-Co?
-Gówno! Ogarnij się dziewczyno, nie można tak żyć! Sądzisz, że jesteś jedyną osobą, która straciła dziecko? Nie jesteś, serio. Przychodzę tu codziennie od 5 dni, a ty z każdym dniem wyglądasz gorzej i zachowujesz się jak jakieś zombie! Poroniłaś i to jest straszne, ale codziennie na świecie kobiety tracą swoje dzieci. To nie jest powód, żeby odwracać się od przyjaciół i rodziny! Twoi rodzice nie wiedzą, co mają robić, a na dodatek podobno nic nie jesz i palisz?!
-No i?
-PALISZ?! CO TO MA BYĆ? ODSTRESOWANIE SIĘ? SPOSÓB NA ZAPOMNIENIE?
-… - nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.
-DO CHOLERY JASNEJ ODEZWIJ SIĘ!
-….
-Uhhhhhh. Okej. Ty nie chcesz mówić, to ja pogadam. Pamiętasz, jak zawsze mówiłaś, że nigdy nie będziesz palić, bo to niszczy zdrowie i jest odrażające? Pamiętasz? Pamiętasz, jak w kwietniu obiecywałaś, że będziesz normalnie się odżywiać i nie kombinować? Mila, kiedy ostatnio widziałaś się w lusterku? Wiesz, jak wyglądasz? Kiedy ostatnio coś jadłaś? Bo z tego co się orientuje, to na dół jeść nie schodzisz, a tego co ci przynoszą rodzice tu, nie przyjmujesz. W pokoju widzę tylko kubki po kawach i pety. Rujnujesz sobie życie i dobrze o tym wiesz. Tylko właśnie nie wiem, po co. Do cholery, po co!? – dziewczyna chyba oczekiwała odpowiedzi.- Świetnie. Nie rozmawiaj ze mną, rodzicami, Gabi, Louisem. Olej nas wszystkich, bo przecież tylko ty straciłaś kogoś ważnego. Tylko wiesz co? Louis też stracił dziecko. Nie, on stracił 2 osoby. Stracił jeszcze ciebie. Bo w tej chwili, tylko wyglądasz jak Mila, a nie ją jesteś. Jesteś jakąś cholerną podróbą, która wszystkich od siebie odpycha. Zastanów się, co ty zrobiłaś z Milą- ostatnie słowa wypowiadała coraz ciszej, patrząc mi prosto w twarz. Gdy odwróciła się i otworzyła drzwi, by wyjść z pokoju, wydusiłam z siebie tylko jedno słowo:
-Przepraszam.
-Ja nie chcę przeprosin. Przeproś siebie, bo to swoje życie rujnujesz.
-Nie rozumiesz, że ja nie umiem inaczej? Że to mnie tak cholernie ściąga na dno? Kochałam to dziecko i przez własną głupotę straciłam! Gdybym wtedy nie zachowała się jak idiotka, to nadal byłabym w ciąży, a na dodatek miałabym cudownego męża i byłabym szczęśliwa! A teraz? Siedzę w Polsce, w swoim zasranym pokoju, wyglądam jak upiór, nie potrafię przełknąć niczego do jedzenia i palę. Wiem, że spowoduje nawrót choroby, wiem.
-To czemu nie zjesz?
-Bo nie mogę. Bo jestem gruba, brzydka i głupia.
-Zgłupiałaś?! Jesteś idealna, Mila i powinnaś zdawać sobie z tego sprawę. Teraz zejdziemy na dół, zjesz obiad, wrócimy na górę, zarezerwujemy samolot do Londynu, wyrzucimy WSZYSTKIE papierosy, ogarniemy ciebie i spakujemy.
-Em, to nie ma sensu.
-Ma sens. To tylko kolejna z naszych akcji. Pamiętasz akcje, kiedy oprócz planu a miałyśmy od razu plan b i c? Teraz jest właśnie taka akcja. I każdy z planów kończy się na tym, że wraca stara Mila. A teraz idziemy jeść- wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni. Po posiłku wróciłyśmy do mojego pokoju i zrobiłyśmy wszystko to, co było zaplanowane. Samolot miałam następnego dnia o 9, na lotnisku miała czekać Gabi. Faktycznie, kiedy wylądowałam w Londynie i wyszłam na lotnisko, natychmiast wpadłam w mocny uścisk dziewczyny.
-Wróciłaś!
-Hej-również ją przytuliłam.- Wróciłam, trzeba znowu normalnie żyć.
I żyłam normalnie. Z pozoru. Bo nic się nie zmieniło od tamtej rozmowy z Em w Polsce. No oprócz tego, że byłam w Londynie. Nadal praktycznie nic nie jadłam, tylko piłam kawę i paliłam. Wpadłam w nałóg, ale mijały dni, a mi świetnie wychodziło udawanie, że wróciła „stara Mila”. Gabi niczego się nie domyślała, z Lou i chłopakami przez telefon rozmawiałam jak najbardziej normalnie, uśmiechałam się, chodziłam na uczelnię itp. itd. Niestety nadszedł tamten wieczór, 2 dni przed Wigilią. Na święta postanowiłyśmy zostać w Londynie, jako że wracali chłopcy i chciałyśmy się nimi nacieszyć.
-Milaaaaaaaaaaaaaaaaa, chodź zjesz ze mną chińczyka- Gabi stanęła nad moim łóżkiem i jęczała mi do ucha, kiedy próbowałam się uczyć. Dziewczyna pomimo tego, że Hazza zaproponował jej mieszkanie razem, wciąż mieszkała ze mną w naszym mieszkanku.
-Nie mam ochoty, jadłam niedawno płatki-standardowa wymówka, która zawsze działała.
-No ale weeź. Bo zamówiłam mega porcję, bo myślałam, że jest mniejsza, ale jednak jest za duża i sama jej nie zjem. No zobacz, jak ładnie wygląda-podsunęła mi pod nos pudełko.
-Bardzo smacznie. Dobra, nałóż mi trochę, to zjem tutaj, bo mam dużo nauki, sesja się zbliża.
-Myślałam, że zjemy razem przed telewizorem. Tak jak kiedyś, z jednego pudełka i w ogóle…
-Gabi mam naukę!
-Ale przerwa ci się przyda. Koniec dyskusji, chodź.
Usiadłyśmy na kanapie i „zajadałyśmy” się chińszczyzną. W mojej głowie była tylko jedna myśl „jadłam już dzisiaj, nie powinnam tego jeść, będę gruba”. Kiedy zjadłam swoją część, natychmiast podniosłam się i skierowałam do łazienki. Odkręciłam kurek z wodą w zlewie, żeby zagłuszyć dźwięki, otworzyłam klapę od sedesu i klęknęłam przed nim. Dwa palce do gardła i gotowe. Cała kolacja zwrócona. Spuściłam wodę, umyłam zęby i otworzyłam drzwi od łazienki. A w nich stała Gabi.
-Wiedziałam. Najpierw znalazłam papierosy, a teraz to. Nic się nie zmieniło, prawda? – jej mina wskazywała na to, że jest mną totalnie rozczarowana.
-Ale o co ci chodzi? Papierosy faktycznie popalam czasami, przyznaję, jednak robi to 1/3, jak nie więcej populacji. A w łazience myłam zęby, to zbrodnia?- udawałam głupią.
-Nie, palenie nie jest zbrodnią, chcesz sobie zatruwać organizm, to truj. Ale to, że zwymiotowałaś PRZED umyciem zębów, jest zbrodnią. Zidiociałaś do końca?!
-Nie wymiotowałam!
-To powiedz to patrząc mi prosto w oczy-nakazała, dobrze wiedząc, że tego nie zrobię. –No właśnie.
-No i co? Zabijesz mnie za to? Za to, że chce być piękna i chuda?
-Nie, ja nie. Ale sądzę, że Louis bardzo chętnie dowie się, że znowu się głodzisz. Ah, no i palenie też go bardzo ucieszy, z pewnością.
-Nie powiesz mu.
-Powiem. I to w tej chwili mu powiem. Ja jestem tylko przyjaciółką, ale on jest twoim narzeczonym, chyba ma większy wpływ.
-Nie zabronicie mi tego.
-Nie zabronimy. Ale możemy dużo więcej. Taki szpital, w którym leczy się problemy psychiczne to bardzo miłe miejsce nie? Chyba bardzo chciałabyś się tam znaleźć, tak myślę.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. Dzwoń, na co czekasz. Pokaż, jaką jesteś przyjaciółką-warknęłam i wyminęłam ją, wchodząc do swojego pokoju. Od razu z torebki wyjęłam papierosy i jednego zapaliłam. Taki tam nowy sposób na odstresowanie się. Nie obchodziło mnie to, że całe mieszkanie będzie śmierdziało, liczyło się tylko odreagowanie i nowa porcja nikotyny. Kiedy dokańczałam dopalanie papierosa rozdzwonił się mój telefon. „Louie dzwoni”.
-Pokrzycz sobie-powiedziałam po odebraniu.
-Nie mam zamiaru na ciebie krzyczeć, to twoje życie. Tylko nie rozumiem, czemu mnie oszukiwałaś?
-Musiałam.
-Nie musiałaś. Zayn też pali, nie lubię tego, ale ok., chcesz to pal. Ale nie masz prawa się głodzić. Jutro gramy ostatni koncert i wracamy do Londynu na święta. Będę u ciebie pojutrze rano. Wtedy pogadamy bardzo poważnie. Teraz muszę kończyć, zaraz wychodzimy na scenę. Pa.
-Pa.
Po tej rozmowie byłam jeszcze bardziej wkurzona. Liczyłam na to, że Lou ochrzani mnie, pokaże jakiekolwiek emocje. A on znowu mówił jak maszyna, ustawiona na tryb „nie umiem mówić z emocjami, bo jestem zbyt zajęty”. Ubrałam się ciepło i wyszłam z mieszkania, nie mówiąc nic Gabi. Skierowałam się do Starbucks`a po kawę. Wracając już z kubkiem parującej kawy, wpadłam na kogoś w drzwiach.
-Naucz się chodzić!- warknęłam.
-Ja umiem, w przeciwieństwie do ciebie! OOH, znowu się spotykamy-usłyszałam i zobaczyłam przeuroczą Eleanor Calder we własnej osobie.
-Jak szczęście to po całości. Witaj, Eleanor- uśmiechnęłam się słodko.
-Dobrze cię widzieć, żywą-dała wyraźny nacisk na ostatnie słowo. –Jak się trzymasz po wypadku?
-Świetnie, dziękuję. Już dawno o nim zapomniałam.
-Tak? Jakoś zmizerniałaś ostatnio. Wszystko w porządku? -nadal utrzymywała swój przesłodziutki ton głosu.
-Teraz nadszedł czas na wyżalenie się i wypłakanie jak do starej, dobrej przyjaciółki?
-Dokładnie. Zranione i porzucone ex Louisa muszą trzymać się razem.
-Słucham? Ja nie jestem ex!
-Oj… przepraszam, po prostu słyszałam, że się rozstaliście po tym wypadku.
-Nie wiem, kto ci to powiedział, ale był w błędzie. Nadal jesteśmy razem i nie, nie zwierzę ci się. Sądzę, że to już koniec naszej pogawędki, cześć-odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
-Do zobaczenia, Mila!- zawołała za mną i roześmiała się słodko.
Spotkanie z Eleanor wprawiło mnie w taką złość, że aby odreagować udałam się do parku. Dochodziła 20, jednak w parku nadal było sporo ludzi. Zauważyłam dwoje młodych rodziców z synkiem. Szczęśliwi wozili go na sankach, a chłopiec śmiał się do rozpuku. Patrząc na tą sielankę nie zauważyłam, kiedy poleciały mi łzy. Płakałam, a wszystkie wspomnienia z mojej ciąży na nowo wracały. Dzień kiedy się o niej dowiedziałam, moment kiedy powiedziałam o niej Louisowi, pierwsze USG, odgłos bicia serduszka dziecka… I ten dzień, kiedy popełniłam największy błąd swojego życia i straciłam je. Siedziałam i ryczałam, a z nieba zaczął padać śnieg. Miękkie płatki śniegu osiadały na moich włosach i kurtce i właśnie wtedy usłyszałam swoje imię.
-Mila? – podniosłam głowę i zobaczyłam osobę, której się najmniej spodziewałam.
-Max? Co ty tu robisz?
-Mieszkam. Londyn to moje miasto haha. Co się stało? Czemu płaczesz? –przysiadł się do mnie i objął ramieniem.
-Bo moje życie nie ma sensu…
-Tomlinson?
-Też. Ale nie tylko…
-Powiesz staremu przyjacielowi, czy mam wyciągać z ciebie siłą?
-Powiem, ale proszę, niech to zostanie między nami, Max.
-Oczywiście, możesz na mnie liczyć.
-Ja… byłam w ciąży…- i w taki sposób opowiedziałam mu o całej sprawie, nie pomijając żadnego szczegółu. Kiedy skończyłam, chłopak patrzył na mnie zszokowany.
-Wiesz, że robisz źle? Zresztą, co ja ci będę mówił, dobrze o tym wiesz. Mila, nie możesz głodować i nie powinnaś palić. Też kiedyś paliłem, podobno na odstresowanie się. Ale rzuciłem, choć było bardzo ciężko. Rzuć teraz, dopóki nie jesteś jeszcze uzależniona. I zacznij jeść.
-Ale po co? Tak jest lepiej-mruknęłam cicho.
-Nie, tak wcale nie jest lepiej. Nie wiedziałem, że byłaś chora, ale jeżeli tak wygląda sytuacja, to nie możesz się głodzić. Masz dla kogo żyć, pomimo tego, że straciłaś dziecko. Masz Louisa i możecie mieć jeszcze tyle dzieci, ile będziecie chcieli! Pomimo tego, że nie przepadam za nim, to uważam, że nie powinnaś go odtrącać, bo właśnie to teraz robisz. Kochasz go?
-Oczywiście, że tak.
-Chcesz być z nim na zawsze?
-Tak.
-No to pokaż to do cholery! Nie odrzucaj go dlatego, że macie problemy! On też je ma i na pewno nie jest mu łatwo. Idź teraz do niego i pokaż mu, ile dla ciebie znaczy. Razem pokonacie wszystkie trudności.
-To nie jest takie proste… Mogę się z nim spotkać dopiero za 2 dni, jest w trasie.
-Wolisz czekać 2 dni i dalej niszczyć sobie życie, czy teraz do niego jechać i wszystko zakończyć?
-Teraz.
-Gdzie grają koncert?
-W Manchasterze…
-Jedziemy.
-Jedziemy? –spytałam zdziwiona.
-Tak, zawiozę cię tam. No chyba nie będziesz wlokła się pociągiem?
-Ale twoje plany…
-Nie są ważne. Jesteś moją przyjaciółką, przynajmniej ja cię za nią uważam. Chodź, wsiadamy do samochodu i jedziemy do twojej miłości. No chodź!- ze śmiechem pociągnął mnie za rękę.
-Już, już. Tylko jeszcze jedna sprawa-wyjęłam z torebki ostatnią paczkę papierosów jaką miałam i wrzuciłam do śmietnika, jednocześnie obiecując sobie, że nigdy więcej nie wezmę tego świństwa do ust. – Teraz możemy jechać.
-Mądra dziewczynka, chodź-poszłam za nim do jego samochodu i już po kilku minutach opuszczaliśmy Londyn.
-Mila, pobudka, zaraz będziemy na miejscu- poczułam delikatne szturchanie.
-Co? Gdzie my jesteśmy? – spytałam nieprzytomna.
-W Manchesterze i obecnie próbuje się dowiedzieć, w jakim twój rycerz jest hotelu haha. O, chyba już wiem- sięgnął po telefon i odczytał nazwę. –Dobra, to 5 minut drogi stąd. Mam nadzieję, że jeszcze nie będzie spał haha.
-Która godzina?
-Dochodzi 1:20.
-Tak późno? Długo jechaliśmy?
-Coś koło 5 godzin. Nieźle się skończył mój 20 minutowy wypad do parku haha. O fuck, chyba będziemy mieli problem.. –powiedział, patrząc na wejście do hotelu, przed który właśnie zajechaliśmy. Stało tam na oko ponad 100 fanek, więc wejście do hotelu było zatarasowane.
-Dobra, wysiadam. Wysiadasz ze mną? –spytałam.
-Nie, wolę nie. Sądzę, że przez niektóre z nich jestem kojarzony, a nie mam teraz ochoty na spotkanie z fankami. Pojadę do Nathana, on mieszka w Manchesterze. Poradzisz sobie?
-Tak, dziękuję ci za wszystko. I przepraszam, że przeze mnie musiałeś zmienić plany.
-Czego się nie robi dla przyjaciół. Trzymaj się i walcz o niego! Pa-przytulił mnie do siebie i wysiadłam z samochodu. Od razu do moich uszu doszły krzyki i piski fanek. Próbując dostać się do drzwi, zostałam rozpoznana przez jedną z nich, co spowodowało jeszcze większy krzyk.
-Mila?! To dziewczyna Louisa! Mila tu jest! – takie i podobne okrzyki roznosiły się po ulicy.
-Dziewczyny, proszę was, nie krzyczcie. Mogę się dostać do środka?- spytałam głośno ogólnego tłumu.
-Jasne, przepuśćcie ją-powiedziała jedna z nich i wszystkie się rozsunęły robiąc mi przejście.- Pozdrów od nas chłopaków! – krzyknęły jeszcze i zniknęłam za drzwiami. Podeszłam do recepcji i kulturalnie spytałam się, gdzie mieszka Louis Tomlinson. Usłyszałam tylko niezbyt miłe burknięcie:
-Fanki czekają pod hotelem, nie wiem czego tu szukasz.
-Po pierwsze, czego PANI tu szuka. Nie pamiętam, żebyśmy przechodziły na ty. Po drugie, jestem jego dziewczyną i mam prawo wiedzieć, gdzie mieszka. Po trzecie, mogłaby mi PANI łaskawie powiedzieć numer pokoju?
-Jeżeli jest PANI dziewczyną pana Tomlinsona, to proszę do niego zadzwonić i niech sam pani powie numer pokoju. Ja nie mam takich uprawnień.
-Świetnie, tak zrobię- sięgnęłam do torebki i zaczęłam poszukiwania telefonu. Po kilkakrotnym przeszukaniu torebki uświadomiłam sobie, że telefon zostawiłam w mieszkaniu w Londynie. –Dobra, nie mam telefonu, zostawiłam go w swoim mieszkaniu, więc pójdźmy na ugodę. Pani zadzwoni do Louisa i powie, że Mila Kubiak czeka na niego na dole. Zgoda? Chyba to nie wykracza poza pani kompetencje?
-Nie wykracza. Dobrze, zrobię to-wybrała numer i czekała na podniesienie słuchawki.-Halo? Witam, dzwonię z recepcji, przepraszam, że o tak późnej porze, jednak stoi tu pewna dziewczyna, która chce się do pana dostać. Nazwisko?- spojrzała na mnie pytająco, na co szepnęłam jej ponownie swoje imię i nazwisko.-Mila Kubiak. Tak wiem, że to już 3 w ciągu 2 dni. Wygląd? Wysoka blondynka, ładna...
-Da mi go pani- chwyciłam za słuchawkę, a ona zaprotestowała, ale oddała mi ją.- Louis, idioto. Jest 1:34, ja sterczę jak głupia w recepcji, bo nikt mnie nie chce wpuścić, przejechałam pół Anglii, żeby ciebie zobaczyć, a ty sprawdzasz moją tożsamość?!
-MILA?! Co ty tu robisz? – usłyszałam zszokowany głos chłopaka.
-Stoję w recepcji. Podaj mi ten cholerny numer pokoju, bo zaraz ochrona mnie stąd wyprowadzi.
-Haha, 452, czwarte piętro.
-Dzięki, zaraz będę-powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.- Tak trudno było powiedzieć 452?- zwróciłam się do recepcjonistki.
-Nie mogę udzielać takich informacji, przepraszam. Życzę udanej nocy- powiedziała, kiedy już odchodziłam. Winda pomimo tego, że jechała szybko, to dla mnie wlokła się niemiłosiernie. Gdy drzwi windy się otworzyły, to praktycznie biegiem ruszyłam do odpowiedniego pokoju. Nie patrząc na numery, wiedziałam który to. Przed drzwiami stał Louis, roztrzepany i zmęczony. Louis, który uśmiechał się do mnie zachęcająco i wyciągał ręce. Nie pamiętam nawet, jak znalazłam się w jego ramionach. Pamiętam tylko, że przytulałam go tak mocno, że aż mnie samą zaczęły boleć od tego ręce. Pamiętam, jak moje spragnione jego dotyku usta spotkały się z jego ustami. I wtedy wiedziałam już, że wszystko będzie dobrze. Że wszystko, co najgorsze już za nami.
-Mila!- wykrzyknął, kiedy się od siebie oderwaliśmy. –Co ty tu robisz? Czemu nie odbierasz telefonów?! Wiesz jak się martwiliśmy?
-Naprawdę będziemy rozmawiać na korytarzu?
-Oh, jasne, wchodź- odsunął się trochę, przepuszczając mnie do pokoju. –Hazza, wypad, dzisiaj śpisz z Niallem!- krzyknął, kiedy tylko do niego weszliśmy.
-Mila?!-wykrzyknął zaspany Harry.
-Nie, Duch Święty. Tosz oczywiście, że ja. A kogo się spodziewałeś?
-No właśnie nikogo! Chodź do mnie-przytulił mnie do siebie. –Dobra, nie przeszkadzam wam, spadam, miłej nocy-pożegnał się i wyszedł z pokoju.
-Więc?- spytał Lou.
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz? –odpowiedziałam podchwytliwie.
-Oczywiście, że się cieszę, ale jestem mega zdziwiony. Najpierw dzwoni do mnie Gabi, że wybiegłaś z domu po 19 i nie wzięłaś telefonu i nadal cię nie ma, a po kilku godzinach pojawiasz się tu. Jakim cudem się tu dostałaś? I co się działo po naszej rozmowie?
-Mogę telefon? Zaraz ci wszystko opowiem, tylko najpierw zadzwonię do Gabi. Gdy chłopak dał mi telefon, natychmiast wybrałam odpowiedni numer.
-Louis? Wiesz coś?
-Gabi, to ja. Jestem w Manchasterze, u chłopaków.
-MILA! CZYŚ TY ZGŁUPIAŁA DO KOŃCA!? ZABIERA SIĘ ZE SOBĄ TELEFON! PRZEZ CIEBIE ODCHODZĘ OD ZMYSŁÓW!
-Przepraszam, serio. Pokrzyczysz na mnie, jak wrócę, dobrze? Teraz chciałabym porozmawiać z Lou.
-A żebyś wiedziała, że pokrzyczę! Dobra, cieszę się, że nic ci nie jest. Trzymajcie się, pa- rozłączyła się.
-Okej, jedno już załatwione. – oddałam telefon.
-Więc mów. Czekam-popatrzył na mnie zaciekawiony.
-Po rozmowie z tobą byłam mega wkurzona, bo liczyłam na to, że mnie ochrzanisz, albo coś, a ty w ogóle praktycznie nie zareagowałeś. Wyszłam z domu i poszłam do Starbuks`a po kawę i tam spotkałam Eleanor, co też nie podziałało na mnie dobrze. Potem poszłam do parku i spotkałam Maxa i on przywiózł mnie tu. No i jestem.
-Max i El… Wow, nieźle. Ale czemu przyjechałaś? Mieliśmy się spotkać pojutrze.
-Bo uświadomiłam sobie, że jestem idiotką. I to właśnie Max mi to uświadomił. Że tracę wszystkich, na których mi zależy, przez własną głupotę. Straciliśmy dziecko, ale nie stracę ciebie. Bo jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, wiesz?- nie dając mu dojść do słowa, kontynuowałam.-Przyrzekam, że nigdy więcej nie wezmę do ust papierosa. Przyrzekam, że nigdy więcej nie będę się głodziła. I przyrzekam, że nigdy więcej nie będę cię oskarżała o coś, co było tylko i wyłącznie moim błędem. Chcę, żeby było tak jak dawniej, żebyśmy znów byli szczęśliwi. Bo być może to, że straciliśmy nasze dziecko jest znakiem, że coś było nie tak i że nie byliśmy na to gotowi.
-Wróciłaś-odetchnął z ulgą. -Wróciła ta Mila, którą kocham do szaleństwa i o której nie mogę przestać myśleć. Też nad tym myślałem i wiem, że nadal chcę być z tobą do końca swoich dni. Na dobre i na złe. I proszę, nie odtrącaj mnie znowu, kiedy będziemy mieli jakieś problemy.
-Obiecuję-uśmiechnęłam się.
-Kocham cię tak bardzo, że nawet sobie tego nie wyobrażasz-podszedł to mnie i chwycił moją twarz w dłonie.
- Tak samo jak ja?
-Mocniej-przybliżył swoją twarz do mojej.-Dużo mocniej-nareszcie poczułam jego usta na swoich i nie miałam najmniejszej ochoty oderwać się od nich, żeby się sprzeczać. Gdy się od siebie oderwaliśmy, dyszeliśmy jak po przebiegnięciu maratonu. Wtuliłam się w chłopaka, a on powiedział:
-Tęskniłem za tobą. Te kilkanaście dni rozłąki to zdecydowanie za długo..
-Zgadzam się. Gorąco tu-nagle uświadomiłam sobie, że jest mi strasznie ciepło.
-No wiesz, jak się stoi w ogrzewanym pokoju w zimowej kurtce i szaliku, to jest trochę gorąco, jakby nie patrzył haha- roześmiał się.
-No naprawdę, bardzo śmieszne HA HA HA- zaśmiałam się z sarkazmem. –Kurde, nie mam żadnych ubrań na zmianę!
-Dam ci swoje, nie bój żaby. Jakoś ten jeden dzień przeboleje…
-No nie Louis, normalnie zaraz się popłaczę ze śmiechu, jak tobie się żarcik wyostrzył!
-No ba haha. Dobra, masz to, lec do łazienki i wracaj szybko! –rzucił we mnie jedną ze swoich bluzek i spodenek, a ja szybko skierowałam się do łazienki. Wzięłam orzeźwiający prysznic, przebrałam się w ubrania Lou i wróciłam do pokoju. Tak jak sądziłam, chłopak leżał na łóżku i oglądał coś w telewizji.
-Taką cię lubię najbardziej- stwierdził, zjeżdżając mnie od góry do dołu wzrokiem.
-Taką, czyli?
-W moich ubraniach, z mokrymi włosami, bez makijażu… Taką naturalną i delikatną. Cudo- orzekł tonem znawcy.
-Oh dziękuję ci bardzo. Co oglądasz?- spytałam, wtulając się w jego bok.
-Jakieś badziewie, nic lepszego nie ma w telewizji po 2 w nocy haha. Czekałem na ciebie, to go włączyłem, ale sądzę, że już jest niepotrzebny-chwycił za pilota i chciał wyłączyć telewizor, ale wykazałam się nadzwyczajną sprawnością fizyczną i wyrwałam mu go z ręki, szybko uciekając z łóżka. Stanęłam przy telewizorze i tonem pogodynki powiedziałam:
-Nie chcesz oglądać tego cudownego filmu? Zobacz jakie laski tu grają!
-Tak, ten film zdecydowanie jest cudowny. A te laski OMYGY! – zapiszczał jak jakaś podjadana nastolatka.-Ale wiesz gdzie jest najlepsza laska?
-Hm?
-Stoi przy tym telewizorze i cholernie odwraca moją uwagę od tego jakże cudownego filmu.
-Mówisz?
-Taaak. A teraz, czy ta laska mogłaby wyłączyć to badziewie i wrócić do łóżka, czy trzeba wysłać jej specjalne zaproszenie?
-Sądzę, że laska by chciała specjalne zaproszenie.
-Okej, sama tego chce-podniósł się z łóżka i powoli kierował się w moją stronę.
-Zobacz, nie widzieliśmy się tak długo, mamy ogromne i wygodne łóżko do dyspozycji, jesteśmy tu całkowicie sami, bo chłopaki już dawno śpią, no i jeszcze ty w moich ubraniach… Czy to cię nie przekonuje do powrotu do łóżka?- wymruczał, całując mnie za uchem.
-Hm.. No nie wiem, nie wiem. Propozycja całkiem kusząca, a ja jestem taka zmęczona i śpiąca, a te łóżko takie wygodne. Ooo tak, wrócę do niego chętnie-droczyłam się z nim.
-Baaardzo zabawne, serio. Umiesz zgasić człowieka! Chociaż nie, nie udało ci się. Nadal mam na ciebie ochotę-stwierdził i pocałował mnie mocno, popychając na łóżko.
Obudziłam się, czując delikatne pocałunki wzdłuż kręgosłupa. Powoli przypominałam sobie minioną noc, która zdecydowanie była jedną z najlepszych w moim życiu.
-Drapiesz- wychrypiałam.
-Mówiłaś, że lubisz mnie w lekkim zaroście.
-Wtedy, kiedy mnie nim nie drapiesz. No weeeeź Louuuuuuuuuu- wygięłam się, próbując uniknąć spotkania z szorstkim zarostem chłopaka.
-No już, już haha. Chciałem cię powiadomić, że jest dokładnie 12.23 i mam jeszcze 4 godziny wolne, bo o 18 zaczyna się ostatni koncert w tym roku, na którym oczywiście będziesz. Więc wstajemy kotku, ubieramy się, idziemy na śniadanioobiad i zastanowimy się, co robimy dalej.
-Dobra, wstaje. Ale daj mi jakąś bluzkę, bluzę albo coś, bo nie mam się w co ubrać!
-Ty i twoje problemy… -westchnął teatralnie, szukając ubrania dla mnie, przez co dostał poduszką. –Ej! Ja jestem taki miły i daje ci swoje ubrania, a ty rzucasz we mnie poduszką?!
-Tak-potwierdziłam z pełną powagą i zaczęłam się niekontrolowanie śmiac. Lou patrzył się na mnie z przerażeniem.
-Z kim ja się związałem- narzekał.
-Przestań już i daj mi te ubrania haha- chłopak wręczył mi szarą koszulkę i bordową bluzę z zabawnym oburzeniem na twarzy.
-Idę do Hazzy, tylko on mnie tu kocha!- wykrzyknął i opuścił pokój, a ja w spokojnie zniknęłam w łazience. Gdy już byłam wykąpana i ubrana, gratulowałam sobie w duchu, że zawsze noszę kosmetyczkę ze sobą. Pomalowałam się, jeszcze raz przejechałam szczotką po włosach i wyszłam z łazienki. W pokoju nadal nie było Louisa, ale na łóżku leżała karteczka „Jestem z chłopakami w restauracji na dole, dołącz jak najszybciej. Lou x”. Założyłam swoje ukochane czarne botki na koturnie i wyszłam z pokoju. Faktycznie w restauracji siedział cały zespół i gdy tylko do nich dołączyłam, mocno się przytuliliśmy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo mi ich brakowało. Zjedliśmy bardzo smaczny obiad, a w międzyczasie ustaliliśmy co robimy później. Ja, Louis i Liam mieliśmy iść pozwiedzać miasto, a Niall, Harry i Zayn chcieli iść na jakąś wystawę. Po posiłku opuściliśmy hotel. Oczywiście na zewnątrz było mnóstwo fanek, więc odeszłam na bok, a chłopcy rozdawali autografy. Roześmiałam się, kiedy kilka fanek podeszło do mnie i spytało czy noc się udała, bo widzą, że coś się działo. Nie za bardzo załapałam o co chodzi, ale uświadomiły mnie, że jeżeli któryś z chłopaków ma czapkę, to oznacza, że w nocy „dobrze się bawił” i jak stwierdziły „noc musiała się udać, bo i Lou ma czapkę i ja”. Bardzo mnie to rozbawiło, więc rozmawiałam z nimi dopóki Louis i Liam nie byli wolni. Kiedy podeszli do nas, zrobili sobie z dziewczynami zdjęcia i odeszliśmy we własnym kierunku. Zwiedzanie, jak to zwiedzanie, jest w zależności od atrakcji bardziej, lub mniej pociągające. Atrakcje w Manchesterze są, nie da się zaprzeczyć, ale chłopaków i tak najbardziej przyciągał stadion Manchesteru United. Kiedy nareszcie się tam dostaliśmy byli tak podjarani, że musiałam im dosyć głośno przypomnieć, że za 1.5 godziny zaczyna się koncert. Wtedy tak szybko wracaliśmy do hotelu, że prawie musiałam za nimi biec. Gdy tylko wpadliśmy zdyszani do recepcji, na chłopaków czekał Paul. Paul, w zasadzie bardzo miły człowiek, teraz nie miał najlepszego humoru. Ochrzanił chłopaków za spóźnienie, ale kiedy zrobili słodkie oczka i zaczęli odstawiać jakiś teatrzyk, szybko im wybaczył. Wpakowaliśmy się do tourbusa i odjechaliśmy w kierunku hali koncertowej. Tam chłopaków przejęły makijażystki, charakteryzatorki i tego typu osoby. Kiedy na 5 minut przed koncertem byli już całkowicie gotowi do wyjścia na scenę, Niall tradycyjnie zrobił zdjęcie zza kulis publiczności, Zayn po raz kolejny umył zęby, Liam zadzwonił do Danielle, Hazza machał swoimi lokami, a Louis… no właśnie, Louis po prostu stał i patrzył na nich ze śmiechem. Podszedł do mnie i rozmawialiśmy, a wtedy przyszedł Paul i nakazał im wchodzić na scenę. Zaczęło się odliczanie „10, 9, 8…”, Lou pocałował mnie szybko, krzyknął „trzymaj kciuki” i już byli na scenie. Koncert się zaczął, a ja z pomocą spokojnego i emanującego bezpieczeństwem Paula, znalazłam się pod sceną. Pod sceną, gdzie czekała na mnie mega niespodzianka. Zresztą, nie tylko na mnie.
Przepraszam za opóźnienie, ale ten rozdział zaczęłam pisać dokładnie wczoraj po 19. Przed nim były jeszcze 2 inne, ale ten jest najlepszy, więc tadam. :)
To od Mili, bo Gabi twierdzi, że nie powinnyśmy tego pisać: trochę przykro, jak na 47 członków są 22 komentarze...
Nowy rozdział pewnie 3 czerwca.
+od nowego rozdziału informuje TYLKO te osoby, które pod tym rozdziałem zostawią swoje nicki na Twitterze lub numery gadu.
+od nowego rozdziału informuje TYLKO te osoby, które pod tym rozdziałem zostawią swoje nicki na Twitterze lub numery gadu.
foreveryoung
CZYTASZ=KOMENTUJESZ