tego Mila! Pakujesz się i wracasz do Londynu-do mojego pokoju wparowała wkurzona Emila.
-Co?
-Gówno! Ogarnij się dziewczyno, nie można tak żyć! Sądzisz, że jesteś jedyną osobą, która straciła dziecko? Nie jesteś, serio. Przychodzę tu codziennie od 5 dni, a ty z każdym dniem wyglądasz gorzej i zachowujesz się jak jakieś zombie! Poroniłaś i to jest straszne, ale codziennie na świecie kobiety tracą swoje dzieci. To nie jest powód, żeby odwracać się od przyjaciół i rodziny! Twoi rodzice nie wiedzą, co mają robić, a na dodatek podobno nic nie jesz i palisz?!
-No i?
-PALISZ?! CO TO MA BYĆ? ODSTRESOWANIE SIĘ? SPOSÓB NA ZAPOMNIENIE?
-… - nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.
-DO CHOLERY JASNEJ ODEZWIJ SIĘ!
-….
-Uhhhhhh. Okej. Ty nie chcesz mówić, to ja pogadam. Pamiętasz, jak zawsze mówiłaś, że nigdy nie będziesz palić, bo to niszczy zdrowie i jest odrażające? Pamiętasz? Pamiętasz, jak w kwietniu obiecywałaś, że będziesz normalnie się odżywiać i nie kombinować? Mila, kiedy ostatnio widziałaś się w lusterku? Wiesz, jak wyglądasz? Kiedy ostatnio coś jadłaś? Bo z tego co się orientuje, to na dół jeść nie schodzisz, a tego co ci przynoszą rodzice tu, nie przyjmujesz. W pokoju widzę tylko kubki po kawach i pety. Rujnujesz sobie życie i dobrze o tym wiesz. Tylko właśnie nie wiem, po co. Do cholery, po co!? – dziewczyna chyba oczekiwała odpowiedzi.- Świetnie. Nie rozmawiaj ze mną, rodzicami, Gabi, Louisem. Olej nas wszystkich, bo przecież tylko ty straciłaś kogoś ważnego. Tylko wiesz co? Louis też stracił dziecko. Nie, on stracił 2 osoby. Stracił jeszcze ciebie. Bo w tej chwili, tylko wyglądasz jak Mila, a nie ją jesteś. Jesteś jakąś cholerną podróbą, która wszystkich od siebie odpycha. Zastanów się, co ty zrobiłaś z Milą- ostatnie słowa wypowiadała coraz ciszej, patrząc mi prosto w twarz. Gdy odwróciła się i otworzyła drzwi, by wyjść z pokoju, wydusiłam z siebie tylko jedno słowo:
-Przepraszam.
-Ja nie chcę przeprosin. Przeproś siebie, bo to swoje życie rujnujesz.
-Nie rozumiesz, że ja nie umiem inaczej? Że to mnie tak cholernie ściąga na dno? Kochałam to dziecko i przez własną głupotę straciłam! Gdybym wtedy nie zachowała się jak idiotka, to nadal byłabym w ciąży, a na dodatek miałabym cudownego męża i byłabym szczęśliwa! A teraz? Siedzę w Polsce, w swoim zasranym pokoju, wyglądam jak upiór, nie potrafię przełknąć niczego do jedzenia i palę. Wiem, że spowoduje nawrót choroby, wiem.
-To czemu nie zjesz?
-Bo nie mogę. Bo jestem gruba, brzydka i głupia.
-Zgłupiałaś?! Jesteś idealna, Mila i powinnaś zdawać sobie z tego sprawę. Teraz zejdziemy na dół, zjesz obiad, wrócimy na górę, zarezerwujemy samolot do Londynu, wyrzucimy WSZYSTKIE papierosy, ogarniemy ciebie i spakujemy.
-Em, to nie ma sensu.
-Ma sens. To tylko kolejna z naszych akcji. Pamiętasz akcje, kiedy oprócz planu a miałyśmy od razu plan b i c? Teraz jest właśnie taka akcja. I każdy z planów kończy się na tym, że wraca stara Mila. A teraz idziemy jeść- wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni. Po posiłku wróciłyśmy do mojego pokoju i zrobiłyśmy wszystko to, co było zaplanowane. Samolot miałam następnego dnia o 9, na lotnisku miała czekać Gabi. Faktycznie, kiedy wylądowałam w Londynie i wyszłam na lotnisko, natychmiast wpadłam w mocny uścisk dziewczyny.
-Wróciłaś!
-Hej-również ją przytuliłam.- Wróciłam, trzeba znowu normalnie żyć.
I żyłam normalnie. Z pozoru. Bo nic się nie zmieniło od tamtej rozmowy z Em w Polsce. No oprócz tego, że byłam w Londynie. Nadal praktycznie nic nie jadłam, tylko piłam kawę i paliłam. Wpadłam w nałóg, ale mijały dni, a mi świetnie wychodziło udawanie, że wróciła „stara Mila”. Gabi niczego się nie domyślała, z Lou i chłopakami przez telefon rozmawiałam jak najbardziej normalnie, uśmiechałam się, chodziłam na uczelnię itp. itd. Niestety nadszedł tamten wieczór, 2 dni przed Wigilią. Na święta postanowiłyśmy zostać w Londynie, jako że wracali chłopcy i chciałyśmy się nimi nacieszyć.
-Milaaaaaaaaaaaaaaaaa, chodź zjesz ze mną chińczyka- Gabi stanęła nad moim łóżkiem i jęczała mi do ucha, kiedy próbowałam się uczyć. Dziewczyna pomimo tego, że Hazza zaproponował jej mieszkanie razem, wciąż mieszkała ze mną w naszym mieszkanku.
-Nie mam ochoty, jadłam niedawno płatki-standardowa wymówka, która zawsze działała.
-No ale weeź. Bo zamówiłam mega porcję, bo myślałam, że jest mniejsza, ale jednak jest za duża i sama jej nie zjem. No zobacz, jak ładnie wygląda-podsunęła mi pod nos pudełko.
-Bardzo smacznie. Dobra, nałóż mi trochę, to zjem tutaj, bo mam dużo nauki, sesja się zbliża.
-Myślałam, że zjemy razem przed telewizorem. Tak jak kiedyś, z jednego pudełka i w ogóle…
-Gabi mam naukę!
-Ale przerwa ci się przyda. Koniec dyskusji, chodź.
Usiadłyśmy na kanapie i „zajadałyśmy” się chińszczyzną. W mojej głowie była tylko jedna myśl „jadłam już dzisiaj, nie powinnam tego jeść, będę gruba”. Kiedy zjadłam swoją część, natychmiast podniosłam się i skierowałam do łazienki. Odkręciłam kurek z wodą w zlewie, żeby zagłuszyć dźwięki, otworzyłam klapę od sedesu i klęknęłam przed nim. Dwa palce do gardła i gotowe. Cała kolacja zwrócona. Spuściłam wodę, umyłam zęby i otworzyłam drzwi od łazienki. A w nich stała Gabi.
-Wiedziałam. Najpierw znalazłam papierosy, a teraz to. Nic się nie zmieniło, prawda? – jej mina wskazywała na to, że jest mną totalnie rozczarowana.
-Ale o co ci chodzi? Papierosy faktycznie popalam czasami, przyznaję, jednak robi to 1/3, jak nie więcej populacji. A w łazience myłam zęby, to zbrodnia?- udawałam głupią.
-Nie, palenie nie jest zbrodnią, chcesz sobie zatruwać organizm, to truj. Ale to, że zwymiotowałaś PRZED umyciem zębów, jest zbrodnią. Zidiociałaś do końca?!
-Nie wymiotowałam!
-To powiedz to patrząc mi prosto w oczy-nakazała, dobrze wiedząc, że tego nie zrobię. –No właśnie.
-No i co? Zabijesz mnie za to? Za to, że chce być piękna i chuda?
-Nie, ja nie. Ale sądzę, że Louis bardzo chętnie dowie się, że znowu się głodzisz. Ah, no i palenie też go bardzo ucieszy, z pewnością.
-Nie powiesz mu.
-Powiem. I to w tej chwili mu powiem. Ja jestem tylko przyjaciółką, ale on jest twoim narzeczonym, chyba ma większy wpływ.
-Nie zabronicie mi tego.
-Nie zabronimy. Ale możemy dużo więcej. Taki szpital, w którym leczy się problemy psychiczne to bardzo miłe miejsce nie? Chyba bardzo chciałabyś się tam znaleźć, tak myślę.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. Dzwoń, na co czekasz. Pokaż, jaką jesteś przyjaciółką-warknęłam i wyminęłam ją, wchodząc do swojego pokoju. Od razu z torebki wyjęłam papierosy i jednego zapaliłam. Taki tam nowy sposób na odstresowanie się. Nie obchodziło mnie to, że całe mieszkanie będzie śmierdziało, liczyło się tylko odreagowanie i nowa porcja nikotyny. Kiedy dokańczałam dopalanie papierosa rozdzwonił się mój telefon. „Louie dzwoni”.
-Pokrzycz sobie-powiedziałam po odebraniu.
-Nie mam zamiaru na ciebie krzyczeć, to twoje życie. Tylko nie rozumiem, czemu mnie oszukiwałaś?
-Musiałam.
-Nie musiałaś. Zayn też pali, nie lubię tego, ale ok., chcesz to pal. Ale nie masz prawa się głodzić. Jutro gramy ostatni koncert i wracamy do Londynu na święta. Będę u ciebie pojutrze rano. Wtedy pogadamy bardzo poważnie. Teraz muszę kończyć, zaraz wychodzimy na scenę. Pa.
-Pa.
Po tej rozmowie byłam jeszcze bardziej wkurzona. Liczyłam na to, że Lou ochrzani mnie, pokaże jakiekolwiek emocje. A on znowu mówił jak maszyna, ustawiona na tryb „nie umiem mówić z emocjami, bo jestem zbyt zajęty”. Ubrałam się ciepło i wyszłam z mieszkania, nie mówiąc nic Gabi. Skierowałam się do Starbucks`a po kawę. Wracając już z kubkiem parującej kawy, wpadłam na kogoś w drzwiach.
-Naucz się chodzić!- warknęłam.
-Ja umiem, w przeciwieństwie do ciebie! OOH, znowu się spotykamy-usłyszałam i zobaczyłam przeuroczą Eleanor Calder we własnej osobie.
-Jak szczęście to po całości. Witaj, Eleanor- uśmiechnęłam się słodko.
-Dobrze cię widzieć, żywą-dała wyraźny nacisk na ostatnie słowo. –Jak się trzymasz po wypadku?
-Świetnie, dziękuję. Już dawno o nim zapomniałam.
-Tak? Jakoś zmizerniałaś ostatnio. Wszystko w porządku? -nadal utrzymywała swój przesłodziutki ton głosu.
-Teraz nadszedł czas na wyżalenie się i wypłakanie jak do starej, dobrej przyjaciółki?
-Dokładnie. Zranione i porzucone ex Louisa muszą trzymać się razem.
-Słucham? Ja nie jestem ex!
-Oj… przepraszam, po prostu słyszałam, że się rozstaliście po tym wypadku.
-Nie wiem, kto ci to powiedział, ale był w błędzie. Nadal jesteśmy razem i nie, nie zwierzę ci się. Sądzę, że to już koniec naszej pogawędki, cześć-odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
-Do zobaczenia, Mila!- zawołała za mną i roześmiała się słodko.
Spotkanie z Eleanor wprawiło mnie w taką złość, że aby odreagować udałam się do parku. Dochodziła 20, jednak w parku nadal było sporo ludzi. Zauważyłam dwoje młodych rodziców z synkiem. Szczęśliwi wozili go na sankach, a chłopiec śmiał się do rozpuku. Patrząc na tą sielankę nie zauważyłam, kiedy poleciały mi łzy. Płakałam, a wszystkie wspomnienia z mojej ciąży na nowo wracały. Dzień kiedy się o niej dowiedziałam, moment kiedy powiedziałam o niej Louisowi, pierwsze USG, odgłos bicia serduszka dziecka… I ten dzień, kiedy popełniłam największy błąd swojego życia i straciłam je. Siedziałam i ryczałam, a z nieba zaczął padać śnieg. Miękkie płatki śniegu osiadały na moich włosach i kurtce i właśnie wtedy usłyszałam swoje imię.
-Mila? – podniosłam głowę i zobaczyłam osobę, której się najmniej spodziewałam.
-Max? Co ty tu robisz?
-Mieszkam. Londyn to moje miasto haha. Co się stało? Czemu płaczesz? –przysiadł się do mnie i objął ramieniem.
-Bo moje życie nie ma sensu…
-Tomlinson?
-Też. Ale nie tylko…
-Powiesz staremu przyjacielowi, czy mam wyciągać z ciebie siłą?
-Powiem, ale proszę, niech to zostanie między nami, Max.
-Oczywiście, możesz na mnie liczyć.
-Ja… byłam w ciąży…- i w taki sposób opowiedziałam mu o całej sprawie, nie pomijając żadnego szczegółu. Kiedy skończyłam, chłopak patrzył na mnie zszokowany.
-Wiesz, że robisz źle? Zresztą, co ja ci będę mówił, dobrze o tym wiesz. Mila, nie możesz głodować i nie powinnaś palić. Też kiedyś paliłem, podobno na odstresowanie się. Ale rzuciłem, choć było bardzo ciężko. Rzuć teraz, dopóki nie jesteś jeszcze uzależniona. I zacznij jeść.
-Ale po co? Tak jest lepiej-mruknęłam cicho.
-Nie, tak wcale nie jest lepiej. Nie wiedziałem, że byłaś chora, ale jeżeli tak wygląda sytuacja, to nie możesz się głodzić. Masz dla kogo żyć, pomimo tego, że straciłaś dziecko. Masz Louisa i możecie mieć jeszcze tyle dzieci, ile będziecie chcieli! Pomimo tego, że nie przepadam za nim, to uważam, że nie powinnaś go odtrącać, bo właśnie to teraz robisz. Kochasz go?
-Oczywiście, że tak.
-Chcesz być z nim na zawsze?
-Tak.
-No to pokaż to do cholery! Nie odrzucaj go dlatego, że macie problemy! On też je ma i na pewno nie jest mu łatwo. Idź teraz do niego i pokaż mu, ile dla ciebie znaczy. Razem pokonacie wszystkie trudności.
-To nie jest takie proste… Mogę się z nim spotkać dopiero za 2 dni, jest w trasie.
-Wolisz czekać 2 dni i dalej niszczyć sobie życie, czy teraz do niego jechać i wszystko zakończyć?
-Teraz.
-Gdzie grają koncert?
-W Manchasterze…
-Jedziemy.
-Jedziemy? –spytałam zdziwiona.
-Tak, zawiozę cię tam. No chyba nie będziesz wlokła się pociągiem?
-Ale twoje plany…
-Nie są ważne. Jesteś moją przyjaciółką, przynajmniej ja cię za nią uważam. Chodź, wsiadamy do samochodu i jedziemy do twojej miłości. No chodź!- ze śmiechem pociągnął mnie za rękę.
-Już, już. Tylko jeszcze jedna sprawa-wyjęłam z torebki ostatnią paczkę papierosów jaką miałam i wrzuciłam do śmietnika, jednocześnie obiecując sobie, że nigdy więcej nie wezmę tego świństwa do ust. – Teraz możemy jechać.
-Mądra dziewczynka, chodź-poszłam za nim do jego samochodu i już po kilku minutach opuszczaliśmy Londyn.
-Mila, pobudka, zaraz będziemy na miejscu- poczułam delikatne szturchanie.
-Co? Gdzie my jesteśmy? – spytałam nieprzytomna.
-W Manchesterze i obecnie próbuje się dowiedzieć, w jakim twój rycerz jest hotelu haha. O, chyba już wiem- sięgnął po telefon i odczytał nazwę. –Dobra, to 5 minut drogi stąd. Mam nadzieję, że jeszcze nie będzie spał haha.
-Która godzina?
-Dochodzi 1:20.
-Tak późno? Długo jechaliśmy?
-Coś koło 5 godzin. Nieźle się skończył mój 20 minutowy wypad do parku haha. O fuck, chyba będziemy mieli problem.. –powiedział, patrząc na wejście do hotelu, przed który właśnie zajechaliśmy. Stało tam na oko ponad 100 fanek, więc wejście do hotelu było zatarasowane.
-Dobra, wysiadam. Wysiadasz ze mną? –spytałam.
-Nie, wolę nie. Sądzę, że przez niektóre z nich jestem kojarzony, a nie mam teraz ochoty na spotkanie z fankami. Pojadę do Nathana, on mieszka w Manchesterze. Poradzisz sobie?
-Tak, dziękuję ci za wszystko. I przepraszam, że przeze mnie musiałeś zmienić plany.
-Czego się nie robi dla przyjaciół. Trzymaj się i walcz o niego! Pa-przytulił mnie do siebie i wysiadłam z samochodu. Od razu do moich uszu doszły krzyki i piski fanek. Próbując dostać się do drzwi, zostałam rozpoznana przez jedną z nich, co spowodowało jeszcze większy krzyk.
-Mila?! To dziewczyna Louisa! Mila tu jest! – takie i podobne okrzyki roznosiły się po ulicy.
-Dziewczyny, proszę was, nie krzyczcie. Mogę się dostać do środka?- spytałam głośno ogólnego tłumu.
-Jasne, przepuśćcie ją-powiedziała jedna z nich i wszystkie się rozsunęły robiąc mi przejście.- Pozdrów od nas chłopaków! – krzyknęły jeszcze i zniknęłam za drzwiami. Podeszłam do recepcji i kulturalnie spytałam się, gdzie mieszka Louis Tomlinson. Usłyszałam tylko niezbyt miłe burknięcie:
-Fanki czekają pod hotelem, nie wiem czego tu szukasz.
-Po pierwsze, czego PANI tu szuka. Nie pamiętam, żebyśmy przechodziły na ty. Po drugie, jestem jego dziewczyną i mam prawo wiedzieć, gdzie mieszka. Po trzecie, mogłaby mi PANI łaskawie powiedzieć numer pokoju?
-Jeżeli jest PANI dziewczyną pana Tomlinsona, to proszę do niego zadzwonić i niech sam pani powie numer pokoju. Ja nie mam takich uprawnień.
-Świetnie, tak zrobię- sięgnęłam do torebki i zaczęłam poszukiwania telefonu. Po kilkakrotnym przeszukaniu torebki uświadomiłam sobie, że telefon zostawiłam w mieszkaniu w Londynie. –Dobra, nie mam telefonu, zostawiłam go w swoim mieszkaniu, więc pójdźmy na ugodę. Pani zadzwoni do Louisa i powie, że Mila Kubiak czeka na niego na dole. Zgoda? Chyba to nie wykracza poza pani kompetencje?
-Nie wykracza. Dobrze, zrobię to-wybrała numer i czekała na podniesienie słuchawki.-Halo? Witam, dzwonię z recepcji, przepraszam, że o tak późnej porze, jednak stoi tu pewna dziewczyna, która chce się do pana dostać. Nazwisko?- spojrzała na mnie pytająco, na co szepnęłam jej ponownie swoje imię i nazwisko.-Mila Kubiak. Tak wiem, że to już 3 w ciągu 2 dni. Wygląd? Wysoka blondynka, ładna...
-Da mi go pani- chwyciłam za słuchawkę, a ona zaprotestowała, ale oddała mi ją.- Louis, idioto. Jest 1:34, ja sterczę jak głupia w recepcji, bo nikt mnie nie chce wpuścić, przejechałam pół Anglii, żeby ciebie zobaczyć, a ty sprawdzasz moją tożsamość?!
-MILA?! Co ty tu robisz? – usłyszałam zszokowany głos chłopaka.
-Stoję w recepcji. Podaj mi ten cholerny numer pokoju, bo zaraz ochrona mnie stąd wyprowadzi.
-Haha, 452, czwarte piętro.
-Dzięki, zaraz będę-powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.- Tak trudno było powiedzieć 452?- zwróciłam się do recepcjonistki.
-Nie mogę udzielać takich informacji, przepraszam. Życzę udanej nocy- powiedziała, kiedy już odchodziłam. Winda pomimo tego, że jechała szybko, to dla mnie wlokła się niemiłosiernie. Gdy drzwi windy się otworzyły, to praktycznie biegiem ruszyłam do odpowiedniego pokoju. Nie patrząc na numery, wiedziałam który to. Przed drzwiami stał Louis, roztrzepany i zmęczony. Louis, który uśmiechał się do mnie zachęcająco i wyciągał ręce. Nie pamiętam nawet, jak znalazłam się w jego ramionach. Pamiętam tylko, że przytulałam go tak mocno, że aż mnie samą zaczęły boleć od tego ręce. Pamiętam, jak moje spragnione jego dotyku usta spotkały się z jego ustami. I wtedy wiedziałam już, że wszystko będzie dobrze. Że wszystko, co najgorsze już za nami.
-Mila!- wykrzyknął, kiedy się od siebie oderwaliśmy. –Co ty tu robisz? Czemu nie odbierasz telefonów?! Wiesz jak się martwiliśmy?
-Naprawdę będziemy rozmawiać na korytarzu?
-Oh, jasne, wchodź- odsunął się trochę, przepuszczając mnie do pokoju. –Hazza, wypad, dzisiaj śpisz z Niallem!- krzyknął, kiedy tylko do niego weszliśmy.
-Mila?!-wykrzyknął zaspany Harry.
-Nie, Duch Święty. Tosz oczywiście, że ja. A kogo się spodziewałeś?
-No właśnie nikogo! Chodź do mnie-przytulił mnie do siebie. –Dobra, nie przeszkadzam wam, spadam, miłej nocy-pożegnał się i wyszedł z pokoju.
-Więc?- spytał Lou.
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz? –odpowiedziałam podchwytliwie.
-Oczywiście, że się cieszę, ale jestem mega zdziwiony. Najpierw dzwoni do mnie Gabi, że wybiegłaś z domu po 19 i nie wzięłaś telefonu i nadal cię nie ma, a po kilku godzinach pojawiasz się tu. Jakim cudem się tu dostałaś? I co się działo po naszej rozmowie?
-Mogę telefon? Zaraz ci wszystko opowiem, tylko najpierw zadzwonię do Gabi. Gdy chłopak dał mi telefon, natychmiast wybrałam odpowiedni numer.
-Louis? Wiesz coś?
-Gabi, to ja. Jestem w Manchasterze, u chłopaków.
-MILA! CZYŚ TY ZGŁUPIAŁA DO KOŃCA!? ZABIERA SIĘ ZE SOBĄ TELEFON! PRZEZ CIEBIE ODCHODZĘ OD ZMYSŁÓW!
-Przepraszam, serio. Pokrzyczysz na mnie, jak wrócę, dobrze? Teraz chciałabym porozmawiać z Lou.
-A żebyś wiedziała, że pokrzyczę! Dobra, cieszę się, że nic ci nie jest. Trzymajcie się, pa- rozłączyła się.
-Okej, jedno już załatwione. – oddałam telefon.
-Więc mów. Czekam-popatrzył na mnie zaciekawiony.
-Po rozmowie z tobą byłam mega wkurzona, bo liczyłam na to, że mnie ochrzanisz, albo coś, a ty w ogóle praktycznie nie zareagowałeś. Wyszłam z domu i poszłam do Starbuks`a po kawę i tam spotkałam Eleanor, co też nie podziałało na mnie dobrze. Potem poszłam do parku i spotkałam Maxa i on przywiózł mnie tu. No i jestem.
-Max i El… Wow, nieźle. Ale czemu przyjechałaś? Mieliśmy się spotkać pojutrze.
-Bo uświadomiłam sobie, że jestem idiotką. I to właśnie Max mi to uświadomił. Że tracę wszystkich, na których mi zależy, przez własną głupotę. Straciliśmy dziecko, ale nie stracę ciebie. Bo jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, wiesz?- nie dając mu dojść do słowa, kontynuowałam.-Przyrzekam, że nigdy więcej nie wezmę do ust papierosa. Przyrzekam, że nigdy więcej nie będę się głodziła. I przyrzekam, że nigdy więcej nie będę cię oskarżała o coś, co było tylko i wyłącznie moim błędem. Chcę, żeby było tak jak dawniej, żebyśmy znów byli szczęśliwi. Bo być może to, że straciliśmy nasze dziecko jest znakiem, że coś było nie tak i że nie byliśmy na to gotowi.
-Wróciłaś-odetchnął z ulgą. -Wróciła ta Mila, którą kocham do szaleństwa i o której nie mogę przestać myśleć. Też nad tym myślałem i wiem, że nadal chcę być z tobą do końca swoich dni. Na dobre i na złe. I proszę, nie odtrącaj mnie znowu, kiedy będziemy mieli jakieś problemy.
-Obiecuję-uśmiechnęłam się.
-Kocham cię tak bardzo, że nawet sobie tego nie wyobrażasz-podszedł to mnie i chwycił moją twarz w dłonie.
- Tak samo jak ja?
-Mocniej-przybliżył swoją twarz do mojej.-Dużo mocniej-nareszcie poczułam jego usta na swoich i nie miałam najmniejszej ochoty oderwać się od nich, żeby się sprzeczać. Gdy się od siebie oderwaliśmy, dyszeliśmy jak po przebiegnięciu maratonu. Wtuliłam się w chłopaka, a on powiedział:
-Tęskniłem za tobą. Te kilkanaście dni rozłąki to zdecydowanie za długo..
-Zgadzam się. Gorąco tu-nagle uświadomiłam sobie, że jest mi strasznie ciepło.
-No wiesz, jak się stoi w ogrzewanym pokoju w zimowej kurtce i szaliku, to jest trochę gorąco, jakby nie patrzył haha- roześmiał się.
-No naprawdę, bardzo śmieszne HA HA HA- zaśmiałam się z sarkazmem. –Kurde, nie mam żadnych ubrań na zmianę!
-Dam ci swoje, nie bój żaby. Jakoś ten jeden dzień przeboleje…
-No nie Louis, normalnie zaraz się popłaczę ze śmiechu, jak tobie się żarcik wyostrzył!
-No ba haha. Dobra, masz to, lec do łazienki i wracaj szybko! –rzucił we mnie jedną ze swoich bluzek i spodenek, a ja szybko skierowałam się do łazienki. Wzięłam orzeźwiający prysznic, przebrałam się w ubrania Lou i wróciłam do pokoju. Tak jak sądziłam, chłopak leżał na łóżku i oglądał coś w telewizji.
-Taką cię lubię najbardziej- stwierdził, zjeżdżając mnie od góry do dołu wzrokiem.
-Taką, czyli?
-W moich ubraniach, z mokrymi włosami, bez makijażu… Taką naturalną i delikatną. Cudo- orzekł tonem znawcy.
-Oh dziękuję ci bardzo. Co oglądasz?- spytałam, wtulając się w jego bok.
-Jakieś badziewie, nic lepszego nie ma w telewizji po 2 w nocy haha. Czekałem na ciebie, to go włączyłem, ale sądzę, że już jest niepotrzebny-chwycił za pilota i chciał wyłączyć telewizor, ale wykazałam się nadzwyczajną sprawnością fizyczną i wyrwałam mu go z ręki, szybko uciekając z łóżka. Stanęłam przy telewizorze i tonem pogodynki powiedziałam:
-Nie chcesz oglądać tego cudownego filmu? Zobacz jakie laski tu grają!
-Tak, ten film zdecydowanie jest cudowny. A te laski OMYGY! – zapiszczał jak jakaś podjadana nastolatka.-Ale wiesz gdzie jest najlepsza laska?
-Hm?
-Stoi przy tym telewizorze i cholernie odwraca moją uwagę od tego jakże cudownego filmu.
-Mówisz?
-Taaak. A teraz, czy ta laska mogłaby wyłączyć to badziewie i wrócić do łóżka, czy trzeba wysłać jej specjalne zaproszenie?
-Sądzę, że laska by chciała specjalne zaproszenie.
-Okej, sama tego chce-podniósł się z łóżka i powoli kierował się w moją stronę.
-Zobacz, nie widzieliśmy się tak długo, mamy ogromne i wygodne łóżko do dyspozycji, jesteśmy tu całkowicie sami, bo chłopaki już dawno śpią, no i jeszcze ty w moich ubraniach… Czy to cię nie przekonuje do powrotu do łóżka?- wymruczał, całując mnie za uchem.
-Hm.. No nie wiem, nie wiem. Propozycja całkiem kusząca, a ja jestem taka zmęczona i śpiąca, a te łóżko takie wygodne. Ooo tak, wrócę do niego chętnie-droczyłam się z nim.
-Baaardzo zabawne, serio. Umiesz zgasić człowieka! Chociaż nie, nie udało ci się. Nadal mam na ciebie ochotę-stwierdził i pocałował mnie mocno, popychając na łóżko.
Obudziłam się, czując delikatne pocałunki wzdłuż kręgosłupa. Powoli przypominałam sobie minioną noc, która zdecydowanie była jedną z najlepszych w moim życiu.
-Drapiesz- wychrypiałam.
-Mówiłaś, że lubisz mnie w lekkim zaroście.
-Wtedy, kiedy mnie nim nie drapiesz. No weeeeź Louuuuuuuuuu- wygięłam się, próbując uniknąć spotkania z szorstkim zarostem chłopaka.
-No już, już haha. Chciałem cię powiadomić, że jest dokładnie 12.23 i mam jeszcze 4 godziny wolne, bo o 18 zaczyna się ostatni koncert w tym roku, na którym oczywiście będziesz. Więc wstajemy kotku, ubieramy się, idziemy na śniadanioobiad i zastanowimy się, co robimy dalej.
-Dobra, wstaje. Ale daj mi jakąś bluzkę, bluzę albo coś, bo nie mam się w co ubrać!
-Ty i twoje problemy… -westchnął teatralnie, szukając ubrania dla mnie, przez co dostał poduszką. –Ej! Ja jestem taki miły i daje ci swoje ubrania, a ty rzucasz we mnie poduszką?!
-Tak-potwierdziłam z pełną powagą i zaczęłam się niekontrolowanie śmiac. Lou patrzył się na mnie z przerażeniem.
-Z kim ja się związałem- narzekał.
-Przestań już i daj mi te ubrania haha- chłopak wręczył mi szarą koszulkę i bordową bluzę z zabawnym oburzeniem na twarzy.
-Idę do Hazzy, tylko on mnie tu kocha!- wykrzyknął i opuścił pokój, a ja w spokojnie zniknęłam w łazience. Gdy już byłam wykąpana i ubrana, gratulowałam sobie w duchu, że zawsze noszę kosmetyczkę ze sobą. Pomalowałam się, jeszcze raz przejechałam szczotką po włosach i wyszłam z łazienki. W pokoju nadal nie było Louisa, ale na łóżku leżała karteczka „Jestem z chłopakami w restauracji na dole, dołącz jak najszybciej. Lou x”. Założyłam swoje ukochane czarne botki na koturnie i wyszłam z pokoju. Faktycznie w restauracji siedział cały zespół i gdy tylko do nich dołączyłam, mocno się przytuliliśmy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo mi ich brakowało. Zjedliśmy bardzo smaczny obiad, a w międzyczasie ustaliliśmy co robimy później. Ja, Louis i Liam mieliśmy iść pozwiedzać miasto, a Niall, Harry i Zayn chcieli iść na jakąś wystawę. Po posiłku opuściliśmy hotel. Oczywiście na zewnątrz było mnóstwo fanek, więc odeszłam na bok, a chłopcy rozdawali autografy. Roześmiałam się, kiedy kilka fanek podeszło do mnie i spytało czy noc się udała, bo widzą, że coś się działo. Nie za bardzo załapałam o co chodzi, ale uświadomiły mnie, że jeżeli któryś z chłopaków ma czapkę, to oznacza, że w nocy „dobrze się bawił” i jak stwierdziły „noc musiała się udać, bo i Lou ma czapkę i ja”. Bardzo mnie to rozbawiło, więc rozmawiałam z nimi dopóki Louis i Liam nie byli wolni. Kiedy podeszli do nas, zrobili sobie z dziewczynami zdjęcia i odeszliśmy we własnym kierunku. Zwiedzanie, jak to zwiedzanie, jest w zależności od atrakcji bardziej, lub mniej pociągające. Atrakcje w Manchesterze są, nie da się zaprzeczyć, ale chłopaków i tak najbardziej przyciągał stadion Manchesteru United. Kiedy nareszcie się tam dostaliśmy byli tak podjarani, że musiałam im dosyć głośno przypomnieć, że za 1.5 godziny zaczyna się koncert. Wtedy tak szybko wracaliśmy do hotelu, że prawie musiałam za nimi biec. Gdy tylko wpadliśmy zdyszani do recepcji, na chłopaków czekał Paul. Paul, w zasadzie bardzo miły człowiek, teraz nie miał najlepszego humoru. Ochrzanił chłopaków za spóźnienie, ale kiedy zrobili słodkie oczka i zaczęli odstawiać jakiś teatrzyk, szybko im wybaczył. Wpakowaliśmy się do tourbusa i odjechaliśmy w kierunku hali koncertowej. Tam chłopaków przejęły makijażystki, charakteryzatorki i tego typu osoby. Kiedy na 5 minut przed koncertem byli już całkowicie gotowi do wyjścia na scenę, Niall tradycyjnie zrobił zdjęcie zza kulis publiczności, Zayn po raz kolejny umył zęby, Liam zadzwonił do Danielle, Hazza machał swoimi lokami, a Louis… no właśnie, Louis po prostu stał i patrzył na nich ze śmiechem. Podszedł do mnie i rozmawialiśmy, a wtedy przyszedł Paul i nakazał im wchodzić na scenę. Zaczęło się odliczanie „10, 9, 8…”, Lou pocałował mnie szybko, krzyknął „trzymaj kciuki” i już byli na scenie. Koncert się zaczął, a ja z pomocą spokojnego i emanującego bezpieczeństwem Paula, znalazłam się pod sceną. Pod sceną, gdzie czekała na mnie mega niespodzianka. Zresztą, nie tylko na mnie.

Przepraszam za opóźnienie, ale ten rozdział zaczęłam pisać dokładnie wczoraj po 19. Przed nim były jeszcze 2 inne, ale ten jest najlepszy, więc tadam. :)
To od Mili, bo Gabi twierdzi, że nie powinnyśmy tego pisać: trochę przykro, jak na 47 członków są 22 komentarze... 
Nowy rozdział pewnie 3 czerwca. 
+od nowego rozdziału informuje TYLKO te osoby, które pod tym rozdziałem zostawią swoje nicki na Twitterze lub numery gadu.
foreveryoung


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział XVIII.

Dni mijały zadziwiająco szybko. Skupiając się na przygotowaniach do ślubu , lekko zawaliłam szkołę. Jednak szczerze miałam to gdzieś, bo tak się cieszyłam z nadchodzących dni, że o niczym innym nie myślałam. W końcu nastał grudzień: Mila już z bardziej widocznym brzuszkiem, była nadal tak samo wkurzająca, chłopaki niby nie przejmowali się tym weselem, ale było po nich widać, że jarają się tak jak my. Postanowiliśmy urządzić młodej parze wieczór kawalerski/panieński. Chłopcy mieli zająć się Lou, a ja z Emilą, która miała przylecieć jutro i Danielle, zaplanowałam Mili niezapomniany wieczór.
Siedziałam z Harrym i Macho w parku, rozmawiając o naszym planie:
- To co przygotowujecie dla Lou? – spytałam.
- To co zawsze, trochę alkoholu…
- Trochę? Haha ok.
- No oczywiście, że trochę! My to nie takie pijaki jak wy- próbował to powiedzieć z powagą na twarzy, ale nie za bardzo mu to wyszło.
- No przecież, nic nie mówię.
- Byśmy sobie poszli do jakiegoś striptiz baru, ale nie zrobimy wam tego haha.
- Niby czego? Idzie i bawcie się dobrze.
- Poważnie?
- No tak, my zamówimy sobie gorących facetów i spędzimy z nimi wspaniałą noc.
- ANI MI SIĘ WAŻ!
- Ale czemu? – spytałam z miną niewiniątka.
- Nie pozwalam.
- Bo co?
- Bo tak, my nie, to i wy.
- No już dobrze, czyżbyś był zazdrosny? – zaśmiałam się.
- Że co? Że ja? Hahahahahaha nie.
- Jasneee.
- No tak.
- No spoko, już nic nie mówię– położyłam głowę na jego ramieniu. – Jutro przyjeżdża Em, jak tam Niall?
- Daj spokój… Jeszcze trochę, a utopię go w kiblu.
- Hahaha, aż tak?
- I to jak… Od tygodnia się cieszył, ale dzisiaj to już chodzi taki podniecony, że ja nie wiem, co to będzie jutro.
- Stęsknił się i tyle. Spokojnie, Em będzie już o 10, więc potem się nią zajmie.
- Oj, to jej współczuje haha.
- Ja to współczuje wam, bo zapewne od razu przyjadą do was hahaha.
- NIE! Oni razem to mieszanka wybuchowa, jeszcze dom nam rozniosą!
- Mało czasu mają na nacieszenie się sobą. O 19 zabieram Em i jedziemy do nas.
- Dobre i to. Tak naprawdę to co robicie?
- Będziemy u nas, tona słodyczy zamiast alkoholu, żeby Mili się przykro nie zrobiło i dobre filmy.
- My też będziemy w domu, ale co będziemy robić, to nie mam pojęcia, wszystko wyjdzie jutro.
- Tylko nie zrujnujcie Lou, on za trzy dni bierze ślub i musi być przy życiu!
- Będzie dobrze, dobra wracamy? – wstał i złapał mnie za rękę.
- Ok. – Harry odprowadził mnie do domu, gdzie Mila znowu chodziła nakręcona i nawijała, jak katarynka.
- Boże Gabi dobrze, że jesteś! Nie mogę znaleźć moich butów! – krzyknęła do mnie, jak tylko przekroczyliśmy próg.
- Też się cieszę, że cię widzę. Jakich butów?
- No moje! Na ślub! – z Harrym zaśmialiśmy się cicho, a ona popatrzyła na nas, jak na debili.
- Co was tak śmieszy? To nie jest śmieszne! Co ja teraz zrobię!?
- Mila uspokój się, buty są w sypialni pod łóżkiem, rano ich szukałaś – powiedziałam, na co dziewczyna westchnęła tylko:
- Wiedziałam…
- Jasne haha, dobra, ja się żegnam – powiedział Harry i pocałował mnie w usta. – Do zobaczenia jutro, przyjedziemy o 9 i pojedziemy po Em, dobrze?
- Może być, to pa – chłopak wyszedł, a ja popatrzyłam się na Milę.
- No co? – spytała po chwili milczenia.
- Współczuje już Louisowi.
- Czego? Małżeństwa ze mną? Wspaniała przyjaciółka z ciebie! – machnęła swoimi włosami i weszła do sypialni, trzaskając drzwiami, a ja znowu się zaśmiałam.
Rano wstałam szybko, podekscytowana przyjazdem Em. Mili najwyraźniej humor też się już poprawił, bo podśpiewywała przy robieniu śniadania.
- Nie gryziesz dzisiaj? – spytałam, kiedy weszłam do kuchni.
- Nie haha, ale jest dopiero początek dnia.
- No tak, ale nie wyżywaj się potem na Em, haha nieźle ją przywitasz!
- Wyluuuuzuj – powiedziała i usiadła do stołu z wielkim talerzem przeróżnych resztek z naszej lodówki. Popatrzyłam na jej posiłek i zrobiło mi się lekko niedobrze.
- Mila serio? Nutella i ogórki?
- Najlepsze – powiedziała i zabrała się za jedzenie. Zjadłam swoje normalne śniadanie i poszłyśmy przygotować się do wyjazdu. Kiedy przyjechali chłopcy zeszłyśmy do samochodu, a w nim spotkałyśmy dziwnie niewyspanych i chyba wkurzonych, Harrego i Louisa i szczęśliwego do czerwoności Nialla.
- Hej, co wam? – spytała Mila, kiedy zobaczyła miny chłopaków.
- Jak to co!? EM PRZYJEŻDZA!! – krzyknął Niall, na co Louis szepnął:
- Jeszcze raz on coś powie, to przysięgam, że wyrzucę go przez okno.
- Hahaha spokojnie kochanie, co, aż tak wam przeszkadzał dzisiaj?
- OD 4 RANO NIE ŚPIMY PRZEZ TEGO DEBILA! – wykrzyknął Lou razem z Harrym, co bardzo nas rozbawiło.
- Niall głupku, daj żyć – zaśmiałam się do blondyna.
- No przepraszam, ale tak się cieszę, jak nigdy! No jedź szybciej Harry!! – złapał za siedzenie chłopaka i zaczął nim trząść.
- NIALL ZAMKNIJ JAPĘ! – krzyknął znowu Louis.
- NIE!! Boże głupie światła, ja już chcę tam byyyyyć!
- Przecież i tak jeszcze jej samolot nie wylądował – próbowałam go uspokoić.
- Ale ja chcęęęęęęęęęęęęę!
- JA TEŻ, UWIERZ – kolejny bulwers Louisa.
I tak trwała nasza podróż przez jeszcze jakieś 15 min. Kiedy dojechaliśmy, Niall wybiegł pierwszy jak opętany, a my za nim spokojni i już zmęczeni jego paplaniną.
- Lou, wyluzowałeś? –spytała Mila i chwyciła jego dłoń.
- Jest lepiej niż gorzej, ale do tej 19 siedzę u was.
- A co jest o 19?
- Louis cioto, to miała być niespodzianka – walnęłam go w głowę.
- Ups haha sorry, no nie wiedziałem.
- Ale co!? – pytała Mila.
- No bo dzisiaj masz wieczór panieński - odpowiedziałam jej.
- Uuuu, jaki czad, a co będziemy robić?
- Zobaczysz, przyjdzie jeszcze Danielle.
- O super! – powiedziała, kiedy doszliśmy już do sali przylotów.
Staliśmy chwilkę, zanim samolot Em wylądował. Na lotnisko zaczęli wchodzić ludzie, a my poruszaliśmy się w celu znalezienia Emili. W tym tłumie było to dość trudne, ale po pewnym czasie dostrzegłam burzę brązowych loków i roześmianą twarz dziewczyny.
- HEJ! EM! – krzyknęłam i rzuciłam się z uściskiem na Emilę, reszta chyba usłyszała mój krzyk, bo szybko dobiegła. – Stęskniłam się!
- Ja też! Nawet nie wiesz jak bardzo haha.
- EM! – krzyknęła Mila i również przytuliła dziewczynę. Strasznie zdziwiło mnie zachowanie Nialla, który nagle się uspokoił i normalnie podszedł do nas.
- Ej haha Niall wszystko ok.? – spytałam.
- Noooooooo, a co?
- No co tak nagle się uspokoiłeś? – chłopak się zarumienił, a Em widząc to, podeszła do niego i pocałowała go na przywitanie. Niall chyba bardzo się ucieszył i objął ją w pasie. Chłopcy przywitali się z Em i wyszliśmy z lotniska. Zawieźliśmy Emilę i Nialla do mieszkania chłopaków, a sami pojechaliśmy coś zjeść na mieście. Przyzwyczaiłam się już, że chodząc po mieście zawsze znajdzie się ktoś, kto wyciągnie aparat i robi nam foty. Dotarliśmy do restauracji i zamówiliśmy jedzenie. Kiedy skończyliśmy, Mila i Lou poszli na spacer, a ja z Harrym zrobiliśmy zakupy na wieczór. Nasz asortyment praktycznie się nie różnił prócz tego, że u mnie był brak jakiegokolwiek alkoholu. Zbliżał się już wieczór, więc pojechaliśmy po Em i Harry odwiózł nas do domu, gdzie byli już Mila i Lou. Pożegnałyśmy się szybko z chłopakami:
- Tylko tam nie szalejcie haha- zaśmiała się Mila do chłopaków, kiedy już wychodzili.
- Ty się o nas nie martw. Nie upij mi dziecka!- krzyknął Lou, na co dziewczyna sprzedała mu spojrzenie a’la „really”? Chłopcy wyszli, a my zaczęłyśmy szykować się na wieczór. W sumie nie wiem po co, skoro i tak nigdzie nie wychodziłyśmy i przychodziła tylko Danielle, ale logiki kobiety nigdy nie zrozumiesz. Wyciągnęłam z szafek schowane słodycze, chipsy oraz napoje i już przyszykowane, rozłożyłyśmy jedzenie. W międzyczasie doszła Danielle:
- Hej! Cześć Em!- przywitała się i podeszła przytulić lokatą.
- A co ty taka radosna? – spytałam się.
- No, a czy to dziwne? Wieczór panieński dziewczyny!
- Taaa.. nasz będzie chyba trochę inny haha, a właśnie, przyniosłaś?
- Oj tam ale i tak! Mam, mam.
- Co masz? O czym gadacie? – dopytywała się Mila.
- No musiałyśmy jakoś zapełnić nam dzisiaj czas, a że z jasnych powodów nie pójdziemy do żadnego baru czy coś, to zrobimy sobie seans filmowy. Co ty na to?- spytałam i uśmiechnęłam się.
- Spoko, przyda mi się taki wieczór z przyjaciółkami.
- To super. Dan, co przyniosłaś?
- Step up, Dirty Dancing i Grease.
- Ale trafiłaś haha. To co, robię popcorn! – powiedziała Mila i wybiegła do kuchni. Zdziwiłam się, bo Mila z natury nie przepada za popcornem, a teraz sama go zaproponowała, ale w sumie ona ostatnio zmienia swoje upodobania dość często. Tak więc włączyłyśmy pierwszy film i usiadłyśmy wszystkie na kanapie w salonie. Obżerałyśmy się, komentowałyśmy film, bohaterów i śmiałyśmy się w niebogłosy. Typowy babski wieczór. Dobrze mi było w taki towarzystwie i zanim się obejrzałam było już po 2, a nam skończyły się już filmy.
- To co robimy teraz? – spytała Em.
- Zadzwońmy do chłopaków! – wyskoczyła z pomysłem Mila.
- Że co? Haha po co? – puknęłam się w głowę.
- No żeby zobaczyć, co robią.
- Nie możesz gadać z przyszłym mężem w wieczór panieński!
- No to.. ty zadzwoń do Harrego.
- Haha no w sumie. – wyciągnęłam mój telefon i wybrałam numer do chłopaka, od razu przełączając na głośnik. Długi sygnał i już myślałam, że nie odbierze, aż tu nagle:
- Haaaalo? – usłyszałyśmy niski głos chłopaka.
- Hej miśku, co robicie?
- A no ten hahaha, no haahaha, nic takiego – śmiał się Harry, a w tle słychać było dzikie krzyki chłopaków. Głównie Nialla i Liama, na co Em i Danielle zaczęły się śmiać.
- Wszystko u was w porządku? – spytałam się.
- Tak hahaha tylko chłopaki hahaha. NIALL CO TO JEST?! HAHAHAHA SKĄD TY TO MASZ?! – zaczął krzyczeć, a my już w ogóle nie ogarniałyśmy, co tam się dzieje.
- Harry?
- HAHAHAH WEŹ TO HAHAHA. Gabi muszę kończyć, bo mi dom rozniosą.
- Dobrze haha, papa – rozłączyłam się i popatrzyłam na dziewczyny, które z ledwością powstrzymywały się od śmiechu. Nie wytrzymałyśmy i śmiałyśmy się przez dłuższą chwilę. Posiedziałyśmy jeszcze kilka godzin i padłyśmy. Spałyśmy w niezbyt wygodnych warunkach, ale nie przeszkadzało nam to. Rano, znaczy gdzieś o 12, obudził mnie Macho, który zaczął pożerać nogę od stołu. Ogarnęłam się szybko i wyszłam z nim na spacer. Kiedy wróciłam dziewczyny już powstawały, Danielle musiała wracać do domu, a Em i Mila robiły śniadanie. Wiedziałyśmy, że zanim chłopaki powrócą do życia, minie trochę czasu. Doprowadziłyśmy się do odpowiedniego stanu i wyszłyśmy z Macho do Starbucksa po kawy. Oczywiście jak to my, szłyśmy i się wygłupiałyśmy.
- Mila szybciej! – zaczęłam poganiać dziewczynę, która nagle zwolniła.
- Daj mi spokój, plecy i nogi mnie już bolą.
- A no tak hahaha, przyzwyczajaj się.
- Nie śmiej się, TO NIE JEST ŚMIESZNE! – podniosła głos, kiedy zaczęłyśmy się głośniej śmiać.
- Ależ jest hahaha.
- Tak? Jeszcze nie jestem taką pokraką! – zaczęła biec i wyprzedziła nas.
- No dobra zaczekaj! – krzyknęła Em, ale Mila biegła dalej, wybiegła na ulice, nie zauważając czerwonego światła. Spojrzałyśmy na siebie z Em i usłyszałyśmy pisk opon. Popatrzyłyśmy na ulice i zobaczyłyśmy wielki samochód, a przed nim leżącą Milę. Stanęłyśmy jak wryte i zaczęłyśmy biec najszybciej, jak tylko się dało. Dobiegłyśmy do dziewczyny, była nie przytomna. Szybko wyjęłam telefon i zadzwoniłam po karetkę, a Em próbowała ocucić Milę. Kierowca samochodu cały blady wyszedł do nas i zaczął krzyczeć, że jej nie widział, że wybiegła tak nagle. Przechodnie zaczęli się schodzić, jakiś mężczyzna podbiegł i sprawdził stan Mili, zaczął ją reanimować. Karetka przyjechała w miarę szybko. Zabraliśmy się z nimi, co prawda byłam z psem, ale przymknęli na to oko. Dojechaliśmy szybko do szpitala, lekarze zabrali ją do sali i nie dali nam do niej wejść.

Ed Sheeran- Small Bump

- Boże, co teraz będzie! – Em zaczęła płakać, nic nie odpowiedziałam, tylko wyciągnęłam telefon. Przecież chłopcy jeszcze nic nie wiedzieli! Wybrałam numer do Harrego.
- Halloo- miał zaspany głos. Zaczęłam mówić, powstrzymywałam się od płaczu, ale i tak bełkotałam jak chora:
- Harry.. Mila.. Wypadek... Boję się…
- CO?! Jaki wypadek Gabi!?
- Na ulicy, teraz szpital.. Harry błagam przyjedzcie tu – zaczęłam płakać.
- Już jedziemy, który szpital!
- Ten niedaleko was.
- Jesteśmy w drodze. Nie płacz, zaraz będę – rozłączyłam się i przytuliłam się do Em. Nie minęło 20 minut, jak chłopcy dojechali. Louis podbiegł do mnie, chwycił za ramiona i potrząsając mną, zaczął krzyczeć:
- Gdzie jest Mila!? Co się stało!?
- Wpadła pod samochód.. lekarze się nią zajmują – Liam zabrał ode mnie Macho, a ja przytuliłam się do Harrego. Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy na dalszy tok wydarzeń. Minęła jedna godzina, potem druga.. wyszła pielęgniarka. Wstaliśmy wszyscy na baczność, a jej mina nie była zadawalająca.
- Z rodziny? – spytała.
- Jutro będę jej mężem – odpowiedział Lou.
- Chodź ze mną – odeszli na bok, a my patrzyliśmy na reakcję chłopaka. Pielęgniarka mówiła i mówiła, a on miał kamienną twarz. Nagle zrobił wielkie oczy, złapał się za głowę i ukucnął. Podeszliśmy do niego, żeby dowiedzieć się, co mu powiedziała.
- Lou? – spytał spokojnie Harry.
- Lou proszę.. – wypowiedziałam zapłakana i ukucnęłam przed nim. Chłopak podniósł głowę i zobaczyłam jego zapłakane oczy.
- Dziecko nie przeżyło– odpowiedział mi ściszonym głosem i znowu schował głowę. Wstałam i nie wiedziałam nawet, co powiedzieć, wszyscy zresztą czuli to samo. Nastała długa cisza, przerwał ją lekarz wychodzący z sali. Powiedział nam, że muszą teraz zoperować Milę. Czekaliśmy pod salą operacyjną ponad 2 godziny, wszyscy już zmęczeni i wstrząśnięci tym co się stało, nadal nie odezwaliśmy się słowem. Nareszcie operacja skończyła się i Mila wróciła do swojej sali. Lekarze pozwolili wejść tylko mi i Lou. Jej stan był stabilny, ale wybudzanie po narkozie miało być przeprowadzane dopiero jutro. Posiedzieliśmy trochę obok niej i wróciliśmy do domu chłopaków. Musieliśmy powiadomić rodzinę, bo jutro miał odbyć się ślub. Lou zadzwonił do swojej rodziny, a ja do Mili. To była najtrudniejsza rzecz jaką robiłam w życiu, powstrzymując się od płaczu, musiałam wyjaśnić mamie Mili całą sytuację. Kiedy powiedziałam, że dziecko nie przeżyło, a Mila jeszcze się nie ocknęła w słuchawce nastała cisza.
Po chwili mama Milki powiedziała:
- Będziemy jutro o 11, możecie nas odebrać z lotniska?- słychać było, że jest już cała zapłakana.
- Dobrze, będziemy. – rozłączyła się, a ja popatrzyłam się na przyjaciół którzy siedzieli wokół mnie, jedynie Louisa nie było.
- Było już tak dobrze… - powiedziałam.
- Najwidoczniej tak miało być… - odpowiedział Zayn. Do końca dnia siedzieliśmy wszyscy, prócz Lou w salonie. Praktycznie się nie odzywaliśmy, po prostu siedzieliśmy razem.
- Pójdę do niego – Harry wstał i zwrócił się do mnie, pokiwałam głową i przytuliłam do siebie Macho. Lokaty nie wracał dość długo, więc postanowiłam zobaczyć, co się dzieje. Otworzyłam drzwi do sypialni Lou i zobaczyłam ich siedzących na łóżku. Louis miał spuszczoną głowę, a Harry obejmował go ramieniem. Usiadłam z drugiej strony i położyłam głowę na ramieniu Boo-bear`a.
- Lou, ja wiem, że ci ciężko, ale przejdziemy przez to, zobaczysz – wyszeptałam mu do ucha, a chłopak pokręcił tylko zaprzeczająco głową i nawet nic nie powiedział. Resztę wieczoru tak przesiedzieliśmy. Na noc zostałyśmy z Em u chłopaków. Położyłam się w łóżku Harrego, ale za nic nie mogłam zasnąć. Harry położył się obok i objął mnie, jednak nawet to nie poprawiało mi już humoru. Po długich godzinach leżenia w końcu zasnęłam. Rano obudziłam się pierwsza, wstałam, założyłam bluzę Harrego i wyszłam z moim szczeniakiem. Było koło 7, więc na ulicach nie było jeszcze dużego tłoku. Przechodziłam właśnie koło kiosku, kiedy zobaczyłam, co widniało na okładkach gazet „Dziewczyna Louisa Tomlinsona wpadła pod samochód”. Tego typu teksty były chyba na wszystkich kolorowych pisemkach, wraz ze zdjęciami z wypadku. Ludzie naprawdę zamiast pomóc robili foty?! To straszne. Wróciłam z psem do domu i zrobiłam przyjaciołom śniadanie. Niedługo po tym powstawała reszta, nie było tylko Louisa. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy się ubierać. Ja weszłam do sypialni Lou.
- Louis, musimy jechać do szpitala – podeszłam do łóżka i położyłam rękę na jego ramieniu. Chłopak otworzył swoje czerwone od płaczu oczy i usiadł na łóżku.
- Ja nie dam rady..
- Z czym?
- Z tym wszystkim, Mila mnie znienawidzi.
- Że co? Dlaczego niby? Ona cię kocha!
- Ale gdyby nie ja, nic z tych rzeczy by się jej nie przytrafiło..
- Oszalałeś? Lou, ona kocha cię najbardziej na świecie i odkąd jesteśmy w Londynie, Mila nigdy nie była taka szczęśliwa – nic nie odpowiadał. – Wiem, że teraz będzie wam cholernie trudno, ale razem sobie poradzicie. Kochasz ją?
- Oczywiście, że tak.
- No to zbieraj się i jedziemy jej to udowodnić – popatrzył na mnie, uśmiechnął się lekko i wstał szykować się do wyjścia.
O 10 byliśmy już w szpitalu. Lekarze mieli rozpocząć wybudzanie Mili po południu, więc przy jej łóżku zostali wszyscy, prócz mnie i Hazzy. Pojechaliśmy na lotnisko, by odebrać rodziców Mili.
- Historia lubi się powtarzać… - powiedział Harry, kiedy jechaliśmy na lotnisko.
- Wiesz co będzie teraz najgorsze?
- Hm?
- Powiedzieć o tym Mili…
- Nie myślmy jeszcze o tym, teraz musimy skupić się na jej rodzicach – miał racje, ale to nie spowodowało jednak, że przestałam o tym rozmyślać. Dojechaliśmy na lotnisko i czekaliśmy bezczynnie na przylot samolotu. Kiedy wylądował ciśnienie mi podskoczyło, bałam się, jaka będzie reakcja jej rodziców. Zobaczyliśmy ich i podeszliśmy pomóc z bagażami. Rozmowa ograniczyła się jedynie do krótkiego: „Dzień dobry” i zabraliśmy ich od razu do szpitala. Tam przywitali się z Lou, który był cały zapłakany, widać było po nim, że jest gorzej niż wczoraj. Zostawiliśmy ich samych z Milą, a my wróciliśmy do domu. Postanowiliśmy przyjechać po południu, kiedy lekarze już wybudzą Milę. Oglądaliśmy bezsensowny program w telewizji, kiedy zadzwonił Lou z wiadomością, że lekarze rozpoczynają wybudzanie. Szybko się zebraliśmy i pojechaliśmy do szpitala. Milę udało się wybudzić, to prawda, ale widać było, że czuła się okropnie. Przywitaliśmy się, próbując udawać, że wszystko jest w porządku.
- Co się stało? –wychrypiała.
- Miałaś wypadek.. wpadłaś pod samochód – odpowiedziałam jej cicho.
- Ahaa.. Co z dzieckiem? –spytała, łapiąc się za brzuch, a my zamarliśmy, nie wiedząc, co jej odpowiedzieć. - No co? – dopytywała. Harry podjął się tego zadania i zaczął:
- Mila.. przykro nam.. – tylko tyle powiedział, a dziewczyna zrozumiała, o co mu chodzi. Zaczęła płakać. Lou podszedł i przytulił ją, a my usiedliśmy bez słowa. Mila z minuty na minutę płakała coraz mocniej, podobnie jak Louis. Harry mnie objął, a ja zakryłam uszy, ten płacz doprowadził mnie do takiego stanu, że miałam ochotę umrzeć. Po dłuższej chwili wszyscy się trochę uspokoili. Mila powiedziała, że chce zostać sama z Lou. Postanowiliśmy już wrócić do domu. Odwieźliśmy rodziców dziewczyny, którzy tymczasowo mieszkali w naszym mieszkaniu i pojechaliśmy do apartamentu chłopaków. Rozeszliśmy się po pokojach, a ja wykończona szybko zasnęłam, wtulając się w Harrego. Kiedy się obudziłam było po 20, a Louisa nadal nie było. Przygotowywałam z Harrym kolację, kiedy do mieszkania wszedł szatyn. Jego mina znowu wyrażała dokładne zero. Podszedł do nas i odezwał się:
- Mila wraca do Polski – zrobiłam duże oczy i otworzyłam usta. Skąd ten pomysł!?
- CO?! Dlaczego? – spytałam.
- Tak będzie lepiej, ona chce odpocząć, zapomnieć…
- Zapomnieć?! Lou, wy nigdy tego nie zapomnicie i dobrze o tym wiesz! Taka rozłąka tylko pogorszy sprawę! – zaczęłam na niego krzyczeć.
- Już podjęliśmy decyzję, wróci z rodzicami jutro wieczorem, lekarze mówią, że rano wyjdzie ze szpitala- powiedział to i poszedł do pokoju.
- Przecież to nie ma sensu – zwróciłam się do Harrego.
- Ale skoro oni tego chcą… Nie wtrącajmy się.
- Tak najlepiej, nie wtrącać się…
- No a co chcesz zrobić?
- Pomóc im! Nie widzisz, że się gubią w tej sytuacji?! Ten wyjazd jeszcze pogorszy to wszystko!
- Gabi – złapał mnie za rękę. – Wiem, że się przejmujesz, ale dajmy im wolną rękę. – Spuściłam wzrok, tak bardzo chciałam im pomóc, ale skoro oni tego nie chcieli, to może Harry miał racje.. Mimo tego postanowiłam jeszcze przed wypisaniem Mili, pojechać do niej. Rano zabrałam samochód Harrego i ruszyłam w drogę. Mila leżała z otwartymi oczami i patrzyła ślepo w sufit.
- Hej.. – przywitałam się.
- Cześć – popatrzyła na mnie.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? Osiągnęłam dno ostateczne…
- I myślisz, że wyjazd do Polski ci pomoże?
- Mam taką nadzieję, nie chce tu siedzieć. Tu wszystko będzie mi przypominać o.. – poleciała jej łza po policzku.
- Mila… nie możesz tak po prostu uciec. To nic nie da.
- Ale ja nie chce! Rozumiesz?! Nie chce tu zostać! – podniosła głos.
- Wiem, że ci ciężko.. ale Lou też cierpi, powinniście się razem wspierać, a nie rozstawać.
- Nie rozstaje się z nim. Znaczy nie tak naprawdę, chcę po prostu odpocząć. Oni z resztą też zaraz wyjeżdżają i co, mam zostać tu sama?
- No nie.. ale było by wam lepiej razem.
- Tak będzie lepiej. Proszę Gabi, jestem zmęczona. Już podjęłam decyzję. Dzisiaj wieczorem wracam do Polski.
- Jak chcesz… -naszą rozmowę przerwała pielęgniarka, która zabierała Milę na ostatnie badania. Obiecałam, że przyjadę po nią za 2 godziny i wyszłam. Pojechałam do domu, gdzie spotkałam się z rodzicami Milki. Rozmawiali z Louisem i zbierali już rzeczy Mili. Kilka godzin później, Mila była już w mieszkaniu chłopaków i czekaliśmy tylko na Hazzę, który pojechał po jej rodziców, by udać się na lotnisko.
- Mila proszę cię, nie wyjeżdżaj – powiedziałam do niej.
- Gabi skończ, wiesz, że mnie nie przekonasz. Z resztą Lou chyba też tego chce. Gdzie on teraz w ogóle jest? Nie przyjdzie się pożegnać?
- Nie wiem… Na pewno zaraz się pojawi – wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do szatyna, nie odbierał.
- Jesteśmy - powiedział Harry, pojawiając się w drzwiach.
- No chyba jednak się nie pojawi… Dobra nie zwlekajmy, pa Gabi – dziewczyna mocno mnie przytuliła, potem pożegnała się z resztą. W tym momencie do domu wszedł zdyszany Lou.
- Przepraszam.. przepraszam! Już jestem, Mila możemy pogadać? – złapał dziewczynę za rękę i poszedł z nią do swojego pokoju.
- Zaraz wyjeżdżamy – krzyknął jeszcze Harry.
Po kilku minutach wyszli „uśmiechnięci”, trzymali się za ręce, widać było po nich, że znowu płakali. Przytuliłam się jeszcze raz do Mili i opuścili mieszkanie. Lou pojechał razem z nimi, był to ostatni moment, kiedy widziałam ich obok siebie. Postanowiłyśmy z Em wrócić do naszego mieszkania.
- Kiedy wracasz do Polski? – spytałam w czasie drogi.
- Jutro mam samolot.
- Jutro?! Zostanę tu sama… A Niall nawet się tobą nie nacieszył. Wracaj do niego.
- Naprawdę?
- No tak, w końcu to on już nie mógł wytrzymać do twojego przyjazdu.
- Dziękuję – przytuliła się i wróciła do mieszkania chłopaków. Sama z Macho piechotą wróciłam do domu. Nie mając co robić, od razu włączyłam komputer i zobaczyłam, co się dzieje na świecie. Na Twitterze miałam oczywiście tysiąc wpisów, w których ludzie pytali się, co z Milą. Napisałam jedynie, że z Milą już wszystko w porządku i na kilka dni wraca do Polski. Poczułam, że odpływam, więc położyłam się spać. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałam, żeby je otworzyć i nie dość, że walnęłam się o framugę drzwi, to jeszcze przywaliłam głową w otwarte drzwiczki od szafki na korytarzu.
- Ja pierdole!- złapałam się za głowę i otworzyłam drzwi, za którymi zobaczyłam Harrego.
- Co się stało? – spytał i wszedł do środka.
- Moja koordynacja ruchowa jest coraz gorsza – odpowiedziałam, pocierając bolące miejsca.
- Kiepsko. Jesteś zajęta?
- Niee.. na razie i tak nie wracam do szkoły. Chyba w końcu mnie z niej wywalą…
- W takim razie nie możesz jej zawalić! Jutro wracasz.
- Żebym miała jeszcze jakieś chęci.. nie ważne, a co chciałeś?
- Chce cię gdzieś zabrać. Bierz Macho i chodźcie – jak powiedział, tak zrobiłam i już po chwili siedzieliśmy w jego samochodzie. Nie wiedziałam, gdzie jedziemy, nawet się nie dopytywałam. Jechaliśmy dłuższą chwilę, kiedy załapałam, że znam tą drogę. Prowadziła do nowego domu chłopaków.
- Harry po co jedziemy do was?
- Zobaczysz. Wszyscy już tam są.
- Wszyscy? Znaczy chłopaki i Em?
- Dokładnie- dojechaliśmy na miejsce i wjechaliśmy na piętro. Harry otworzył mi drzwi do jego nowego mieszkania i zobaczyłam, że cała czwórka siedziała już w środku.
- Heeej.. jaki jest cel tego spotkania? – spytałam na wejściu.
- Jeszcze ci nie powiedział? – zdziwił się Niall.
- No nie, a co miał powiedzieć?- popatrzyłam na Harrego.
- No… ymm - jak zwykle Harry zaczął się jąkać, kiedy chciał mi coś powiedzieć.
- Będziesz tu mieszkać! – krzyknęła Em za niego.
- CO!? Że co? Ale że jak!? – inteligentna odpowiedź, nie ma co.
- No tak, chciałbym żebyś zamieszkała tutaj razem ze mną. Co ty na to? – Harry podszedł i złapał mnie za ręce.
- Ymmm.. Zaskoczyłeś mnie i to nieźle.
- To znaczy….?
- No oczywiście, że tak! – przytuliłam się do niego. Myśl o tym, że będziemy mieszkać w jednym domu, od razu poprawiła mi humor.
- Uff.. nawet nie wiesz, jak się bałem twojej reakcji.
- Nie potrzebnie. Strasznie się cieszę. A wy kiedy się wprowadzacie? – zwróciłam się do chłopaków.
- W sumie to już, jeszcze tylko kilka rzeczy przewieziemy i wszystko będzie gotowe – odpowiedział mi Niall, obejmujący Emilę.
- Super. Szkoda, że Mila nie zamieszka razem z nami… A gdzie Lou?
- Zamknął się u siebie, powiedział żeby dać mu czas.
- Niech będzie. Kiedy wyjeżdżacie?
- Pojutrze.
- Świetnie, zostanę całkowicie sama… - ściszyłam głos, a Harry objął mnie w pasie.
- Możesz pojechać z nami.
- Zwariowałeś? Sam powiedziałeś, że muszę wrócić do szkoły.
- No tak, ale nie chcę żebyś była sama.
- Mam Macho, jakoś przeżyję – uśmiechnęłam się do chłopaka. Resztę wieczoru spędziliśmy wszyscy razem. Oglądaliśmy telewizję i rozmawialiśmy. Potrzebowałam takiego odreagowania po tych wszystkich wydarzeniach. Nadal martwiałam się o Lou, który nie dawał żadnych oznak życia. Koło 24 wszyscy rozeszli się do swoich mieszkań, a ja z Harrym poszliśmy zobaczyć, co robi Lou. Drzwi miał otwarte, weszliśmy do środka, a chłopaka nigdzie nie było. Obeszliśmy wszystkie pomieszczenia na dole, potem na górze i nic. Został nam jeden pokój, pokój dziecka… Otworzyliśmy powoli drzwi i zobaczyliśmy Louisa siedzącego pod ścianą, otoczonego dużą ilością butelek po alkoholu. Podnosił kolejną, żeby ją opróżnić, ale Harry podszedł i wyrwał mu ją z rąk.
- Zostawcie mnie – wybełkotał.
- Śnisz – powiedziałam i podnieśliśmy go, żeby wyprowadzić z pokoju. Zaprowadziliśmy go do sypialni i położyliśmy na łóżku. Był zalany w trupa. Sprzątnęliśmy butelki i sprawdziliśmy, czy przypadkiem nie pochował gdzieś kilku innych. Lou już smacznie chrapał, więc mogliśmy wrócić do naszego mieszkania. Położyliśmy się szybko spać, bo rano musieliśmy odwieźć Em na lotnisko.
Obudził nas Niall, widać było, że niezbyt się cieszy z wyjazdu Em. Poszliśmy obudzić Lou, ale to była misja nie możliwa, więc zostawiliśmy go w spokoju. Ogarnęliśmy się i wyruszyliśmy na lotnisko.
Przyszedł czas na kolejne pożegnanie:
- Obiecuję, że przyjadę na ferie – powiedziała Em, tuląc się do blondyna.
- Dopiero? Już tęsknię.
- Ja tak samo – rozmawiali ze sobą, a mi się zrobiło aż za słodko.
- Dobra ludzie przestańcie słodzić – Harry czuł się tak samo, jak ja.
- Em obiecaj, że zaopiekujesz się Milą – przytuliłam się do niej.
- Obiecuję, od razu jak dolecę, to pójdę do niej.
- Dziękuję – pożegnaliśmy się z dziewczyną i machając, odprowadziliśmy ją wzrokiem do samego samolotu. Wiedziałam, że Niall czuł się teraz tak samo, jak ja będę czuła się jutro. Objęłam blondyna i wróciliśmy do samochodu.
- Trzeba pogadać z Lou, jutro wyjeżdżamy, a on w najlepszym stanie nie jest – powiedział Zayn.
- Masz racje, tylko jak to zrobić. On nie chce nikogo słuchać – odpowiedziałam i zapadła cisza, bo wszyscy myśleli nad sposobem. Dojechaliśmy do domu i postanowiłam pogadać z Lou, jako pierwsza. Weszłam do jego mieszkania, a on nadal leżał w łóżku.
- Lou, chciałam pogadać.
- Nie chce mi się gadać…
- Jutro wyjeżdżacie w trasę i musisz się ogarnąć.
- Nigdzie nie jadę…
- Jedziesz, sam powiedziałeś, że chcecie o tym wszystkim zapomnieć. Musisz wrócić do normalnego życia. Nie zawiedziesz chyba fanów i chłopaków?
- Gabi, ja już nie mam siły. Widziałaś, co wczoraj zrobiłem.
- Tak i na pewno nie pomożesz sobie, siedząc tu i załamując się.
- To co mam robić?
- Żyć, pojedziesz z chłopakami. Wyłączysz się od tego i to na pewno sprawi, że poczujesz się lepiej.
- Obyś miała racje – uśmiechnęłam się i wyszłam.
Wszyscy zaczęli się pakować, co w sumie było łatwe, bo jeszcze nie rozpakowali się do końca po przeprowadzce. Korzystając z wolnej chwili zadzwoniłam do Mili.
- Pip..pip..pip – nie odebrała, zadzwoniłam jeszcze raz i jeszcze, aż odebrała za… 6 razem.
- Halo? – usłyszałam lekko zirytowany głos w słuchawce.
- Czemu nie odbierałaś?
- Nie ważne.. co tam?
- No nic, chciałam zobaczyć co u ciebie.
- Wszystko ok.
- Na pewno?
- Tak, przepraszam ale muszę kończyć. Papa.
- No dobrze.. pa – rozłączyła się, nasza rozmowa chyba nigdy nie trwała tak krótko. Nie dość, że muszę sobie radzić z Louisem tutaj na miejscu, to jeszcze z Milą w Polsce.
- Heeeeej, co taka mina? – spytał Harry, kiedy zobaczył moją skwaszona minę.
- Gadałam z Milą..
- Ooo i co tam u niej?
- No właśnie o to chodzi, że nie wiem.. nie chciała ze mną rozmawiać.
- Wiesz… dopiero wróciła do Polski. Daj jej więcej czasu.
- Ciągle tylko: daj więcej czasu, ile można!?
- Uwierz mi, nie myśl o tym. Zabieram cię teraz.
- Niby dokąd? – spytałam od niechcenia.
- Kobieto opanuj swój entuzjazm!
- No przepraszam. Gdzie jedziemy?
- Kino, kolacja, spacer. Co ty na to?
- Kreatywności nigdy dość haha. Niech będzie.
Wyszliśmy z mieszkania i pojechaliśmy do kina. Obejrzeliśmy kolejny durny film i poszliśmy coś zjeść. Kiedy byliśmy już na spacerze, Harry nagle się zatrzymał.
- Co się stało? – spytałam.
- Nie mogę uwierzyć, że to ostatnie takie nasze wyjście.
- Nie gadaj głupot, nie ostatnie.
- No ale na razie, tak jakby ostatnie. Zobaczymy się dopiero za miesiąc..
- No wiem.. – spuściłam wzrok.
- Mam coś dla ciebie.
- Harry znowu?
- Co?
- No ty mi ciągle coś kupujesz.. a to Macho, mieszkanie i jeszcze teraz..
- Czy to źle, że chcę ci sprawiać przyjemności?
- Oczywiście, że nie. Tylko, że ja nie mogę ci dać wiele w zamian – pokiwał głową i uśmiechnął się. Zbliżył się do mnie i ujął rękoma moją twarz, a jego piękne zielone oczy, po raz kolejny sprawiły, że zaczęłam się rozpływać.
- Wiesz jak bardzo cię kocham? – spytał cały czas trzymając moją twarz.
- Też cię kocham – pocałowaliśmy się stojąc na środku chodnika. Ten pocałunek mógłby trwać dla mnie wiecznie. Harry odszedł kawałek i zaczął coś szukać w kurtce.
- No gdzie to jest..
- Ej Harry, ale nie zamierzasz mi się oświadczyć prawda? PRAWDA?! – spoważniałam, bo lekko się przeraziłam tym, co mógł wymyśleć tym razem.
- Oczywiście, że nie. MAM! Miałem ci to dać na ślubie, no ale.. – wyciągnął podłużne pudełeczko, otworzyłam je i zobaczyłam prześliczny naszyjnik z czarną zawieszką w kształcie serca.
- Agrrr nienawidzę cię za to.
- Hmm? Nie podoba się?
- Podoba i to bardzo! I w tym problem! – zrobił facepalma i powiedział:
- Z kim ja żyje…
- Haha, nie przyzwyczaiłeś się jeszcze? Zapniesz? – odkręciłam się plecami, żeby zapiął naszyjnik.
- Już, proszę. To taki prezent, żeby ci o mnie przypominał.
- Czy ty naprawdę myślisz, że są chwilę kiedy o tobie nie myślę? – złapałam go za rękę i wróciliśmy do domu. Harry miał racje, to było nasze ostatnie wyjście na dłuższy czas. Myśląc o tym, jeszcze bardziej posmutniałam.
Rano obudził nas dzwonek do drzwi. To był Paul, który zbierał już chłopaków. Z ledwością wstaliśmy i ogarnęliśmy się. Po 40 min byliśmy już gotowi i mogliśmy schodzić do samochodu. Harry ujął Macho:
- Pilnuj jej młody.
- Gdzie młody, zobacz jaki jest już duży haha – zaśmiałam się.
- Nie ważne, zawsze będzie młody. Dobra chodźmy, bo czekają na nas.. – wyszliśmy z mieszkania i zjechaliśmy windą na dół. Wszyscy już na nas czekali, nawet Lou był gotowy. Uśmiechnęłam się do chłopaka, a on odwzajemnił uśmiech. Chłopcy byli podekscytowani całą akcją, ale jakoś nie wariowali, jak to mieli w zwyczaju. Ostatnie dni nieźle nas pozmieniały. Dojechaliśmy na lotnisko, oczywiście nie obyło się bez pożegnania fanów, którzy już byli na miejscu. Stado piszczących fanek pragnęło pożegnać chłopaków, a im oczywiście to nie przeszkadzało. Przemknęłam się szybko do środka, a oni chwilę spędzili z fanami. Widząc roześmiane miny dziewczyn i z każdą chwilą lepsze humory chłopaków stwierdziłam, że dla takich fanów warto robić to, co oni robią. Musieli ostatecznie pożegnać się z Londynem, bo zaraz mieli odprawę. Weszli do środka ze swoimi walizkami i razem udaliśmy się w odpowiednie miejsce.
- Dobra czas się żegnać – powiedział Niall, kiedy spojrzał na zegarek.
- Niestety… Boże, jak ja będę za wami tęsknić – powiedziałam i przytuliłam mocno blondyna.
- My tak samo – powiedział Zayn i podszedł mnie objąć.
- Lou, trzymaj się. I pamiętaj co ci mówiłam – uśmiechnęłam się.
- Pamiętam, pamiętam. Dziękuję ci za wszystko – przytulił mnie.
- Nie ma za co. A ty Daddy pilnuj ich tam – zaśmiałam się do Liama.
- Wszystko będzie pod kontrolą, zobaczysz haha.
- Oby.. – popatrzyłam się na Harrego, miał taką smutną minę – Harry..
- Już dobrze – objął mnie, a ja wtuliłam się w niego.- Jak by tylko coś się działo dzwoń, będę na miejscu w 5 minut.
- Przestań, co ma się dziać. Jedź i nie odwal niczego, dobrze?
- Dobrze haha- uśmiechnął się w końcu. Pocałował mnie jeszcze czulej, niż wczorajszego wieczoru. Zamknęłam oczy i żyłam chwilą, kiedy w tle usłyszałam Paula:
- Chłopcy idziemy – otworzyłam oczy i ponownie popatrzyliśmy na siebie z lokatym. Zabrał swoją walizkę i ruszył za chłopakami. Odkręcił się jeszcze, by mi pomachać i zniknął za wielkimi drzwiami. Do oczu napłynęły mi łzy. Zostałam całkowicie sama w tym wielkim mieście.

Tak jak chciałyście, rozdział jest 13. Wiem, wiem, wiem, że historia miała być zupełnie inna, że miał być ślub, dziecko itd. itp. Ale w moim (znaczy Mili) głupim, pustym móżdżku powstał taki plan i Gabi się na niego zgodziła. Więc wszystkie hejty za zmianę planu i zrujnowanie opowiadania proszę zwalać na Milę.

+teraz przed nami 4-dniowa wycieczka, więc nowy rozdział NAJWCZEŚNIEJ 23 maja. :)

foreveryoung x 

niedziela, 6 maja 2012

Rozdział XVII.

Siedziałam zamulona na zajęciach. Ta szkoła coraz bardziej zaczynała mnie nudzić. Myślami odlatywałam do przeróżnych tematów. Zaczęłam się szczerzyć, kiedy na mój tok myślenia naszła wizja ślubu Mili i Louisa. Ten dzień miał być najpiękniejszym w ich życiu, więc chciałam, aby wszystko było idealne. Zaczęłam rozmyślać nad tym dniem, kiedy dostałam smsa od Harrego: „Jak już wyjdziesz z uczelni to poczekaj na mnie, pójdziemy na spacer”. Uwielbiam spacery z Harrym, czasami potrafimy chodzić przez 2 godziny, po prostu rozmawiając. Odpisałam mu i zaczęłam odliczać minuty do końca zajęć. Po 20 minutach byłam wolna i tak jak w planie zaczekałam na Loczka. Zobaczyłam go machającego do mnie z daleka.
- No hej – przywitał się, podszedł i czule mnie pocałował.
- Mmmm.. tak to ja mogę być zawsze witana – uśmiechnęłam się.
- Ale tylko przeze mnie mam nadzieję.
- A to już nie konieczne.. hahaha.
- Żarcik się wyostrzył widzę. Jak na zajęciach?
-Nuda, nuda i jeszcze raz nuuuuuda.
- No cóż… nasz spacer taki nudny nie będzie haha. Idziemy do parku?
Doszliśmy do parku do którego zazwyczaj chodziłam sama, ale teraz zawsze towarzyszy mi Harold. Połaziliśmy trochę po alejkach, a potem usiedliśmy odpocząć na ławce.
- Jeeeej… zobacz jakie słodziaki! – wskazałam palcem na dwa małe szczeniaki, które bawiły się ze swoją panią.
- Lubisz psy?
- Kocham, w domu zawsze mieliśmy jakiegoś czworonoga.
- U nas nigdy nie mieliśmy psa, zawsze tylko koty- spojrzał na mnie.
- Same koty?
- No tak.
- A to dlatego jesteś taki…
- Jaki?
- No taki... niedorobiony hahaha- wypowiedziałam to i od razu wstałam z ławki w celu ucieczki. Co jak co, ale kondycja nieźle mi się poprawiła odkąd jestem z Harrym.
- No dobra już błagam hahaha- wypowiedziałam to z ledwością po dłuższej chwili.
- Rozejm haha – podszedł do mnie i przytulił.
- Wracajmy już do domu błagam – zawróciliśmy w kierunku mieszkania chłopaków. -Mila jest u was?
- Tak, już się pochwalili chłopakom.
- I jak oni na to?
- A jak mieli? Hahaha cieszyli się jak dzieci.
- Jak dzieci… no właśnie, jak to teraz będzie? –spytałam.
- Z czym?
- Zaraz dziecko się urodzi, a Mila z Lou się pobiorą. Chyba nie zamierzają mieszkać jak w jakieś separacji..
-Co racja to racja. Lou nie rozmawiał z nami, pewnie sam jeszcze o tym nie myślał- przytaknął.
- No to niech lepiej zacznie.
- Pogadam z nim dzisiaj, a co ty się tak martwisz?
- Chyba muszę zadbać o mojego siostrzeńca, nie?
- No tak haha. Czujesz to, że będziemy wujkiem i ciocią? Hahaha nigdy nie myślałem, że nadejdzie to tak szybko. Lou się pospieszył haha.
-No haha. AAAAA jaram się, musimy zacząć im kupować rzeczy dla małego, albo małej.
- Jak myślisz co będzie?
- No nie wiem haha, co ja jakaś wróżka?
- Ja obstawiam dziewczynkę- oznajmił z przekonaniem.
- A ja chłopca. To co zakładzik?
- Dobra, jak wygram chce całusa.
- Spoko, jak ja wygram chce noszenie na rękach w każde możliwe miejsce-wypaliłam.
- Że co? Hahaha-roześmiał się.
- No tak, kapitulujesz?
- Na pewno nie. Stoi- podaliśmy sobie ręce. Doszliśmy do mieszkania chłopaków, gdzie wszyscy byli rozbawieni i jacyś tacy podnieceni.
- Gabi, Gabi, Gabi!!! Ślub będzie!!- wykrzyknął do mnie Niall, jak tylko nas zauważył.
- Oooo no co ty? A kogo? Hahaha- rozbawiło mnie jego zachowanie.
- Niall, czy ty naprawdę sądzisz, że Gabi by jeszcze o tym nie wiedziała? – spytała z ironią Mila.
- Oj tam, ale i tak się jaram. EJ!!! A Em zaprosicie?! No błagam!!
- No nie wiem… - przeciągała Milka, a blondyn rzucił się przed nią na kolana.
- No błaaaaaaaaaaaaaaaaagam- złożył ręce jak do modlitwy, a my już nie wyrabialiśmy ze śmiechu.
- Spokojnie hahaha, no oczywiście że ją zaprosimy, albo ty ją zaproś- zaproponowała mu.
- Ja?!
- No tak, na pewno się ucieszy.
- Spoko- uradowany wybiegł z salonu w poszukiwaniu telefonu.
- Jak tam pani ciężarna? – spytałam z uśmiechem Milę.
- A nie najgorzej, ale chce mi się już do domu, idziemy?
- Podwiozę was!- wykrzyknęli razem Lou i Harry, na co wszyscy zareagowaliśmy śmiechem.
- To oboje chodźcie haha – powiedziałam i nasza czwórka skierowała się do drzwi. Przywykłam już do tego, że kiedy jesteśmy wszyscy razem to nieźle nam odwala. Ale od jakiegoś czasu jest jeszcze gorzej. To pewnie przez tą atmosferę, ale akcje przez nas wyczyniane nawet w samochodzie, powinny być uznane za pierwszy stopień zaburzeń psychicznych. Kiedy już dojechaliśmy do naszego mieszkanka, Mila z Lou objęli się w pasie i razem uradowani powiedzieli:
- Mamy dla was niespodziankę.
- Dla nas? Ale jaką? – spytałam się.
- Chcemy, żebyście byli naszymi świadkami! – wykrzyknęła Mila.
- A to były inne opcje? – zachichotał z ironią Hazza.
- No patrzcie jaki pewniak, hahaha głupku – walnęłam go w ramie. – A tak na poważnie, to POWAŻNIE?!!- krzyknęłam i rzuciłam się w objęcia naszych narzeczonych.
- No tak hahaha cieszycie się?- spytał Lou, kiedy już dałam mu oddychać.
- Oczywiście, że tak! – Harry dołączył się do tulaska.
- Dobra już starczy tych czułości – odezwała się Mila.- Gabi, będziesz musiała mi pomóc w doborze sukienki.
- Nie tylko sukienki, Gabi musi nam pomóc praktycznie we wszystkim-odpowiedział jej Lou.
- Że co kochanie?
- No a nie? Sama wiesz, że nie mamy pojęcia na temat dobierania kwiatów, dekoracji czy muzyki. Gabi nam pomoże, praaaawda? – zatrzepotał rzęsami, patrząc na mnie słodkim wzrokiem.
- No yyy… - nie wiedziałam, co powiedzieć.
- PROSIMY!
- No dobra, już dobra, tylko żeby potem nie było na mnie krzyku, jak coś nie wyjdzie!
- Obiecujemy – uśmiechnęła się Mila.
- Macie już jakąś datę ustaloną?
- Tak, 3 grudnia. Jest jeszcze duuuużo czasu – odpowiedział mi Lou
- Taaa, nawet się nie obejrzysz, a zaraz będzie grudzień. Trzeba już wszystko zacząć przygotowywać!
Resztę wieczoru spędziliśmy razem, zjedliśmy kolację i zabraliśmy się za oglądanie telewizji. Ja już zaczęłam rozmyślać, gdzie by tu pozałatwiać najpotrzebniejsze rzeczy.
- Nie zadałam wam podstawowego pytania, chcecie duże wesele czy skromne przyjęcie? – odezwałam się do przyjaciół, kiedy te pytanie zaczęło mnie dręczyć.
- Hmm… w sumie to się nad tym nie zastanawialiśmy, ale chyba lepiej będzie skromnie, bez niepotrzebnych napadów fanów- stwierdził Louie.
- A właśnie, kiedy zamierzacie oznajmić światu, że się pobieracie i będziecie mieć dziecko?
- Spokojnie, na razie nic nie mówimy, po ślubie powiemy światu o małżeństwie, a o dziecku troszkę później, taki mam plan – uśmiechnął się Lou, a Mila spojrzała na niego z uwagą.
-Taki masz plan? A ja nic o nim nie wiem, świetnie- mruknęła.
-Uhuuuhu, pierwsza kłótnia narzeczeńska za wami hahaha- roześmiał się Harry.
- Koniec! Czyli skromnie: niedużo gości, bez informowania świata? Rozumiem, że zapraszacie tylko rodziny i nas?
- Dokładnie tak-potwierdził Lou, bo Mila jak to kobieta w ciąży, miała focha.
- Dobra, to przyjęcie zrobimy u was.
- U nas?! –wykrzyknęli razem chłopaki.
- No a czemu nie, dużo miejsca, ładnie. Posprząta się trochę i będzie perfecto, a i jeszcze się ładnie udekoruje. Zobaczycie będzie cudnie!
- A rób, co chcesz..
- Yiip – pisnęłam cicho z radości i wróciłam do moich przemyśleń. Zrobiło się dość późno, więc musieli wracać do domu. Pożegnałyśmy się i same zaczęłyśmy szykować się do snu.
- Boże Gabi, dopiero teraz chyba do mnie dotarło, że niedługo będę panią Tomlinson! JEZU JAK JA SIĘ CIESZE! – zaczęła skakać po mieszkaniu.
- Hahaha cieszę się razem z tobą, ale uspokój się, bo nie chce żeby mój siostrzeniec dostał wstrząsu mózgu zanim się urodzi.
- Siostrzenica.
- Słucham?
- To będzie dziewczynka-oznajmiła.
- Skąd wiesz?!
- Nie wiem, ale czuje to haha. A z resztą, nie ważne co, ważne że moje i Louisa – pogłaskała swój brzuch.
- Będzie chłopiec zobaczysz. Ej dobra idziemy spać, jeśli nie chcemy jutro wyglądać jak zombie.
- Okyyy, ale i tak będzie dziewczynka. Dobranoc!
Rano szybko się ogarnęłyśmy i dotarłyśmy na uczelnie same, bo chłopcy mieli jakieś spotkanie. Miałyśmy wpaść do nich po szkole, więc postanowiłyśmy zrobić im małe zakupy, bo już wczoraj ich lodówka świeciła pustkami. Wparowałyśmy do Tesco i kupiłyśmy dużo jedzenia. Z wielkimi torbami ruszyłyśmy do ich mieszkania, oczywiście ja niosłam te ciężkie torby, a Mila jak na kobietę w ciąży przystało szła z malutkim opakowaniem soku. Z ledwością dotarłam do mieszkania, a drzwi otworzył nam jak zwykle roześmiany Niall.
- ŻARCIE!! – krzyknął i wyrwał mi torby.
- Nie ma za co, naprawdę – odpowiedziałam z ironią, na co on uśmiechnął się i wpuścił nas do środka.
- Dziękujemy, dziękujemy. Nawet nie wiecie, jak ja tu umierałem.
- Oj chyba wiemy haha, cześć kochanie – odpowiedziała Mila i zwróciła się do swojego narzeczonego.
- Mogłyście zadzwonić, przyjechałbym.
- Po co? Po te kilka rzeczy? – odpowiedziała mu, na co sprzedałam jej szatański wzrok zmęczenia.
- Hahaha dla Gabi było to chyba trochę więcej rzeczy.
- Już nic nie mów, błagam. Gdzie Harry?- spytałam kiedy zauważyłam jego nieobecność.
- Musiał coś załatwić, zaraz pewnie przyjedzie. Usiądźcie, a my przygotujemy obiad- Lou zaprowadził nas na kanapę, jakbyśmy nie wiedziały gdzie ona jest. Tak jak powiedzieli, my zajęłyśmy się telewizją, a oni jedzeniem. Po 20 min obiad był gotowy, a Harrego nadal nie było, więc zjedliśmy bez niego i wróciliśmy do salonu. Nagle usłyszeliśmy jak drzwi się otwierają, a do pokoju wszedł Harold z koszykiem.
- Oo patrzcie kto się pojawił, co ty tam niesiesz? – odezwał się Lou.
- Niespodziankę.
- Dla kogo?
- No a jak myślisz? Haha – powiedział i spojrzał na mnie, a mi od razu uśmiech pojawił się na twarzy.
- Dla mnie?! Co to jest?! –wstałam i szybko podbiegłam do lokatego, żeby zajrzeć do koszyka, ale on sprawnie mi to uniemożliwił.
- Spokojnie hahaha, tak to dla ciebie. Mam nadzieję że będziesz zadowolona. – Podał mi koszyk w którym był… szczeniak! Najsłodszy szczeniak jakiego kiedykolwiek widziałam. Malutki, rudy z puszystą sierścią.
- O MÓJ BOŻE!! Jaki śliczny!! Skąd go wytrzasnąłeś!? – wyjęłam malucha z koszyka.
- Ze schroniska, to golden retriever.
- Golden retriever!? Cudowny! Naprawdę jest dla mnie? – spytałam, niedowierzając temu, co mówił.
- No tak, haha pomyślałem, że jak Mila i Lou będą mieli dziecko, to my będziemy mieć psiaka.
- Nieźle, porównujesz dziecko do psa haha – włączyła się Mila i podeszła, żeby pogłaskać szczeniaka.
- Nie porównuje, tak tylko mówię haha. Podoba się prezent? – spytał mnie.
- No oczywiście że tak! Jest świetny! – krzyknęłam i mocno przytuliłam się do chłopaka, starając się nie zgnieść psa. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- Nie ma za co, dla ciebie wszystko – sprzedał mi małego całusa, a reszta podeszła przywitać szczeniaka.
- Słodki jest, ale jak urośnie to myślisz, że wytrzymamy w naszej klitce z nim!? – odezwała się Mila, na co Harry z Louisem wymienili podejrzane spojrzenia. Domyśliłam się, o co może chodzić, dlatego odpowiedziałam Mili tylko:
-Z ciebie zawsze taka pesymistka jest, co będzie to będzie. Na razie się tym nie martwmy.
- Dokładnie, dzisiaj cieszymy się z mojego prezentu - pomógł mi Harry- Jak go nazwiesz?
- A to pies czy suka? – wtrącił się Niall.
- Sam jesteś suka, suczka jak coś – zgasił go Lou, a my zaczęliśmy się nie pohamowanie śmiać. -No tak hahaha, jeszcze psa będzie wyzywał! A jak się dziecko urodzi, to też się tak zapytasz?
- Dobra spokój haha, to jest pies, samiec czy chłopiec, jak wolicie – odpowiedział Harry.
- Chłopiec.. hmmm.. nie mam pojęcia! – powiedziałam załamana.
- Coś wymyślimy, ale szybko żeby nie mówić do niego „pies” – dołączyła się Mila.
- Albo suka… - mruknął Lou.
- LOUIS! Hahaha, do ciebie może tak zaczniemy mówić?
- Nie dziękuje, mam piękne imię– wyprostował się a’la jakiś milord.
- No taaak… To co, jakieś propozycje? – zwróciłam się do przyjaciół.
- Może Max!? – wyrwał się Zayn.
- Yyy niee, chyba nie. Będę miała skojarzenia hahaha – odpowiedziała mu Mila, a chłopak dopiero załapał, o co jej chodziło.
- No to może William, po wujku.
- Lou.. czy naprawdę chcesz, aby piec nosił twoje drugie imię?- spytała go z ironią Mila.
- NANDOS!! – krzyknął nagle Niall.
- NIE NAZWIEMY PSA NANDOS – odkrzyknęłam razem z Harrym.
- To nie pff..
- A może Macho? – zaproponował lokaty.
- Macho? W sumie.. fajnie! – odpowiedziałam zadowolona i przytuliłam szczeniaka. – Niech będzie Macho– puściłam psa, żeby pochodził trochę po mieszkaniu, a my wróciliśmy do rozmowy. Nagle Harry z Lou wyszli do kuchni, a ja poszłam za nimi i usłyszałam kawałek rozmowy:
- I jak? Załatwiłeś wszystko? – zwrócił się Harry do Louisa.
- Tak, wszystko jest już gotowe i można się wprowadzać- na co weszłam do kuchni i zaczęłam wypytywać chłopaków:
- Gdzie się wprowadzać? Czyżbyś załatwiał dla was mieszkanie?
- A ty się w szpiega bawisz czy co?! To miało być tajemnicą!
- Czyli jednak tak! HA! Powiedz mi- zrobiłam śliczne oczka.
- No dobra… kupiłem dla mnie i Mili mieszkanie w jednym z apartamentowców. Chłopcy też kupili tam mieszkania, więc będziemy mieszkać blisko siebie. Wprowadzimy się tam po ślubie, ale błaaagam nie mów nic Mili, to ma być niespodzianka i prezent na ślub!
- Nic jej nie powiem, obiecuje. A zabierzesz mnie tam?
- No dobrze już dobrze. Ale teraz już ciiii.
- EHMM GABI! MACHO WŁAŚNIE NASIKAŁ NA DYWAN! – krzyknął z salonu Niall.
- CO?! Idę! – odezwałam się i wbiegłam do salonu, żeby zobaczyć, co się stało. Macho przyozdobił dywan chłopaków w piękną plamkę sików, starliśmy to jako tako i zaczęłyśmy z Mil zbierać się do domu.
- Naprawdę chcesz go zabrać do nas? – spytała Mila, kiedy wzięłam Macho na ręce.
- No oczywiście, że tak, będziesz się musiała do niego przyzwyczaić haha.
- Ygrrr, ale rano ty z nim wychodzisz.
- Spoko spoko. Musimy mu kupić smycz!
- To może pojedziemy teraz po nią? – zaproponował Harry.
- To wy jedźcie, a ja się przejdę, dobrze mi to zrobi – odezwała się Mila.
- Na pewno?
- Tak, tak spacery dobra rzecz. Lou przejdziesz się ze mną?
- Ymm, chętnie, ale wiesz hmm… muszę coś załatwić na mieście właśnie, podwieziecie mnie? – zwrócił się do nas, a Mila westchnęła głęboko.
- No dobra, to idziemy- zarządził Harry i wyszliśmy z mieszkania. Na parkingu pożegnaliśmy się z Milą i weszliśmy do samochodu Harolda. Zwróciłam się od razu do Louisa:
- Jedziemy do nowego mieszkania prawda?
- No haha, jak moja gra aktorska?
- No wiesz, Oscara to ty byś nie dostał, ale źle nie było hahaha.
- Dzięki haha, dobra Harry wiesz gdzie jechać.
- Wiem, wiem. Ale po drodze zajedziemy jeszcze do zoologika.
Pojechaliśmy do sklepu kupić potrzebne rzeczy: obroże, smycz, karmę i jakieś gryzaki. Z powrotem wpakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy zobaczyć przyszłe mieszkanie Mili i Lou. Znajdowało się we wschodniej części Londynu, w dużym budynku z balkonami przyozdobionym kwiatami. Wysiedliśmy z samochodu i razem z Macho weszliśmy do środka. Winda zawiozła nas na ostatnie, 10 piętro na którym znajdowały się tylko 3 mieszkania. Lou zaprowadził nas pod odpowiedni numer i wyjął klucze. Kiedy drzwi się otworzyły prawie wypuściłam z rąk Macho, apartament zrobił na mnie totalne wrażenie. Weszłam do środka gustownie umeblowanego, dwupoziomowego mieszkania i rozejrzałam się dookoła. Dół mieszkania był jedną wielką, otwartą powierzchnią. Hol przechodził w ogromny salon połączony z jadalnią i kuchnią, a jedynym zamkniętym pomieszczeniem była łazienka. Wszystko było wykończone w ciepłych odcieniach beżu, bieli i brązu, dokładnie tak, jak zrobiłaby to Mila. Nie mogłam uwierzyć, że dziewczyna nie miała pojęcia o całej sprawie.
- Wooow, Lou.. to jest.. no BOSKIE!! Boże jak ty to znalazłeś!
- Myślisz, że Mili się spodoba?
- No oczywiście, że tak! Jest przecudowne!
- To się cieszę, chodź pokażę ci górę.
Weszliśmy po schodkach na 2 piętro, gdzie znajdowały się 2 pokoje i wielka łazienka. Większy z pokoi był oczywiście królestwem Louisa i Mili. Ogromne łóżko było jednym z niewielu mebli znajdujących się w pokoju, a moją uwagę przyciągnęły drzwi, prowadzące, co jak się chwilę później okazało, do wielgachnej garderoby. Roześmiałam się, jak ją zobaczyłam.
-Co jest?- spytał Lou.
-Nie za mała? Starczy wam miejsca na wszystkie ubrania? Hahaha.
-Nie bój żaby, jak coś to szafę się dokupi haha.
Na piętrze znajdował się jeszcze jeden pokój, który był oczywiście pokojem dla dziecka. Było to jedyne nie urządzone pomieszczenie, z prostej przyczyny- nie wiadomo było, jaka będzie płeć.
Kiedy już wszystko zobaczyłam mogliśmy wracać do domu.
- A chłopaki też tu będą mieszkać? – spytałam, kiedy Lou zamykał drzwi.
- Tak, cała nasza piątka kupiła tu mieszkania, ja i Niall też mamy na tym piętrze, a Zayn i Liam piętro niżej. Chcesz zobaczyć? – spytał mnie Harry.
- No jasne!
- To chodźmy- zaprowadził nas do drzwi obok, prowadzących do jego mieszkania. W środku apartament był totalnie inaczej wykończony. Dominowały kolory ciemnego fioletu i szarości. Kuchnia nowocześnie wykończona, a salon przytulnie umeblowany. Na górze znajdowała się tak sama jak u Lou jedna łazienka i dwa pokoje, w jednym znajdowało się ogromne łóżko, natomiast drugi był przeznaczony dla zabawy: stos płyt, gry do playstation i wielki telewizor z kinem domowym, to wszystko co się tam znajdowywało.
-Jej, świetne jest. – powiedziałam kiedy już wszystko zwiedziłam
- No ba, wiem co dobre haha – zaśmiał się lokaty.
- No nie dziwi mnie to haha, dobra wracajmy już do domu .
Wyszliśmy z budynku i wróciliśmy do mojego mieszkania. One, w porównaniu z przyszłym domem chłopaków i Mili, wyglądało jak jakaś jaskinia ze starymi meblami i śmierdzącym dywanem. Chłopcy nie weszli już do środka, bo było dość późno, więc pożegnałam się z nimi w samochodzie.
- Tylko pamiętaj nie mów nic Mili! – Louie pokiwał do mnie palcem.
- Obiecuje, obiecuje. Aha , Harry…
- Tak?
- Dziękuje jeszcze raz – przychyliłam się do jego siedzenia i czule się pocałowaliśmy, tak jak lubiliśmy najbardziej.
- Uhhgym.. – zamamrotał Lou, a my zastopowaliśmy na chwilkę nasze czułości.
- Teraz widzisz jak to jest – odpowiedział mu Harry, cały czas patrząc mi w oczy.
- Widzę i nie lubię tego! Oj Macho, ty to będziesz miał ciężko – pogłaskał psa, a ja się zaśmiałam.
- Ja to bym się martwiła o twoje dziecko, a nie hahaha- szybko wyskoczyłam z samochodu, bo Lou już przygotowywał się, żeby mnie walnąć. Pomachałam im i razem z moim nowym pupilem weszłam do domu. Mila siedziała przed telewizorem i obżerała się czymś, co ostatnio było całkowicie normalne.
- Hej, co tam żresz?
- Hejo, a nie wiem, znalazłam jakieś chrupki w szafce.
- No ta, standard, a sprawdziłaś chociaż datę ważności? – spytałam i wypuściłam od razu Macho.
- Taaa. Jak mi gdzieś tu nasika, to cię zabije!
- Srututu wiem, że go kochasz.
- Kocham to ja te chrupki, a on śmierdzi. Ej no weź go! – krzyknęła kiedy maluch wskoczył na łóżko i zaczął wąchać opakowanie, które trzymała Mila.
- Uspokój się haha. Chodź Macho, zjesz kolacje!- zawołałam i wyszłam z pokoju do kuchni, żeby nasypać mu karmy. Kiedy mały jadł, ja wróciłam do Mili która.. płakała?
- Ej Mila! Co ci?
Zaczęła jeszcze mocniej płakać, a po chwili wybuchnęła śmiechem jak opętana.
- Yyyy no ten, znaczy że ciąża?
Mila tylko pokiwała głową, a ja złapałam się za głowę i wróciłam do kuchni.
- MACHO NIE!! – krzyknęłam, jak tylko przekroczyłam próg.
- CO ZNOWU ! – Mila rozmawiała ze mną przez całe mieszkanie.
- Eee no nic, tylko wywalił karmę-odpowiedziałam, chociaż tak naprawdę znowu nasikał na podłogę, ale nie chciałam już bardziej wkurzać ciężarnej. Posprzątałam szybko i poszłam z Macho do pokoju, byłam już tak zmęczona, że marzyłam tylko o spaniu.
Nadszedł weekend, nareszcie wolne! Rano wyszłam na spacer z Macho i po drodze zajrzałam do chłopaków. Jak zwykle oni jeszcze spali, a drzwi otworzył mi zaspany Lou.
- Eghm.. hej – wypowiedział między ziewaniem.- Co ty tu tak wcześnie robisz?
- Hej, byliśmy na spacerze i pomyślałam, że przyjdę was obudzić. Nie zapomniałeś, co dzisiaj jest prawda?
- Ymm? Sobota?
- Bardzo śmieszne, dzisiaj jedziecie z Milą wybrać obrączki!
- Aaaaa no racja. Ale to chyba możemy pojechać w jakiejś normalnej godzinie, nie?
- Że tak powiem… radzę ci się teraz dostosowywać do Mili, bo hmm ostatnio jest troszkę nerwowa.
- Można się przyzwyczaić, spokojnie. Moment, nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ona też już wstała? – nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo zadzwonił jego telefon. Weszliśmy do salonu, a on odebrał komórkę, od razu wiedziałam, że to była Mila. Louisowi mina z zaspanego dziecka zmieniła się w przerażonego chłopca, który odpowiadał tylko : Tak, oczywiście, jak sobie życzysz.
- Hahaha, a nie mówiłam? – spytałam kiedy odłożył telefon, pokazał mi tylko język i poszedł się ubierać. W między czasie doszedł Harry.
- Czeeeść – podbiegł do mnie z otwartymi ramionami i mocno mnie przytulił, a potem pocałował.
- Hej Macho – pogłaskał psiaka i wziął go na ręce - A co wy tak wcześnie?
- Spacerek musi być, a po za tym chciałam wykorzystać nieobecność Lou na obmyślenie dekoracji. Pomożesz? – w tym momencie Lou zabrał kluczyki i ze zrezygnowaniem wyszedł z mieszkania. My wymieniliśmy tylko spojrzenie i zaśmialiśmy się cicho.
- No jasne, tylko najpierw coś zjem. A masz już jakiś pomysł?
- Myślałam trochę nad tym i sądzę, że najlepiej będzie skromnie, ale elegancko. Biały obrus, porcelanowa zastawa, duuużo róż, najlepiej białych i różowych. Będziemy musieli tu nieźle posprzątać.
- Poradzimy sobie - odpowiedział między gryzami kanapki.
- A do tego Mila musi kupić sukienkę! A Louie garnitur.
- Ej, my też musimy jakoś wyglądać!
- No taaak, ale to będzie już łatwiejsze. Dobra oni pojechali po te obrączki, to my chodźmy zobaczyć gdzieś garnitury.
- Garnitury? A nie lepiej sukienkę?
- Yhhh…. Naprawdę chcesz szukać sukienki dla Mili, DLA MILI?- spytałam z niedowierzaniem.
- Chyba nie haha, dobra chodźmy. Zostaw u nas Macho, może nic nie obsika…
Pojechaliśmy do sklepu z garniturami, było ich tam tyle, że nie wiedziałam w którym Lou wyglądał by najlepiej. Harry przejął inicjatywę i znalazł kilka naprawdę fajnych. Postanowiliśmy zadzwonić po Louisa, żeby przyjechał je przymierzyć, ale kiedy odebrał telefon usłyszałam w tle marudzenie Mili, a Lou ciągle odpowiadał tak, masz rację itd. Itp.
- Louis haha możesz się wyrwać na godzinę?
- Zwariowałaś?! Nadal nic nie wybraliśmy, a Mila nalega żeby zrobić to dzisiaj.
- Ahahaha, no to powodzenia. Dobra Lou odpada, to może chociaż ty coś przymierzysz?- powiedziałam, kiedy się rozłączyłam.
- Dooobra, to może ten? – wziął jeden z wybranych i poszedł do przymierzalni. Ja rozsiadłam się w fotelu i zaczekałam.
- I jak? – spytał Hazza, kiedy odsłonił zasłonę.
- No no, pasuje idealnie – wstałam i podeszłam do chłopaka. – Będziesz się elegancko prezentował.
- Przy tobie będę wyglądał jedynie dobrze. A już wiesz w co się ubierzesz?
- Ymm.. no nie wiem, na pewno w jakąś kieckę, ale pozwól, że kupię ją razem z Milą haha.
- Co nie wierzysz w mój dobry gust?! –spytał oburzony.
- Nie no oczywiście że wierzę, ale i tak będziemy kupowały sukienkę dla niej, a przy tym was nie może być. No nie fochaj haha – zaśmiałam się kiedy zrobił „smutną” minę, splotłam ręce wokół jego szyi i popatrzyłam w oczy.
- Zmieniłaś się – powiedział po chwili milczenia.
- To znaczy? W jakim sensie?
- Tak po prostu, jesteś taka bardziej pewna siebie.
- Jestem po prostu szczęśliwa głąbie – uśmiechnęłam się, a on od razu pocałował mnie prosto w usta, jego ręka powędrowała w dół mojej tali, a ja jeszcze bardziej przytuliłam się do jego torsu. Nasze czułości przerwała ekspedientka z pytaniem, czy zamierzamy coś dzisiaj kupić. Wzięliśmy garnitur Harrego i wyszliśmy ze sklepu. Lokaty miał tam wrócić jutro z chłopakami, żeby już wszyscy się obkupili. Zadzwoniłam tym razem do Mili, miałam nadzieję, że już opuścili jubilera, ale oni nadal tam siedzieli bezradni. Dojechaliśmy do nich i razem zaczęliśmy szukać obrączek.
- No bo zobacz. Te są ładne, ale i te, a te to już cuuuudne są! – gadała jak nakręcona Mila, pokazując mi praktycznie wszystkie obrączki, jakie mieli w sklepie.
- Przez tyle czasu nic nie wybraliście?
- No jak Louisowi się nic nie podoba!
- Nie zwalaj winy na mnie! To ty się nie możesz zdecydować! – chłopak zaczął się bronić.
- Najlepiej mnie oskarżyć!
-HEJ! Zamknijcie się, musimy dzisiaj to załatwić, więc skupcie się, każdy pokazuje te, które najbardziej mu się podobają. Ty Harry też! - zwróciłam się do niego, kiedy zauważyłam, że bezsensownie kręci się po sklepie.
- Dobra, ja myślę, że te są najładniejsze – Mila pokazała jeden komplet, a ja jej przytaknęłam.
- Zgadzam się, te są super!
- Hmm… mi się wydaje, że te będą lepsze – Louis pokazał swój wybór, który według mnie był beznadziejny.
- Zgadzam się z Lou! – dołączył się Harry.
- Żartujecie sobie? Brzydkie są! Nasze są lepsze – powiedziała Mila, pukając się w głowę.
- Mi się podobają.
- Yhhh z wami jest coraz gorzej chłopcy.
- Nie prawda! Nasze są ładniejsze! – Harry zmierzył nas wzrokiem, a my zachichotałyśmy – Lou, powiedz coś!
- Harry, z nimi i tak nie wygramy i dobrze o tym wiesz –powiedział, na co przybiłyśmy z Milą piątki.- Niech już będą te.
- Pantoflarz – mruknął Hazza, a Lou zdzielił go po głowie.
- Hahaha no chyba nie będziecie się bić w sklepie? To co? Bierzemy te? Błagaaaaam – Mila podeszła do Louisa i objęła go w pasie.
- Okej, okej - poddał się i cmoknął ją w usta.
I tak ponowie z Milą wygrałyśmy z chłopakami. Dumne z zakupu wróciliśmy do mieszkania chłopaków, gdzie wszyscy dopiero teraz powstawali, a Macho musiał sam się bawić pozostałościami po najprawdopodobniej skarpetkach Harrego.
- Ten pies jest chory! – krzyknęła Mila, kiedy zobaczyła bałagan.
- Ten pies jest cudowny! – odpowiedziałam jej i podeszłam do mojego malucha.
- Ehh.. jaka pani taki pies- powiedziała, a ja rzuciłam w nią „skarpetą”.
Harry pokazał swój zakup i nawet Mila był nim zachwycona. Jutro chłopcy mieli pojechać kupić garnitury dla siebie, a ja razem z Milą sukienki. Czekała nas trudna misja. Wyruszyłyśmy o 9 rano, a do 15 obejrzałyśmy chyba z 1213428489 sukienek, dla panny młodej i dla mnie.
- Jestem wykończona – powiedziałam, kiedy zrobiłyśmy sobie przerwę.
- Ja tak samo, nic mi się nie podoba!
- Musimy obrać inną taktykę.
- Hmm?
- Ja idę szukać sukienki dla ciebie, a ty dla mnie.
- NIE! Już ja wiem, co ty mi wybierzesz.
- A masz lepszy pomysł!?
- No nie… ale błagam nie zwal tego. To najważniejszy dzień w moim życiu- poprosiła.
- Nie bój się, dobra rozdzielamy się haha. Widzimy się za godzinę.. no może dwie..
- Ta.. chyba za pięć.
Pomachałyśmy sobie i zaczęłam poszukiwać jakieś sukienki, która spodobałaby się Mili. Miliony przewalanych wieszaków i nic. Skapitulowałam i poprosiłam o pomoc ekspedientkę, ale ona jeszcze bardziej ogarnięta pokazywała takie sukienki, które nawet moja babcia by nie założyła. W końcu po 2 godzinach znalazłam coś wartego uwagi. Prosta, zwiewna, biała suknia bez ramiączek, przepasana pod biustem szarfą. Ideał. Dumna ze znalezionej sukni poszłam na poszukiwanie przyjaciółki. Mila też już znalazła kreację dla mnie i w sumie byłam mile zaskoczona. Pokazała mi ciemnofioletową mini-sukienkę, którą od razu postanowiłam przymierzyć. Przylegająca do tułowia, jednolita sukienka zmieniała się w pasie w pełną falbanek i koronek spódnicę. Wyglądała naprawdę ładnie, więc byłam zadowolona z wyboru Mili. Kupiłam swój strój i zaprowadziłam Milę do jej sukni.
- No pokaż to coś… WOW- powiedziała, kiedy wyciągnęłam strój.- Jest śliczna! Gabi brawo!
- Nie dziękuj tylko przymierz! – wyrwała mi sukienkę i pobiegła do przymierzalni. Suknia leżała cudownie, idealnie pasował do Mili, a do tego nie uwypuklała jej delikatnie widocznego już brzuszka.
- O czymś takim właśnie myślałam! Dziękuje Gabi! – rzuciła się na mnie z uściskami.
- Haha proszę, proszę. Dobra skoro już mamy te głupie sukienki to błagam, wracajmy.
- Co ty! Jeszcze buty i biżuteria!
- MILA! – jęknęłam głośno.
- Nie ma Mila, idziemy – pociągnęła mnie za rękę, kupiła swoją sukienkę i udałyśmy się do sklepu z butami. Ja do mojej wybrałam parę czarnych szpilek, tak właśnie szpilek, postanowiłam poświecić się dla Mili w ten jeden dzień. Ona natomiast kupiła zdecydowanie za wysokie, jak dla kobiety w ciąży, białe szpilki. Zadowolone i strasznie zmęczone poszłyśmy po kilka dodatków. I tu znowu się zawiesiłyśmy, po długich zastanowieniach Mila kupiła delikatny, srebrny komplet, a ja bransoletkę z czarnych kamyków i do tego kolczyki. Zmordowane wróciłyśmy do domu..

Wielkie dzięki za 34 komentarze,44 obserwatorów i 19280 wejść! :) 
14 maja wyjeżdżamy na wycieczkę=brak internetu, czyli nowy rozdział pojawi się albo 18 maja, albo 13. Jak chcecie 13, to błagajcie Gabi hahaha :D 

+prośba do osób, które chcą być informowane. Czy mogłyby WSZYSTKIE te osoby, napisać w komentarzach swoje nicki na TT, ewentualnie nr gg? Bo nie wiem kogo nareszcie mam informować, sorry :(
foreveryoung x