-Po pierwsze, ciąża ci nie służy- z każdym dniem wyglądasz gorzej. Po drugie- jak z rodzicami? Po trzecie, co zrobiłaś Lou, że taki wkurzony wrócił w nocy?
-Po pierwsze: hej, też się cieszę, że cię widzę. Po twoje pierwsze- w moim obecnym stanie psychicznym całkowicie wisi mi to jak wyglądam. Po drugie szkoda gadać. Wściekli się i chcą mnie zabrać do Polski. A po trzecie... to już w ogóle szkoda gadać.
-Mów-rozkazała, wręczając mi kubek z kawą.
-Chwila. Najpierw muszę się obudzić- powiedziałam i napiłam się napoju. – Boże co to jest?!
-W ciąży tylko takie rozcieńczone gówno możesz pić. Muszę dbać o swojego siostrzeńca albo siostrzenicę!
-To sama to sobie pij-wylałam wszystko co zostało do zlewu i wzięłam sok z lodówki.
-Czekam na relację! – przypomniała.
-Louis mi się wczoraj oświadczył- oznajmiłam z największym spokojem, na jaki było mnie stać.
-WOOOOOOOOOOOW! No to chyba powinnaś skakać z radości, a nie tak zamulać! Chyba, że… nie Mila, błagam nie mów, że się nie zgodziłaś!- piszczała.
-Nie zgodziłam się, bo zrobił to tylko dlatego, że moi rodzice tego oczekiwali… Nigdy tak naprawdę nie pomyślał o nas jak o rodzinie- stwierdziłam, a Gabi spojrzała na mnie wzrokiem „zgłupiałaś dziewczyno, zgłupiałaś do reszty”.
-Mila do cholery! On cię kocha i bardzo możliwe, że bardziej niż ty jego, a ty odrzucasz jego zaręczyny?!
-Noo…
-Zgłupiałaś! Jak wrócił w nocy to chyba cały budynek obudził. Tak wściekłego to go jeszcze nie widziałam. Wzięłam samochód Hazzy i przyjechałam, a on miał z nim pogadać… Sądziłam, że się o coś mniejszego pokłóciliście, a ty… OMYGY! JAK TY MOŻESZ BYĆ TAKĄ IDIOTKĄ MILA?! - darła się na mnie.
-Skończ! Ciekawe jak ty byś się zachowała w takiej sytuacji- każde słowo mówiłam coraz ciszej, a przy ostatnim się rozpłakałam.
-Jeju przepraszam-powiedziała i mocno mnie przytuliła. – To przez tą ciąże masz takie rozchwianie emocjonalne?
-No, nienawidzę tego. W jednej chwili cieszę się jak idiotka, a w drugiej… No fuck! – łzy wciąż leciały.
-Popłacz sobie, dobrze ci to zrobi- mówiła do mnie jak do dziecka, uspokajająco głaszcząc po głowie.
-Dzięki, już mi lepiej-powiedziałam po kilku minutach, kiedy już się uspokoiłam. – Zaraz będą tu moi rodzice, muszę pozwiedzać dzisiaj z nimi Londyn… Yghr!
- Wesprę cię haha. I tak nie mam nic do roboty, to z wami pójdę.
-Dzięki! Uwielbiam cię, wiesz?
-Wiem wiem. Leć się umyj i ubierz, a ja zrobię ci jakieś kanapki. No już! – pogoniła mnie.
Szybko wykonałam jej polecenie, w tempie ekspresowym myjąc się i ubierając. Po raz kolejny ubrałam się jak nie ja: dżinsy, zwykły T-shirt, bluza z kapturem i trampki. Makijażu postanowiłam w ogóle nie robić, a włosy związać w kucyka. Nikt na ulicy by mnie nie poznał, sądzę nawet, że gdybym minęła się z chłopakami, to oni również by mnie nie poznali. Gdy wróciłam do kuchni, nie skomentowałam zdziwionego spojrzenia Gabi, tylko od razu wchłonęłam przygotowane przez nią kanapki. W czasie kiedy jadłam, zadzwonił dzwonek do drzwi i Gabi wpuściła moich rodziców. Nie wiedziałam, jakie było ich nastawienie do mnie dzisiaj, ale kiedy uśmiechnęli się i mocno mnie przytulili wiedziałam, że wszystko jest ok. Mama poprosiła mnie o rozmowę w cztery oczy, więc wyszłyśmy do mojego pokoju, a Gabi została z moim tatą.
-Mila słuchaj, wczoraj zareagowałam zbyt emocjonalnie. Jesteś dorosła i odpowiedzialna, ale dla mnie na zawsze pozostaniesz moją małą, naiwną córeczką. Wszystko wczoraj przemyśleliśmy z tatą i stwierdziliśmy, że dacie radę. Louis świata poza tobą nie widzi i na pewno będzie świetnym ojcem, tak jak ty matką. Mamy nadzieję tylko, że będziecie nas często odwiedzać? –wyrzuciła z siebie.
-Jasne. Dziękuję-wtuliłam się w nią tak, jak za dawnych lat.
-A i pamiętaj, że zawsze jak będziesz miała jakiś problem, to możesz na nas liczyć! Bez względu na wszystko.
-Wiem, kocham cię mamo.
Pogodzone i szczęśliwe wróciłyśmy do kuchni, w której Gabi zawzięcie przekonywała mojego ojca do jednego ze swoich obrazów.
-Tato, nie słuchaj jej, ona tak lubi czasami pogadać. Gabi, nie męcz mojego jedynego ojca!
-No ale ten obraz naprawdę przedstawia jesienną depresję!
-Gabrysiu, ja nadal widzę tu tylko czarną i siwą plamę z brązowymi kropkami, przepraszam.. –mówił skruszony.
-Bo tak właśnie artyści przedstawiają depresję!
-GABI! Idziesz z nami i koniec gadania o sztuce, czy zostajesz i gadasz z obrazem?
-Idę idę… Nie mam z kim porozmawiać o swoich zainteresowaniach! –narzekała.
-Żeby ktoś rozmawiał o twoich zainteresowaniach to musi być zalany w trupa, a ja ze względu na swój stan nie mogę pić, przepraszam-uśmiechnęłam się przeuroczo.
-Wredna jesteś. Zobaczysz, ja ci jeszcze pokaże na co mnie stać!- pogroziła mi.
-Dziewczyny idziemy, czy będziecie tak gawędzić?- spytała mama, patrząc na nas z politowaniem.
-Idziemy, idziemy-odpowiedziałyśmy chórem.
Ostatnie spojrzenie w lustro i wyszliśmy na podbój Londynu. W sumie, mogłam spodziewać się, że będzie ciężko i baaaardzo męcząco. Ale żeby aż tak? Pogoda była do dupy, rodzice chcieli widzieć wszystko, co tylko się da, a do tego irytowała mnie Gabi, która cały czas namiętnie wymieniała sms z Harrym. Lou? Lou nie odezwał się ani słowem. Nawet jednego, głupiego sms przez cały dzień. Po 5 godzinach zwiedzania, oprowadzania i tłumaczenia byłam wściekła, zmęczona i głodna, więc kolejnym przystankiem było Nandos. Będąc najedzona, miałam dużo lepsze nastawienie do życia. Naszą „wycieczkę” skończyliśmy w kinie na dosyć dobrym filmie. Rodzice pojechali do hotelu, a my do naszego mieszkania. Dochodziła 22, co oznaczało cały dzień na nogach. Wykończona natychmiast walnęłam się na swoje łóżko, a obok mnie klapnęła Gabi. Postanowiłyśmy olać wszystko, zrobić sobie popcorn i włączyć durną komedię romantyczną. Nie pamiętam nawet, kiedy zasnęłyśmy. Pamiętam za to, że kiedy rano się obudziłam, to popcorn walał się po całym łóżku, a Gabi leżała głową na moim brzuchu. Delikatnie ją obudziłam, przypominając o odwiezieniu rodziców na lotnisko. Tak, była niedziela- za 2 godziny mieli odlecieć. Superszybko doprowadziłyśmy się do porządku i pojechałyśmy taksówką do hotelu. Moi rodzice już na nas czekali. Pożegnanie na lotnisku było standardowe: uściski, łzy i buziaki, „uważajcie na siebie, zdrowo się odżywiajcie, uczcie się blablablabla”. Odlecieli. Wolność. Taaaa, wolność. Najpierw to trzeba się nauczyć na uniwerek na jutro. Od razu po powrocie do mieszkania rozłożyłam książki na łóżku i zagłębiłam się w cudownych i fascynujących tajnikach dziennikarstwa. Po pewnym czasie do pokoju weszła Gabi.
-Daruj, ile można nad książkami siedzieć…
-Nie wkurzaj mnie nawet. Ty już swój rysuneczek masz?- spytałam, przeciągając się.
-Mam, mam. Głodna jestem-jęknęła. – Skoczę do Chińczyka po coś na wynos, a ty ogarnij trochę w kuchni.
Już po kilku minutach Gabi wróciła z pysznym jedzonkiem. Kiedy jadłyśmy, dziewczyna poruszyła niebezpieczny temat:
-Jak z Louisem?
-Nie zadzwonił, nie napisał, nie chcę o tym gadać. Idę się przewietrzyć -wstałam od stołu, założyłam bluzę i wyszłam z mieszkania. Moje zachowanie było bezsensowne, ale potrzebowałam chwili spokoju i odetchnięcia chłodnym już o tej porze, powietrzem. Poszłam do najbliższego parku, usiadłam na ławce i z przyzwyczajenia wyjęłam telefon. Spojrzałam na tapetę i znowu zachciało mi się płakać. Z ekranu iPhone`a uśmiechał się do mnie Louis, który od 2 dni nie zadzwonił, ani nie napisał. Moja cholerna duma nie pozwalała mi na wykonanie pierwszego kroku, bo według mnie miałam rację. Schowałam telefon i patrzyłam na ludzi spacerujących alejkami, gdy usłyszałam dzwonek przychodzącego połączenia. Szybko ponownie wyciągnęłam telefon i spojrzałam, kto dzwoni.
-Hej Niall, co tam?
-Hej mała, a tak dzwonie, bo się nie odzywasz.
-Yhm, rodzice byli, a dzisiaj cały dzień się uczyłam…
-Przeszkadzam?- spytał szybko.
-Nie, teraz mam przerwę na spacer.
-Ooo, to może spotkasz się ze mną? Idę właśnie do Starbucksa po kawy, bo chłopaki mnie zamęczają, a to niedaleko was. Co ty na to?
-Bardzo chętnie, to spotkamy się pewnie na miejscu, znając nasze tempo haha. Do zobaczenia-powiedziałam i rozłączyłam się. Ociężale wstałam z miejsca i poszłam w kierunku Starbucksa. Po kilku minutach zobaczyłam roześmianego Nialla z kawami, idącego w moją stronę.
-Hejooooooooo! Proszę-wręczył mi jeden z kubków.
-Ale ja nie mogę…
-To nie kawa. To gorąca czekolada haha- przerwał mi.
-W takim razie dziękuję. No mów, co tam u ciebie się działo przez te 3 dni kiedy cię nie widziałam?
-A nic, nuda. Wywiady, spotkania z fanami, przygotowania do wydania płyty… Wiesz jak to jest. Lepiej powiedz jak się czujesz.
-A jak mogę się czuć w 8 tygodniu ciąży? Trochę przystopowałam z rzyganiem, ale mimo wszystko nadal, humorki mam zajebiste, w cholerę nauki i jeszcze... –zacięłam się, a łzy stanęły mi w oczach.
-Louis? To zwykła kłótnia w związku, wiele takich jeszcze przed wami.
-Nie wiesz co się stało, prawda?
-Pokłóciliście się, normalne.
-On mi się oświadczył, a ja go odrzuciłam-powiedziałam cicho.
-Ja… nie będę cię osądzał. Zrobiłaś to, bo uważałaś to za najlepsze wyjście, twój wybór. Wiedz tylko, że on bardzo cię kocha.
-Wiem. Ale wiem też, że tak naprawdę nie chce ślubu. A z resztą, zmieńmy temat. Zaraz ci te kawy wystygną, a chłopaki zimnych pić nie będą chcieli haha.
-To takie ukryte „idź sobie, chce popłakać w samotności?” – spytał z uśmiechem.
-W sumie to nie. Wracam do domu, bo zimno się robi, a poza tym muszę się wyspać przed szkołą.
-O 19 będziesz szła spać?
-Yhm, potrzebuje dużo snu.
-Jesteś tak cholernie mało przekonująca, że aż boli. Chodź ze mną do nas. Chłopaki się ucieszą, a Louis na pewno najbardziej- zaczął mnie przekonywać.
-Gdyby chciał mnie zobaczyć to by zadzwonił, albo chociaż napisał głupiego sms… Idę Niall, poważnie. Pa- cmoknęłam go w policzek i odeszłam we własnym kierunku.
-To ty zadzwoń! – usłyszałam jeszcze jego głos za plecami i przyspieszyłam kroku. Kiedy już weszłam do mieszkania i skierowałam się do swojego pokoju, usłyszałam wołanie Gabi, więc zmieniłam kierunek.
-Idź się ubierz jakoś ładnie, bo zaraz wychodzimy-oznajmiła.
-Wychodzimy? Gdzie? –spytałam zdziwiona.
-Do tego baru dla studentów przy uczelni, jakiś mini koncert ma być czy coś- wyjaśniła.
-Nie chce mi się-jęknęłam.
-W dupie to mam. Idź się ogarnij, za 20 minut wychodzimy.
-Patrzcie jaka miła! Tak jest, proszę pani – powiedziałam kwaśno. Zgodnie z zaleceniem przebrałam się w czarne rurki, białą bokserkę, czerwoną baseballówkę i białe conversy. Włosy rozpuściłam, zrobiłam delikatny makijaż i byłam gotowa. Wróciłam do pokoju Gabi, a dziewczyna krytycznie zjechała mnie wzrokiem.
-Może być, idziemy-stwierdziła. Wyszłyśmy z mieszkania, wsiadłyśmy do metra i po chwili byłyśmy w tym barze. Gabi szybko wyłapała wzrokiem swoich znajomych i pociągnęła mnie do nich. W sumie byli bardzo fajni. Świetnie się nam gadało, a zespół występujący na „scenie” dawał nieźle czadu. Po około 2 godzinach wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Gabi i ruszyłyśmy do wyjścia. Postanowiłyśmy zrobić sobie spacer przed snem, więc wracałyśmy z buta. W czasie drogi do Gabi zadzwonił telefon, a z rozmowy można było wywnioskować, że to Hazza. Gdy dziewczyna się rozłączyła powiedziała z uśmiechem:
-Harry zaraz tu będzie, podwiezie cię do domu, a my jedziemy do niego.
-Haha, ok. rozumiem aluzję. To dobrze, nogi mnie już bolą.
Styles faktycznie był po chwili, a gdy wsiadłyśmy do samochodu, spojrzał na nas badawczo.
-Chyba nie szalałyście za bardzo i macie jeszcze siły? –mówiąc to patrzył na Gabi, zabawnie poruszając brwiami.
-Yghym, ja tu nadal jestem- przypomniałam.
-Do ciebie też mówiłem haha- spojrzał na mnie.
-Ta? Mój plan na wieczór: wejść do mieszkania, zjeść coś, wykąpać się i iść spać. Aktywnie nie?
-Oj przesadzasz, może jakieś zmiany wprowadzisz… - mruknął, a Gabi spiorunowała go wzrokiem.
-Nie, chyba nie. O, jesteśmy. Udanej nocy wam życzę, nie szalejcie za bardzo! Gabi, pamiętaj, że jutro szkoła haha-pożegnałam się i skierowałam się do mieszkania. Przekręcając klucz w zamku, pomyślałam, że to dziwne, że były zamknięte na 2 razy, bo i ja i Gabi przekręcamy na raz. Weszłam do środka, zapaliłam światło i o mało co nie dostałam zawału. O drzwi do kuchni opierał się… Louis. Spojrzał na mnie z uśmiechem i cicho powiedział:
-Przepraszam. Za wszystko.
-To ja przepraszam, zachowałam się jak skończona id… -przerwał mi całując mnie mocno i namiętnie.
-Cholernie mi tego brakowało przez te dwa dni-oznajmił.- Chodź, przygotowałem dla nas kolację.
-Moment. Jak ty się tu dostałeś?
-Gabi dała Hazzie swój klucz.
-Ahh, no tak. Konspiracja jak za wojny-mruknęłam pod nosem.
-Co?
-Nic nic. Pokaż, co przygotowałeś-powiedziałam, a chłopak zaszedł mnie od tyłu i zakrył oczy.
-Ej!- krzyknęłam ze sprzeciwem.
-Niespodzianka to niespodzianka- i nie zwracając uwagi na moje protesty, pociągnął mnie w tylko sobie znanym kierunku. Po chwili stanął i powiedział:
-No, już. Możesz otworzyć oczy-roześmiał się. Rozejrzałam się dookoła i oniemiałam. Staliśmy w moim pokoju, w którym gdzie się tylko dało leżały płatki róż i porozstawiane były świeczki. Na środku rozłożony był kocyk, a na nim położone 2 poduszki i … kosz piknikowy.
-WOW, no … wow- brawo, bardzo elokwentna wypowiedź Mila.
-Stwierdziłem, że ten wieczór będzie inny. Że przypomnisz sobie dzięki niemu wszystkie chwile, które spędziliśmy razem. Każdą rozmowę, randkę, noc… - uśmiechnął się.
-To jest coś wspaniałego. Nie sądziłam, że jesteś aż tak pomysłowy.
-Staram się. Widzisz, te płatki róż przypominają o jednej z najpiękniejszych nocy, jaką kiedykolwiek przeżyłem, świece… pamiętasz tą randkę, kiedy zostałaś moją dziewczyną?
-Oczywiście, że pamiętam. Wtedy w tej knajpie wszędzie były świeczki!
-Dlatego tu są. Koc to najlepsze wakacje, jakie kiedykolwiek miałem, a poduszki…
-Nie mów, że to aluzja do tego jak wwaliłeś mnie z Niallem do tego pierza!
-Hahaha, właśnie do tego haha- roześmiał się.
-A kosz? Nie byliśmy na żadnym pikniku!- przypomniałam.
-Wiem. To jest coś, co zawsze chciałem zrobić, ale nigdy nie było okazji. Dlatego teraz zrobimy sobie domowy piknik – oznajmił z entuzjazmem pięciolatka. – Na co masz ochotę? Mam kanapki, owoce, herbatę w termosie, żelki i ciastka…
-Herbatę w termosie? Really Lou? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-No, mam też kanapki z serem i szynką i nutellą. To jakie chcesz?
-Żartujesz sobie ze mnie prawda?
-Serio jestem taki słaby w kłamaniu?
-Uff. Nie, właśnie ci uwierzyłam, ale gdyby to była prawda to o mój Boże.. – jęknęłam.
-Tak naprawdę, to zrobiłem jedyne co mi wychodzi haha. Tadaaam, spaghetti bolognese! – uniósł pokrywkę koszyka, pokazując zawartość. Ten wariant znacznie bardziej mi odpowiadał, bo co jak co, ale spaghetti Lou robić potrafi. Siedząc na wielgachnej poduszce i zajadając się makaronem, myślałam, jak wielkie mam szczęście. Choć nie zawsze jest idealnie i często się kłócimy, to wiedziałam, że Louis jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kiedy już skończyliśmy jeść, byłam tak przejedzona, że pękałam.
-Co ty ze mną zrobiłeś! Przytyje ze 3 kg spokojnie dzisiaj! – narzekałam.
-Przesadzasz, jesteś w ciąży i musisz dużo jeść, żeby nasze dziecko było zdrowe-powiedział. „Nasze dziecko”- fala łez niespodziewanie napłynęła do oczu i wytrysnęła jak fontanna. Yh, kobietę w ciąży tak łatwo można wzruszyć!
-Kotku, co jest? – spytał zaniepokojony. – Powiedziałem coś nie tak?
-Nie, po prostu… nasze dziecko. Moje i twoje. Nasze- wychlipałam. Brawo Mila, kolejna elokwentna wypowiedź. Wiedziałam, że nie rozumie o co mi chodzi, ale wystarczało mi to, że właśnie teraz delikatnie głaskał mnie po włosach i uspokajał.
-Kocham cię. Tak bardzo cię kocham-usłyszałam wymruczane prosto do ucha.
-Jesteś dla mnie wszystkim-odpowiedziałam.
-Muszę ci coś powiedzieć… - zabrzmiało to niepokojąco. Bardzo niepokojąco. –Usiądź proszę.
Zgodnie z zaleceniem usiadłam na łóżku i patrzyłam oczekująco na chłopaka. Jeżeli stało się coś złego, chcę to wiedzieć prędzej, niż później.
-Louie? – pospieszyłam.
-Chodzi o to, że… Cholera, to miało być łatwiejsze. Posłuchaj. Mało kto wytrzymuje ze mną tak długo, jak ty. Ty wytrzymałaś i zmieniłaś mnie na lepsze, siebie nie zmieniając. Nadal jesteś tą osobą, która od pierwszego spotkania tak namieszała mi w głowie, że nie mogłem myśleć o niczym innym. Często zawodziłem się na osobach dla mnie ważnych, dlatego na początku naszego związku zachowywałem się… jak cham. Mimo tego, że nie jestem idealny i często doprowadzam cię do łez, ty nadal jesteś blisko mnie. I tak miałaś rację, wtedy kiedy ci się oświadczyłem, zachowałem się jak idiota, działający pod presją oczekiwań twoich rodziców. Ale po tej całej aferze zrozumiałem ważną rzecz, przez te 2 dni kiedy nie mogłem cię zobaczyć, przytulić, pocałować, czułem się jakbym miał umrzeć, jakby moje życie nie miało już sensu. Dopiero wtedy, kiedy mnie odrzuciłaś, uświadomiłem sobie, jak bardzo chciałbym tworzyć z tobą rodzinę. Jak bardzo chciałbym, żebyś została moją żoną, miała moje nazwisko, żebyśmy po prostu byli małżeństwem. Dlatego… - przerwał na chwilę i zaczął grzebać w kieszeni spodni. Kiedy znalazł to, co chciał klęknął przede mną i chwycił moją rękę.- Mila, czy chcesz spędzić ze mną resztę życia jako pani Tomlinson? –zadał to pytanie na wydechu, trzymając w drugiej ręce pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym.
-Tak. Tak Louis, chcę spędzić z tobą resztę życia-wyszeptałam i po raz kolejny tego wieczoru, łzy popłynęły mi z oczu. Chłopak delikatnie wsunął mi pierścionek na palec i przyciągnął do siebie mówiąc:
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię! – a po tych słowach, zaczął mnie całować. Bardzo, bardzo namiętnie, nawiasem mówiąc. Spędziliśmy cudowną noc. Rano obudziłam się przed Louisem, jednak gdy próbowałam wstać, uświadomiłam sobie, że to niemożliwe- chłopak zbyt mocno przyciskał mnie do siebie. Skapitulowałam i zaczęłam kreślić nieokreślone wzorki na jego klacie. Tak się na tym skoncentrowałam, że nie zauważyłam, kiedy się obudził.
-Dzień dobry-powiedział zachrypniętym głosem.
-O hej. Obudziłam cię?
-Tak to możesz mnie budzić codziennie-mruknął i pocałował mnie czule. –Chodź, zjemy coś i pojedziemy do chłopaków.
-Wiesz jaki dzisiaj jest dzień?
-Y-y- zaprzeczył.
-Poniedziałek-uświadomiłam go.- Mam zajęcia na uczelni, dokładnie za 1.5 godziny.
-No nieeeee- zaprotestował.-A ja akurat mam dzisiaj wolne. Myślałem, że spędzimy ten dzień razem!
-Popołudnie bardzo chętnie. Kończę o 14, nie obrażę się, jak po mnie przyjedziesz.
-Okej, będę czekał. Co jemy? – nasza rozmowa przeniosła się do kuchni, gdzie Louie stał przed otwartą lodówką.
-Tosty z dżemem.
-Ok. Skończyła ci się moja herbata! – zauważył przeszukując szafki.
-Ty ją skończyłeś, a nie się skończyła. Tylko ty ją pijesz-sprostowałam.
-I co ja teraz mam pić?- spytał załamany.
-Sok? Kawę? Zwykłą herbatę?
-Dobra, sok jakoś przeboleje.
-Łaskawca się znalazł- stwierdziłam nalewając sok. Prawie go rozlałam, bo nagle Lou podszedł do mnie od tyłu i pocałował w szyję.
-Ale kochany co?
-Kochany łaskawco, zobacz co bym przez ciebie zrobiła-mruknęłam ze śmiechem. Do naszych uszu dobiegło pukanie do drzwi.
-Otworzysz? –spytałam retorycznie Lou.
-Heeeeeeeeeeeeeeej! Mam nadzieję, że w niczym wam nie przeszkodziłam? – usłyszałam głos Gabi.
-Nie nie hahaha. Załapiesz się na śniadanie-odpowiedział jej i razem weszli do kuchni.
-Hej mała, jak się czujesz?- przywitała się i zadała swoje tradycyjne już pytanie.
-Dobrze, nic się od wczoraj nie zmieniło haha.
-Nic się nie zmieniło? Kłamca! Nie pochwaliliście się!- wydarła się i chwyciła mnie za rękę. – To jest nic? Louie jak mogłeś! Mila to rozumiem, że chciała mnie wkurzyć, ale ty się nie pochwaliłeś!
-No sorry no. Tak, zaręczyliśmy się wczoraj. Dziękuję za pomoc- powiedział i przytulił ją.
-No, od razu lepiej. Pokaż ten pierścionek, pokaż haha-ponownie wzięła moją dłoń i zaczęła oglądać pierścionek, który dostałam od Lou. –Śliczny jest, masz gust Tommo haha.
-No ba. Sam wybierałem!
-Mówię, że masz gust. No nic, gratuluję wam i razem z wami się cieszę- uściskała nas i dodała- mam nadzieję, że na jakieś zaproszenie się załapię?
-Jasne haha, w pierwszym rzędzie- odpowiedziałam ze śmiechem.
-Na to liczyłam. Dobra, kończ te śniadanie, ogarnij się i lecimy, bo jeszcze trochę i się spóźnimy.
-Podwiozę was, bo i tak mam parę spraw do załatwienia-powiedział Lou. Jak powiedział, tak zrobił. Zawiózł nas pod samą uczelnię i obiecał, że po mnie przyjedzie. Na zajęciach nie mogłam się skoncentrować i cały czas odbiegałam gdzieś myślami. A to myślałam o ciąży, a to o zaręczynach, a to o jedzeniu?! Zmieniam się w Nialla przez tą ciążę. Nareszcie kolejny nudny, uniwersytecki dzień dobiegł końca i z powrotem siedziałam w samochodzie Louisa.
-Jakie plany?
-Poznasz kogoś – oznajmił tajemniczo.
-Kogo? Mam się bać?
-Czy ty musisz zadawać tyle pytań?
-Wiesz, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie?
-No hahahah, brawo- roześmiał się.
-Skup się na drodze, bo zaraz się zamienimy-pogroziłam mu.
-I tak ci nie dam prowadzić. Nie tego samochodu. A z resztą jesteśmy już na miejscu. Wysiadaj kotku-powiedział. Byliśmy pod ładnie wyglądającą knajpką i kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się dalej spodziewać. Weszliśmy do środka, a Louis od razu pociągnął mnie w stronę jednego ze stolików.
-Cześć mamo! –przywitał się, a mnie zamurowało. Miałam poznać jego matkę?
-Lou! Synku, ale za tobą tęskniłam!- przytuliła go mocno i widać było, że bardzo jej go brakowało.
-Mamo udusisz mnie haha-roześmiał się Louie, a kobieta go puściła.
-Oh, a kim jest ta piękność za tobą? – spytała.
-No właśnie. To jest Mila, a to moja mama-przedstawił nas sobie.
-Miło mi panią poznać- powiedziałam.
-Mów mi Jay. Boo dużo mi o tobie opowiadał, oczywiście w samych superlatywach-uśmiechnęła się.
-Przesadzał jak zwykle-zawstydziłam się.
-Koniec tego przymilania się. Mamo, korzystając z tego, że się spotkaliśmy to chcielibyśmy ci coś powiedzieć.
-Zabrzmiało groźnie, co przeskrobałeś?
-Na początku kwietnia zostaniesz babcią, a trochę wcześniej teściową – oznajmił z całkowitym spokojem. Z moimi rodzicami takie zachowanie byłoby nie możliwe.
-Jesteś w ciąży? – zwróciła się do mnie z uśmiechem.
-Tak, w 9 tygodniu- wydukałam.
-Tak bardzo się cieszę! Gratuluję wam i dziecka i ślubu- Jay była bardzo szczęśliwa i natychmiast porwała nas w objęcia. – Witaj w rodzinie Mila.
-Dziękuję- tylko tyle mogłam powiedzieć.
-Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że zostanę babcią! A dziewczynki jak się ucieszą! Musicie nas odwiedzić jak najszybciej!
-Obiecujemy, że jeszcze w październiku przyjedziemy na jakiś weekend do Doncaster- przyrzekł Lou.
-Trzymam was za słowo. A kiedy ślub? Myśleliście już o tym?- spytała.
-Jeszcze o tym nie myśleliśmy.. Jak ustalimy coś konkretnego, to dowiesz się o tym pierwsza- odpowiedział Louie.
Jay okazała się przemiłą osobą, świetnie się z nią rozmawiało. Zjedliśmy razem lunch i musieliśmy się pożegnać, bo mama Lou przyjechała służbowo tylko na kilka godzin i wracała do domu. My z kolei postanowiliśmy powiedzieć chłopakom o naszych zaręczynach, więc pojechaliśmy do ich apartamentu. Chłopaki, jak to chłopaki w dzień wolny, leżeli na kanapie, obżerali się chipsami i pizzą i oglądali durne programy w telewizji. Byli tym tak pochłonięci, że nie zauważyli naszego przyjścia. Musieliśmy się głośno wydrzeć, żeby ktokolwiek zauważył naszą obecność.
-Ooooo, hej Milaaaaaaa! – przeciągnął w specyficzny dla siebie sposób Zayn.
-Gratuluję haha- pierwszy doskoczył do mnie Harry, a ja spojrzałam tylko na niego ze zdziwieniem.
-Lou rano się pochwalił-wyjaśnił.
-Czego jej gratulujesz? Czym się chwaliłeś? – dopytywał się Niall, wpieprzając chipsy.
-Nie mów z pełną buzią-skarcił go tonem matki, Liam.
-Zaręczyliśmy się wczoraj- poinformował niewiedzących Louis.
-OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO! BĘDZIE ŚLUUUUUUUUUUUUUUUUUB! KOCHAM ŚLUBY!!!!!!- wykrzyknął uradowany blondyn. Wszyscy złożyli nam gratulacje i powrócili do swojego pochłaniającego i aktywnego zajęcia. Telepatycznie stwierdziliśmy, że nie będziemy się do tego przyłączać, więc poszliśmy do sypialni Louisa.
-Nie mówiłeś, że pochwaliłeś się Hazzie- powiedziałam, kładąc się na łóżku.
-Bombardował mnie telefonami od 7 rano, musiałem mu powiedzieć- chłopak wziął laptopa i położył się przy mnie.
-Yhm, martwił się, że ci się nie uda haha.
-No, on mi pomagał to wszystko zorganizować… - Louis rozmawiał ze mną, ale tak nie obecnym tonem, że aż było to irytujące.
-Co tam fanki piszą?
-To co zwykle: kocham cię, wyjdź za mnie, jak ci minął dzień, jesteś super blablablabla. Oo, zobacz! – przekręcił laptopa i pokazał na jednego z tweetów. „@Louis_Tomlinson Poland loves you!”.
-Widzisz jakie masz fanki w Polsce? – byłam dumna z dziewczyn, które spamowały tablice chłopaków, żeby przyciągnąć ich do Polski. Chłopak uśmiechnął się i wystukał coś na klawiaturze.
-Pokaż noooo- próbowałam przekręcić laptopa, żeby zobaczyć, ale on mocno go trzymał.
-Poproś.
-Proszę.
-Ładniej.
-Ładnie proszę-wiedziałam o co chodzi, ale i tak to powiedziałam.
-Pff, to nie.
-No jej, pokaż mi, albo sama się zaloguje!
-To loguj się, czy ja ci bronię?- jego foch był bardzo zabawny. Zalogowałam się na swoim iPhonie i zobaczyłam wpis „I love Poland and polish girls! x”. Roześmiałam się krótko i postanowiłam to skomentować. „@Louis_Tomlinson lovely… But Poland, not polish girls loves you! I know what I say, honey. Sorry : )” – twój tweet został dodany. Wiedziałam, że Louis już to zauważył, bo prychnął cicho i znowu zaczął pisać na klawiaturze. Po chwili, gdy odświeżyłam Twittera, był nowy tweet: „@lovboobear you`re crazy, but I love you, polish girl x”. Po przeczytaniu odkręciłam się do niego, mruknęłam tylko „I love you too” i mocno pocałowałam.
16 rozdział, jako prezent dla wszystkich, którzy przez ostatnie 3 dni męczyli się na egzaminach. Dzisiaj przemowa będzie krótka: 30 komentarzy,35 obserwatorów i 16035 wejść - jesteście amazayn!;) Następny rozdział najprawdopodobniej 6 maja.
Jeszcze do komentarza Ali: ten blog będzie właśnie inny i z całą pewnością będzie opisana historia po urodzeniu dziecka, obiecujemy.
foreveryoung x